30 stycznia 2016

Dobrego złe początki... Part II



Witajcie Kochani!

Dzisiaj przybywam do Was z drugą częścią szota „Dobrego złe początki”, który został napisany na zamówienie Lucy Heartfilii i jej go dedykuję ;). Nie mam pojęcia, ile jeszcze opublikuję partów, bo dalszy ciąg wciąż jest w powijakach, ale sądząc po tym, jak rozlegle są moje plany, możecie spodziewać się jakichś stu stron. To są tylko spekulacje, ale tyle mojego, prawda? Co ja to chciałam…? Ach, tak! Serdecznie zapraszam do czytania i komentowania wszystkich, nie tylko stałych Czytelników, którym oczywiście bardzo dziękuję za obecność i za miłe słowa, jakie zostawiają pod notkami :). W tym miejscu mocno Was ściskam, by odwdzięczyć się za wsparcie, jakim mnie obdarzacie :). A ze spraw czysto technicznych, zaznaczę, że notka należy do tych z przedziału 18+ (czyli automatycznie wzrośnie liczba wyświetleń :), dlatego polecam ją osobom pełnoletnim, albo takim, którym erotyki niestraszne :). Na dodatek uchyliłam rąbka tajemnicy, a mianowicie napisałam co nieco o przeszłości Lucy, gdyż to zagadnienie interesowało Lillę :). Mam nadzieję, że się spodoba, a tych, którzy nie czytali pierwszej części, odsyłam tutaj: Part I.
A teraz radujcie się, Robaszki moje!










Szliśmy ramię w ramię główną ulicą, która kilometr dalej przechodziła w polną drogę, będącą naszym celem. Otaczająca nas cisza, była zbawienna i sprzyjała naszemu powolnemu spacerowi, a przerywały ją jedynie stawiane przez nas kroki, które stukotem odbijały się od kamiennego chodnika. Nasze spojrzenia kilka razy się spotkały, a wtedy uśmiechaliśmy się do siebie jak dobrzy znajomi – w końcu nimi byliśmy – niewerbalnie rozmawiając. Miasto, którego mrok rozjaśniał pyzaty księżyc do wtóru z lśniącymi gwiazdami, wiszącymi na granatowym nieboskłonie nad naszymi głowami, i liczne latarnie uliczne, znajdujące się na wyciągnięcie ręki, powoli szykowało się do snu. Gwar na ulicach zmalał, czasami pojedynczy przechodzień mijał nas, by po chwili zniknąć za drzwiami baru, albo wielorodzinnego domu. Byli też tacy, którzy opuszczali miejsce zamieszkania, by udać się na przyjęcie do przyjaciół i balować do białego rana. W końcu był piątek, a to tak zwany „weekendu początek”, o czym wiedziałem nawet ja. Przez kanał, ciągnący się między przeciwległymi stronami głównej ulicy, leniwie płynęła gondola, prowadzona przez dwóch przewoźników, którzy, dlaczego?!, zwrócili na nas uwagę.
— O! To Lucy z Fairy Tail! – zakrzyknął jeden, wskazując palcem na blondynkę. Z granatową chustką zawiązaną na włosach, w burgundowych, podartych spodniach i w wyświechtanej, beżowej koszulce bez rękawów, wyglądał jak korsarz, a nie szanowany przewoźnik towarów, które z samego rana zostaną rozłożone pod dachami kramów i udostępnione na pokaz gawiedzi. Na dodatek był wysoki i chudy jak szkapa, przez co nie mogłem wyjść z podziwu, że ktoś o tak drobnej budowie ciała, trudni się dźwiganiem ciężkich skrzyń i worków, by zarobić na chleb. Jednakże moje obawy były bezpodstawne, bo gdy uniósł rękę, zawzięcie machając nią w naszą stronę, pod skórą wyraźnie rysowały się mięśnie.
Zmarszczyłem brwi, gdyż nie spodobała mi się ta jego poufałość i miałem ochotę podpalić dłoń, by obić mu gębę i nauczyć rozumu, albo chociaż wpoić podstawowe zasady savoir-vivre. Jednakże resztką sił powstrzymałem się i czekałem na ciąg dalszy jego monologu, pewny, że nastąpi. Jakże się myliłem!
— Racja! – dodał drugi – wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, o szerokich barach i sporym bicepsie, ubrany jak brat bliźniak Chuderlaka, szczerzył się i machał do nas, zamykając przy tym powieki. Jego gęsta, czarna broda dodawała mu groźnego wyglądu, kiedy był poważny. Jednakże, gdy tylko się uśmiechnął, jego oblicze łagodniało i przypominał ulubionego wujka, którego nigdy nie miałem. – Lucy! – darł się, aż mi w uszach dzwoniło. Jego głos idealnie pasował do solidnej postury, którą prezentował.
Na drugim piętrze jednego z mijanych przez nas domów, otworzyło się okno, przez które wychyliła się kobieta z wałkami we włosach, krzycząc, żeby ów krzykacz się zamknął. Przyklasnąłem jej propozycji, krzywo się uśmiechając.
— Mam wszystkie twoje zdjęcia w bikini! – wrzeszczał jeszcze głośniej, nie przejmując się zwracającą mu uwagę kobietą w oknie. – Wyglądasz cudnie! Ale na żywo jesteś jeszcze bardziej urocza! – słysząc te niewybredne uwagi na temat mojej, tak, dokładnie, mojej Lucy, ogarnęła mnie potworna wściekłość, połączona z chorobliwą zazdrością. Moja towarzyszka, słuchając słów nieokrzesanych mężczyzn, cała stanęła w pąsach i zaśmiała się nerwowo, dziękując za miłe według niej, a nachalne według mnie, słowa. Niewiele myśląc, zaborczo objąłem ją w talii ramieniem i przyciągnąłem do swojego boku. Spojrzała na mnie nie mniej zaskoczona niż gondolierzy, ale nic nie powiedziała, natomiast ja nie byłbym sobą, gdybym nie ustawił ich na miejscu.
— Panom już podziękujemy – rzekłem poważnym tonem, marszcząc brwi, i mocniej objąłem Heartfilię, której zdziwione spojrzenie czułem na twarzy. – Jeśli chcą panowie zamienić kilka słów z panienką Lucy, zapraszamy w ciągu dnia do siedziby Fairy Tail, gdyż zaczepianie samotnej dziewczyny na ulicy, jest wyjątkowo niegrzeczne i kala jej dobre imię. – Co z tego, że nie była sama?! Guzik mnie to obchodziło! Chciałem zwyczajnie nagadać tym typom. Ktoś musiał ich nauczyć kultury, a że padło na mnie, no cóż, był to doprawdy dziwny zbieg okoliczności. – A poza tym przeszkadzacie panowie w wypoczynku porządnym obywatelom – dodałem, patrząc wymownie w górę. Kobieta w wałkach, słysząc moje słowa, przyklasnęła zadowolona, uśmiechając się szeroko, i zamknęła szczelnie okno, życząc nam dobrej nocy.
Jak na mnie było to wyjątkowo inteligentne przemówienie, ale przyznam szczerze, że dzięki dobremu wpływowi blondynki, stawałem się lepszym człowiekiem. Czułem się mądrzejszy, lepiej wyedukowany i było mi z tym dobrze. Natsu-debil powoli odchodził w niepamięć.
— A teraz dobrej nocy życzę – powiedziałem i skinąłem im głową. 
Nim Lucy zareagowała, ruszyłem w dalszą drogę, wprost do naszej chatki, pociągając ją za sobą i nie pozwalając nawet na milimetr się oddalić. Zdążyła tylko pomachać prawą dłonią absztyfikantom, którzy z wrażenia zapomnieli przebierać wiosłami, i posłusznie szła przy moim boku, szybciutko przebierając nogami, gdyż totalnie zły, sadziłem naprawdę wielkie kroki. Nie zwróciła mi uwagi, ani nie poprosiła, bym zwolnił, dlatego szedłem wciąż tym samym tempem, które w połowie odległości od chatki zmalało. Wciąż trzymałem dziewczynę blisko siebie, jakbym bał się, że zaraz zniknie, ale skoro nie protestowała, nie poczuwałem się w obowiązku, by puścić ją samopas.
W ciszy, przerywanej tylko przez cykady, dotarliśmy pod same drzwi, które gwałtownie otworzyłem, puszczając dziewczynę przodem. Sam wszedłem na końcu, zamykając wrota i przekręcając klucz w zamku – zawsze tak robiłem na noc. Lucy od razu poszła do kuchni przygotować kolację, nie komentując mojego niecodziennego zachowania. Ruszyłem za nią jak cień. Przyodziała się w obciachowo na mnie wyglądający fartuszek, który na niej leżał idealnie, podkreślając co trzeba, umyła porządnie dłonie i otworzyła lodówkę. Poszedłem za jej przykładem i również wyszorowałem ręce, gdyż chciałem albo jej pomóc, albo poprzeszkadzać. Jedno z dwóch. Przedłużające się milczenie jakoś niespecjalnie mi przeszkadzało, gdyż wiedziałem, że mam jeszcze mnóstwo czasu na rozmowę, którą chciałem z nią przeprowadzić. A może zwyczajnie bałem się poruszyć trudny dla mnie temat?
Gdy wyprostowała się i z naręczem warzyw, z których miała składać się nasza kolacja, ruszyła w stronę stołu, zerwałem się z krzesła, na którym przysiadłem, obserwując jej poczynania. Chwyciłem część jarzyn, a zobaczywszy na jej twarzy wyraz wdzięczności, pogratulowałem sobie przytomności umysłu.
— Co i jak pokroić? – zapytałem, chwytając najostrzejszy nóż, jaki posiadałem i stając przy stole, na którym położyłem warzywa. Lucy cierpliwie wyjaśniła wszystko i pod jej czujnym okiem siekałem, kroiłem, soliłem, przystrajałem i bardzo dobrze się z tym czułem. Wydawać się mogło, że niedawne zdarzenie nie miało miejsca, ale widząc jej skupioną twarz, wiedziałem, że konkretnie się nad tym głowi.
Obserwowałem każdy jej ruch, gest, to jak z nadmierną ostrożnością pozbawia ogórki skórki, a pomidory szypułek. Z jaką gracją, przy użyciu przedramienia, odsuwa włosy na plecy. Widząc, że spadające na twarz kosmyki bardzo jej przeszkadzają, oderwałem się od wielce ciekawego zajęcia, jakim było krojenie, umyłem dłonie, osuszyłem je papierowym ręcznikiem i wydobyłem z jednej z szafek różową wstążkę. Stanąłem za dziewczyną i szepnąłem wprost do jej ucha, przelotnie dotykając ustami jego małżowiny:
— Pozwól. – Spojrzała na mnie ponad ramieniem, lekko spąsowiała, ale uśmiechnęła się i skinęła przyzwalająco głową. Delikatnie i powoli zgarniałem jej włosy z twarzy i przeczesywałem palcami, by zebrać je w jednym miejscu, między potylicą a ciemieniem, i związać aksamitną wstążką. Kilka razy, z premedytacją, musnąłem palcami jej kark, szyję lub policzek. Uwielbiałem dotykać tej satynowej skóry o perłowym odcieniu, a że nie miałem ku temu wielu okazji, wykorzystywałem każdą. Gdy w końcu wstążka trzymała jasne pukle w jednym miejscu, a zgrabny kucyk, który – trzeba przyznać – wyszedł mi fenomenalnie, zdobiła kunsztowna kokarda, chwyciłem delikatnie kitę jedną dłonią i przejechałem nią po same końce, które sięgały lędźwi dziewczyny. Wzdrygnęła się, gdy moje palce musnęły jej odkrytą skórę między bluzką a spodenkami, a na twarz wystąpił zdradliwy rumieniec. Uśmiechnąłem się krzywo, włożyłem wskazujący palec prawej dłoni za pasek szortów blondynki i lekko pociągnąłem ją w swoją stronę. Gdy plecy magini dotknęły mojej klatki piersiowej, oplotłem jej talię ramionami i złożyłem czuły pocałunek na jej karku. Wzdrygnęła się, ale nie zaprotestowała. Spojrzałem na plecy dziewczyny, które pokryła gęsia skórka, spowodowana pieszczotą, i lekko przygryzłem skórę między szyją a ramieniem. Gdy jęknęła, zanurzyłem jedną dłoń pod fartuszek, który na sobie miała, a później pod koszulkę i począłem gładzić aksamitny brzuch.
— Natsu? – szepnęła.
— Tak? – odszepnąłem, nie przerywając pieszczoty.
— Co ty… co ty robisz? – zapytała, drżącym z emocji głosem. Jej oddech rwał się, a serce biło szybciej niż zwykle – słyszałem to bardzo wyraźnie. Jako Smoczy Zabójca, miałem wszystkie zmysły wyczulone jakieś tysiąc razy bardziej niż zwykli ludzie.
— Dotykam cię – powiedziałem w przerwie miedzy pocałunkami, którymi znaczyłem jej skórę od szyi do prawego ramienia. – Nie widać? – Uśmiechnąłem się łobuzersko, słysząc jak gwałtownie łapie powietrze. Moja dłoń dotknęła fiszbiny jej stanika, a wtedy Lucy zastygła w bezruchu.
— Wi… widać – zająknęła się. – Ale… ale dlacze… Ach! – To była najpiękniejsza muzyka dla moich uszu, poza brzmieniem jej imienia oczywiście.
Gwałtownie wypuściła nóż trzymany w prawej dłoni i chwyciła nią mój prawy nadgarstek, którego dłoń zmierzała w stronę jej piersi.
— Po… poczekaj. Proszę – szepnęła. Zsunąłem dłonie na jej biodra i tam je oparłem, ale nie przerwałem pieszczot i pocałunków, które składałem na jej karku, szyi, ramionach i plecach. – Ach! – usłyszałem, gdy mój język polizał małżowinę jej lewego ucha.
— No słucham. Chciałaś mi coś powiedzieć, prawda? – zapytałem, chociaż wiedziałem, co utrudnia jej wysławianie się.
— No ta… tak – sapnęła, po czym chwyciła mnie za czuprynę i odciągnęła moją twarz od swoich pleców. Delikatne, acz zdecydowane – takie postępowanie u niej lubiłem. Ba! Ja je kochałem!
Zdjęła moje dłonie ze swoich bioder i w jednej chwili odwróciła się do mnie przodem. W jej oczach płonął ogień pożądania, ale i wściekłości. Tylko czemu to drugie się pojawiło? Nie wiedziałem, dlatego czekałem, co powie.
— Słuchaj no, ty… ty… – zaczęła, zabawnie wykrzywiając przy tym górną wargę.
— Nastu – podpowiedziałem i wyszczerzyłem się.
— OK. Słuchaj no, Natsu. – Dźgnęła mnie palcem wskazującym w mostek. „Lucy, nie rób tego więcej” – pomyślałem, gdy skóra w miejscu, którego dotknęła, zapiekła mnie żywym ogniem. – Co ty sobie wyobrażasz? Co w tym momencie robisz? No słucham. Mów! – Jej bojowa postawa i ogień w oczach sprawiły, że z trudem przełknąłem ślinę i trzymałem ręce przy sobie. W myślach jęknąłem, prosząc Boga, bym umiał nad sobą zapanować. – No dalej! Czekam! – dodała i skrzyżowała ramiona na pokaźnym biuście. Ach! Jakie to było seksowne! I piękne! Aż mnie korciło, żeby porwać ją w ramiona, zanieść do sypialni i kochać się z nią całą noc, i cały kolejny tydzień, który przed sobą mieliśmy. Gdy tylko o tym pomyślałem, zalała mnie fala gorąca. Od kiedy u mnie takie fantazje? Nie wiedziałem.
— Tsk – wydałem z siebie nieartykułowany dźwięk i to było wszystko, na co się zdobyłem, by powstrzymać palące pożądanie.
— Tylko tyle umiesz powiedzieć, chociaż najpierw się do mnie dobierałeś? – zapytała, uroczo, ale z wściekłością, marszcząc brwi. Ach! Jak marzyłem, by ją teraz, natychmiast, już pocałować! – W takim razie opuść kuchnię i nie przeszkadzaj – dodała, odwróciła się do mnie plecami i kucnęła, by podnieść nóż, który wcześniej upuściła. Podeszła do zlewu, wrzuciła do niego brudny sztuciec i sięgnęła po kolejny, znajdujący się w stojaku obok lakrymy gazowej.
Zaszedłem ją od tyłu, a gdy odwróciła się twarzą do mnie, na jej obliczu malował się szok.
— Ugh! – wydała z siebie dziwny dźwięk, wypuszczając z dłoni sztuciec. Niechybnie zraniłaby się w dłoń, ale chwyciłem ostrze w ostatniej chwili, nim dosięgło alabastrowej skóry.
— Trzeba uważać, bo w kuchni łatwo się zranić – szeptałem, przykładając do jej przegubu nienaostrzoną część noża i delikatnie przejeżdżając nią w poprzek nadgarstka dziewczyny. Wstrzymała oddech, a ja napawałem się jej śliczną twarzą, ozdobioną wyrazem autentycznego przerażenia. – Mam rację? – zapytałem. Skinęła tylko głową, po czym zmarszczyła brwi i szarpnęła ręką, którą trzymałem. No cóż, nie należałem do słabych, dlatego nie popuściłem i mimo usilnych starań, nie mogła się wyrwać.
— Puść mnie! Czego ty chcesz?! Co ja ci zrobiłam?! – zapytała, patrząc mi w oczy. Jej podejrzanie zalśniły. Wolną dłonią pogładziłem jej policzek, a później dotknąłem kciukiem dolnej wargi.
— Chcesz wiedzieć? – zapytałem, przyglądając się uważnie jej twarzy. Skinęła głową, przestając się szarpać. – Dobrze. W takim razie – zacząłem i rzuciłem nóż na podłogę – wróćmy do zdarzenia sprzed kilku chwil. – Na jej twarzy zawitał wyraz zaskoczenia. Widocznie nie wiedziała, o czym mowa. – Chodzi o gondolierów. – Jej oczy zogromniały, bo zapewne wciąż nie rozumiała, że czułem się dotknięty tym epizodem. Przysunąłem swoją twarz do jej, patrząc w piękne, orzechowe tęczówki, i zacząłem szeptać: – Bardzo, ale to bardzo nie podoba mi się, że tacy mężczyźni oglądają ciebie niemal w negliżu.
— Ale… to moja praca…
— Cśśś – szepnąłem i położyłem palec wskazujący na jej ustach. – Daj mi dokończyć. – Objąłem ją lewym ramieniem w talii i przyciągnąłem do siebie. Dosięgłem palcami prawej dłoni wiązania na jej plecach i rozwiązałem kokardę, którą przed przystąpieniem do robienia kolacji pieczołowicie stworzyła, a później zdjąłem jej fartuch przez głowę i rzuciłem go w kąt.
— Jeszcze go potrze… – nie pozwoliłem jej dokończyć, wcinając się w zdanie i kładąc na jej ustach palec wskazujący prawej dłoni.
— Kolacja poczeka, kochanie. Mamy ważniejsze problemy do rozwiązania. – Włożyłem dłoń pod jej koszulkę i delikatnie gładziłem linię kręgosłupa, która łagodnie rysowała się pod skórą.
— Natsu… – szepnęła, przymykając oczy, wzdychając cicho i zagryzając dolną wargę. Przyznam szczerze, że mi też podobała się ta gra wstępna. Z zadowoleniem uniosłem prawy kącik ust w krzywym uśmiechu.
— Tak?
— O czym… mówisz? – zapytała i usiłowała mnie lekko odepchnąć. Nie pozwoliłem na to i chwyciłem ją za lewy nadgarstek. Pochyliłem nieco głowę i począłem składać pocałunki na zewnętrznej i wewnętrznej stronie dłoni, by później całować każdy palec osobno. Jej oddech był coraz szybszy, oczy ciemniały z każdą kolejną pieszczotą, co widziałem wyraźnie, gdyż nie odrywałem wzroku od jej tęczówek.
— Dalej nie rozumiesz? – Gdy pokręciła głową, westchnąłem ciężko. – Dobrze. Wyjaśnię ci to raz na zawsze. – Objąłem ją zaborczo i spojrzałem jej prosto w twarz, która wyrażała zaskoczenie. – Jesteś moja. Słyszysz? Moja Lucy. – Pocałowałem ją w szyję i chciałem dotrzeć przez brodę do ust, ale stanowczo mnie odepchnęła.
— Chwila! Co ty bredzisz?! – krzyknęła. Jej oczy ciskały pioruny, a brwi miała zmarszczone, do tego ciało ułożyła w bojowej pozycji. – Co mają do tego gondolierzy i to, że zachowujesz się jak kretyn?! – Zbaraniałem. Naprawdę uważała, że tak zachowuje się kretyn? Na mojej twarzy musiał zagościć wyraz szoku, bo kontynuowała: – Dwa miesiące temu, w dniu, w którym się poznaliśmy, pocałowałeś mnie pierwszy i ostatni raz! Nie wiem, co to miało być! Czekałam przez cały ten cholerny czas na twój ruch, a ty nic z tym nie zrobiłeś, aż do dzisiaj! Lepisz się do mnie, mówisz, że jestem twoja, pieścisz mnie, masz jakieś dziwne wąty o to, że komuś podobały się moje zdjęcia i zachowujesz się jakby słońce ci zaszkodziło! Jak mam to rozumieć? – zakończyła pytaniem, skrzyżowała ramiona na piersi i patrzyła na mnie zmrużonymi oczami. Stałem przez chwilę w bezruchu, przyglądają się jej uważnie i już miałem się odezwać, gdy wyprostowała się, opuściłam głowę i ramiona, a później cichutko rzekła: – Będzie najlepiej jak się wyprowadzę. – Moje serce przeszył sztylet o złotej rękojeści i utkwił głęboko w ciele.
— Czemu… czemu mówisz takie okropne rzeczy? Lucy? – zapytałem smutnym, schrypniętym głosem.
— Sam nie wiesz, czego chcesz od życia, dlatego lepiej będzie, jak się wyprowadzę, a ty zamieszkasz z Lisanną – mówiła, wciąż tym samym, przygaszonym tonem.
— A co ona ma do tego? – zapytałem, marszcząc brwi.
— Nie wiesz? – Spojrzała na mnie ze smutnym uśmiechem na ustach. Pokręciłem przecząco głową. – Od dawna cię kocha. Tak będzie lepiej, dlatego…
— O nie! – wciąłem się jej w zdanie, tupiąc przy tym prawą stopą, aż podłoga pod nami zadrżała. – Tak na pewno nie będzie! Nigdzie nie idziesz! Zostajesz ze mną! – ryknąłem, dając upust rozpaczy, która zawładnęła moim sercem. Bez niej będę niczym! Mam tylko ją! I tylko jej potrzebuję!
— Nie jestem rzeczą, Natsu! Nie jestem! A ty mnie tak traktujesz! Co ja ci zrobiłam?! – Nie potrafiłem znieść jej łez, a teraz to ja do nich doprowadziłem. Ostatnio płakała dwa miesiące temu, podczas naszego pierwszego spotkania, od którego tyle się wydarzyło. – Czego ty jeszcze chcesz ode mnie, co?  No czego? – rozpacz, z jaką to powiedziała, przeszyła mnie na wskroś. Nie sądziłem, że takie uczucia targają jej sercem i umysłem. Widać, była w podobnym stanie ducha jak ja.
Jej pytanie zawisło między nami, tworząc niewidzialny mur, który chciałem szybko i bezboleśnie zburzyć. Postanowiłem zdobyć się na szczerość.
— Lucy – szepnąłem miękko, patrząc na nią i robiąc krok w jej stronę, by zmniejszyć dzielący nas dystans – tam, przy kanale, byłem cholernie zazdrosny.
— Zazdrosny? – zapytała z niedowierzaniem, zawzięcie mrugając powiekami. Udręczenie zniknęło z jej twarzy jak ręką odjął, co przyjąłem z ulgą. – Ale o co?
— Raczej o kogo – poprawiłem ją. Przymknąłem oczy, zdając sobie sprawę, że tego typu rozmowy nigdy nie są łatwe. A myślałem, że jak się człowiek zakocha, to druga osoba to wie, biorą ślub, zamieszkują razem i po sprawie. Wyszło na to, że życie nie ma schematu, bo każde jest inne. Potarłem twarz dłońmi, które po chwili zawisły bezwładnie wzdłuż mojego ciała. – Wkurzyło mnie to, że jacyś obcy faceci krzyczeli do ciebie i wygadywali takie wstrętne rzeczy. – Wzdrygnąłem się i zacisnąłem dłonie w pięści, aż paznokcie wbiły mi się w skórę. – Ja… Nikt poza mną nie ma prawa cię taką widzieć, rozumiesz? – zapytałem, patrząc na nią z ogniem w oczach i przybliżając się o kolejne dwa kroki. Mrugała zawzięcie, zamykając i otwierając raz po raz usta, jakby chciała coś powiedzieć.
— Ale… Ale…
— Kocham cię, Lucy – szepnąłem miękko, a wtedy jej oblicze przybrało wyraz zaskoczenia. Chyba się tego nie spodziewała. – Kocham cię nade wszystko i przeszkadza mi, nie, jestem cholernie zazdrosny, gdy jacyś obcy faceci wykrzykują sprośne uwagi na temat twoich zdjęć w bikini, które, owszem, są świetne, ale krew mnie zalewa, że inni patrzą na nie i ślinią się, a później wyobrażają sobie nie wiadomo co, z tobą w roli głównej! Nie potrafię tego znieść, choć wiem, że było to jedno ze zleceń, które przyjęłaś z Erzą i Mirą, i nie mam na to wpływu, jednak… Cholera! Kobieto! Ja cię kocham! – powtórzyłem z mocą, zaciskając palce na moich nastroszonych włosach, zupełnie tak, jakbym miał je wyrwać z cebulkami. Potarłem skórę głowy, a po chwili wyciągnąłem ręce w stronę Lucy w niemej prośbie. – Chcę pojąć cię za żonę i żyć długo i szczęśliwie z gromadką dzieci! – Powiodłem prawą ręką wokół siebie, kreśląc niejako nasze wspólne życie. – Tu, w naszej chatce, w której już nic nie jest moje, wszystko należy do nas, nas, jako dwójki ludzi. Już nie potrafię patrzeć na ciebie jak na koleżankę z Gildii, czy członka drużyny. Od dawna, a w zasadzie od początku, widzę w tobie kogoś więcej – najważniejszą osobę w życiu. Bądź moja, proszę… – Skończyłem swój wykład i czekałem na reakcję z jej strony, posyłając jej udręczone spojrzenie. Wylałem wszystko, co leżało mi na sercu. Jeśli to nie pomoże, może odejść na zawsze i nie wracać – tak będzie lepiej. Przynajmniej nie będę musiał codziennie patrzeć na dziewczynę, która dała mi kosza, i przeżywać koszmaru, rozgrywającego się aktualnie w moim sercu.
Cisza, która zapadła, dłużyła mi się w nieskończoność i dzwoniła w uszach. Już miałem machnąć na to wszystko ręką i wyjść z kuchni, gdy usłyszałem jej cichy szept:
— Natsu, jak ja na to czekałam – powiedziała tylko, a moje serce poczęło szybciej bić, rozlewając ciepło po całym ciele. Na moją twarz wystąpił najpierw nieśmiały, krzywy uśmiech, który został zastąpiony przez taki, mówiący o płynącej z głębi serca radości, a zakończył się wyszczerzem á la Natsu. – Kocham cię całym sercem i chcę byśmy wzajemnie do siebie należeli. – Ostatnie zdanie totalnie mnie pokonało, a serce zatrzepotało mi w piersi, niczym skrzydła spłoszonego kolibra. Poczułem, że nogi mam jak z waty, ale zrobiłem pierwszy, drugi, trzeci krok i ledwo dotarłem do ukochanej kobiety. Chwyciłem ją w objęcia i mocno do siebie przytuliłem. Jej drobne ramiona objęły mnie za szyję, a ja oplotłem ją w talii i długo trwaliśmy w tym miłosnym uścisku. Myślałem, że śnię, dlatego uszczypnąłem się w lewą dłoń, a poczuwszy ból, uśmiechnąłem się, mocniej przyciągnąłem do siebie ciało dziewczyny i zanurzyłem twarz w zagięciu jej szyi, obsypując skórę w tym miejscu delikatnymi pocałunkami.
— Kocham cię, Gwiazdko – szepnąłem wprost do jej ucha, którego małżowinę delikatnie przygryzłem. – Zostań moją żoną – powiedziałem to pod wpływem chwili i zrozumiałem, że popełniłem błąd, gdy jej ciało zesztywniało. Jednak, gdy zapłakała, serce mi stanęło. Znowu doprowadziłem ją do łez. Szlag!
— Tak! Tak! Po stokroć: tak! Kochany mój! – Mój kawał mięsa bez kości służący do miłości, znowu zaczął donośnie bić, a ja roześmiałem się szczęśliwy, że moje uczucia zostały odwzajemnione. Odnalazłem wargi ukochanej i złączyłem je ze swoimi. Po delikatnych pocałunkach, nastały namiętne, rozgrzewającego nie tylko serca, ale docierające aż do palców stóp. Nasze języki tańczyły w jednym rytmie, nasze niecierpliwe dłonie nawzajem badały swoje ciała. Gdy wsunąłem je pod bluzkę ukochanej i dotknąłem jej aksamitnej skóry, byłem przeszczęśliwy. Poczułem, że Lucy chce pozbawić mnie mojej kamizelki, dlatego opuściłem dłonie wzdłuż ciała. Oderwaliśmy się od siebie, a wtedy spojrzała mi w oczy z niemym pytaniem. Wiedziałem, o co się rozchodzi, dlatego spojrzałem na nią pociemniałymi z pożądania tęczówkami i kiwnąłem przyzwalająco, krzywo się uśmiechając. Igneel na pewno by zrozumiał.
Gdy zdjęła mi szalik, poczułem się dziwnie. Blizna na szyi, którą skrzętnie ukrywałem, stała się nagle widoczna. Poczułem lekkie zażenowanie, gdy Lucy dotknęła jej palcami, a później na nią spojrzała. Zacisnąłem usta w wąską kreskę i przymknąłem powieki, które za chwilę się otworzyły, bo zamiast z obrzydzeniem się odwrócić, całowała każdy jej skrawek.
— Lucy… – szepnąłem, nie wierząc, że to dzieje się naprawdę.
— Kocham cię – mówiła, robiąc przerwy w pocałunkach. – Jesteś takim pięknym mężczyzną! – By potwierdzić swoje słowa, poczęła pieścić dłońmi mój tors. Jej gładka skóra rozpalała mnie do czerwoności, dlatego nie chciałem pozostać jej dłużnym. Wsunąłem dłonie pod jej koszulkę i czekałem, aż uniesie ręce. Gdy to zrobiła, pozbawiłem ją górnej części garderoby i spojrzałem na niewiarygodnie seksowny stanik z turkusowej koronki, przez który doskonale widać było mlecznobiałe piersi i różowe sutki. Przełknąłem ślinę. Natsu, wiesz co robisz, prawda?
Porwałem ją w ramiona i pognałem na górę, jakby goniło mnie stado dzikich wilków. Kopniakiem otworzyłem drzwi, które opuściły zawiasy, lądując na podłodze, i ruszyłem w stronę łóżka. Śmiech Lucy brzmiał mi w uszach i nie zagłuszała go nawet pulsująca w nich krew.
Ułożyłem ukochaną na łóżku i złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku, jednocześnie pozbawiając i ją, i siebie reszty ubrań w tempie ekspresowym. Gdy nasze nagie ciała się złączyły, temperatura w sypialni przekroczyła poziom krytyczny, grożąc wybuchem. Pieściłem jej idealne ciało dłońmi i ustami, a jej drobne rączki nieśmiało dotykały moich pleców i klatki piersiowej, co podniecało mnie jeszcze bardziej. Zatraciłem się w uczuciach, które miotały moim ciałem i duszą, wiedziałem, że obydwoje tego chcemy, ale siłą woli się powstrzymywałem, by nie skrzywdzić najdroższej i nie zrazić do fizycznego zbliżenia. Kiedy była rozpalona do czerwoności, spojrzałem na nią pytająco, a otrzymawszy przyzwolenie, bardzo powoli scaliłem się z nią w jedno. Jej brwi i usta lekko wygięły się w grymasie bólu, ale wtedy mocniej mnie objęła i odszukała moje wargi swoimi. Pomimo drzemiącej we mnie namiętności, nie robiłem nic, na co nie otrzymałem pozwolenia. Nasze ciała idealnie do siebie pasowały. Tempo, oddechy, a nawet gesty były lustrzanym odbiciem. Patrzyłem w jej tęczówki i widziałem swoją twarz, która wydawała się szczęśliwa. Delikatnie uniosłem kąciki ust i ucałowałem ją w skroń. Gdy byliśmy na finiszu, złączyłem nasze głowy czołami i szepnąłem „kocham cię, Lucy”, a później musnąłem jej usta własnymi, wyłapując jeszcze szept o identycznej treści, zakończony moim imieniem. Chwilę później powietrze wypełniły nasze namiętne jęki, dające potwierdzenie doświadczonej obustronnie rozkoszy.
Po intensywnej miłości, leżeliśmy ściśle objęci, uspokajając oddechy. Lucy drażniła mój tors, pieszcząc go paznokciem palca wskazującego prawej dłoni, a ja delikatnie łaskotałem jej nagie ramię. Byłem szczęśliwy jak nigdy dotąd i miałem ochotę wybiec w stroju Adama na zewnątrz, by wykrzyczeć to całej Magnolii. Ba! Całemu światu! Gdy tak leżałem uśmiechnięty, przypomniała mi się chwila z przeszłości, która miała dla mnie ogromne znaczenie i wpłynęła na dalszy ciąg naszej historii. Ciekaw odpowiedzi, którą miałem nadzieję dziś uzyskać, zebrałem w sobie całą odwagę i zabrałem głos, ukrywając jakiekolwiek oznaki zdenerwowania.
— Powiedz mi, czemu tak nagle się mną zainteresowałaś? – zapytałem, bawiąc się kosmykiem jej włosów. Poruszyła się gwałtownie i uniosła głowę, krzyżując ze mną spojrzenie. Podsunęła się nieco i oparła brodę na moje klatce piersiowej.
— Jak to: nagle? – Zamrugała gwałtownie powiekami, zaskoczona, a jej brwi powędrowały w górę. Patrzyła mi prosto w oczy, szukając w nich odpowiedzi.
— No jak kiedyś zapytałem, jakich lubisz mężczyzn, powiedziałaś, że opanowanych, raczej ciemnowłosych, ale blondynami też nie pogardzisz; do tego rozgarniętych, niedziałających pod wpływem chwili, czyli narwańcy jak ja, odpadają, trzymających uczucia na wodzy… – gdy wyliczałem, przymykała raz po raz powieki, jakby potwierdzając moje słowa. – Czy może coś przeoczyłem? – zapytałem, unosząc prawą brew i przyglądając się jej uważnie.
— Nie – odpowiedziała i pokręciła głową, mocniej mnie obejmując.
— To czemu nagle ja ci spasowałem?
— Chcesz wiedzieć? – zapytała.
No ba! – pomyślałem, ale zamiast się odezwać, skinąłem głową. Darowałem sobie kręcenie oczami i czekałem na jej słowa. Westchnęła, a po chwili sypialnię wypełnił jej słodki, kochany głos.
— Natsu, mówiłam tak specjalnie, by wybadać twoją reakcję, ale ty niczym się nie zdradziłeś. – Popatrzyła na mnie jakby z wyrzutem, a ja przybrałem przepraszający – przynajmniej tak myślałem – wyraz twarzy. Wciągnęła powietrze, przymykając przy tym powieki i kontynuowała: – Byłam załamana, że mój wywód nie zrobił na tobie wrażenia i dałam sobie spokój. Uznałam pocałunek, którym mnie obdarzyłeś w dniu naszego spotkania, za chwilową zachciankę nabuzowanego testosteronem faceta. – Na tę uwagę nie mogłem pozostać głuchy, dlatego lekko ścisnąłem jej lewy pośladek. Zapiszczała uroczo i w odwecie, delikatnie uszczypnęła mój lewy policzek. Wyszczerzyłem się, a ona odpowiedziała tym samym.
— Czyli kłamałaś? – spoważniałem, zadając to pytanie i czekając na jej słowa.
Przygryzła dolną wargę, jak mała dziewczynka, która coś spsociła, a po chwili wtuliła twarz w mój tors.
— Mhm – usłyszałem jej stłumiony głos.
— Dlaczego? – nie rozumiałem, chociaż sam nie byłem lepszy: kochałem ją od dawna, ale nie pisnąłem słowa, pewny, że wie o moim uczuciu.
— Nie chciałam, byś wiedział, jak bardzo mi na tobie zależy – mówiła, wciąż tuląc twarz do mojej klatki piersiowej. Dobrze, że miałem wyjątkowo czuły słuch, inaczej na pewno przegapiłbym coś ważnego. – Wiem, głupie, ale inaczej nie umiałam. Wybacz, Natsu. Te nieporozumienia to moja wina.
— Lucy – powiedziałem to tak, jak lubiła a przynajmniej tak myślałem na co uniosła głowę – ja też nie jestem bez grzechu. Już dawno powinienem powiedzieć, co czuję, a tymczasem milczałem, zasępiając się, gdy przypominałem sobie opis twojego wymarzonego faceta. Żyliśmy przez to razem, ale wciąż obok siebie. To najgorsze, co mogłem zrobić. Przepra… – ale nie było mi dane dokończyć, bo zamknęła mi usta pocałunkiem. Na początku zastygłem, zszokowany, a później zaborczo ją objąłem i oddałem pocałunek, który był tylko wstępem do tego, co miało miejsce kilka minut później. Po jakichś dwóch godzinach, które upłynęły na sami-wiecie-czym, tuliliśmy się do siebie, totalnie wycieńczeni. Cieszyłem się, że Happy wybył, a nasza namiętność nie była słyszana przez nikogo. Przytuliłem do siebie Lucy, która już spała, lekko pochrapując, i patrzyłem na nią z czułością. Była piękna, a teraz tylko moja! Niczego więcej nie mogłem pragnąć, a przynajmniej nie w tej chwili. Ucałowałem ją w czubek głowy, złączyłem palce lewej dłoni z jej i dołączyłem do niej, do Krainy Snów, w której z pewnością czuła się beze mnie samotna.








Gdy obudziłem się rano, czułem przyjemne ciepło wokół serca i coś, co łaskotało moją klatkę piersiową. Zamiast gwałtownie się unieść, wciągnąłem w nozdrza zapach truskawek i błogo się uśmiechnąłem, przyciągając do siebie dziewczynę, której głowa spoczywała na moim torsie. Sam nie wierzyłem w swoje szczęście, dlatego uśmiechałem się jak głupi do sera i dziękowałem w myślach Bogu, że oto kobieta, którą kocham ponad życie, odwzajemnia moje uczucia. Uchyliłem powieki i spojrzałem na czubek jej głowy, nie unosząc swojej, przez co musiałem nieco zezować. Rozczuliłem się, widząc jak jest bezbronna, drobna i krucha. Powieki miała przymknięte, usta delikatnie uchylone, a jej nozdrza drgały od wdechów i wydechów. Zmarszczyła uroczo nosek, po czym podrapała jego koniuszek palcem wskazującym prawej dłoni, którą uwolniła z moich palców, i zatrzepotała powiekami. Zamarłem na wdechu, pewien, że zrobiłem coś, przez co się obudziła. Uniosła lekko głowę, nieprzytomnie rozejrzała się po pokoju, a gdy spostrzegła mnie, swoją drogą uśmiechałem się leniwie, szeroko otworzyła oczy, jakby zszokowana moją obecnością. Odsunęła się ode mnie, przysiadając na prawym pośladku i okrywając piersi skrawkiem kołdry. W momencie spąsowiała, co bardzo mi się podobało. Uśmiechnąłem się szerzej, gdy przeniosła wzrok ze mnie na swoje nagie ciało. Z każdą chwilą oblewała się coraz intensywniejszym rumieńcem.
— Cześć, Gwiazdko – powiedziałem i pogładziłem jej nagie ramię. Zadrżała pod wpływem mojego dotyku, wypuściła drżące powietrze z płuc, ale nie odsunęła się, ani nie zaprotestowała. Wziąłem to za dobrą kartę.
— Cześć, Natsu – szepnęła i opuściła głowę. Choć tego nie lubiłem, zrozumiałem, że coś jest bardzo nie tak. Czułem to. Zmarszczyłem brwi, uniosłem się do siadu, nie dbając o okrycie intymnych części ciała, i dotknąłem jej brody palcami lewej dłoni, zmuszając, by na mnie spojrzała. Uciekała wzrokiem na boki, dlatego drugą dłonią pogładziłem jej prawy policzek. Gdy nasze oczy się spotkały, w jej tęczówkach czaiła się niepewność, swego rodzaju wstyd, a może i wyrzuty sumienia? Czyżby wstydziła się tego, co wydarzyło się kilka godzin temu? A może żałowała? Jeśli tak, wcale się nie dziwiłem, gdyż była dziewicą i zapewne pragnęła ofiarować ten wianuszek mężowi w noc poślubną. Mimo nieciekawych myśli, postanowiłem dowiedzieć się, co ją trapi i wziąć to wszystko na klatę, jak przystało na mężczyznę.
— Lucy, coś się stało?
Milczała, patrząc na mnie w skupieniu i zagryzając dolną wargę. Jak Boga kocham, ledwo powstrzymywałem się, by nie docisnąć jej do materaca i nie kochać się z nią jak szaleniec! Ten gest był niesamowicie seksowny i przyprawiał mnie o szybsze bicie serca, jednak jakoś zapanowałem nad tymi pierwotnymi instynktami.
— Natsu? – zagadnęła, a ja od razu wróciłem do żywych.
— Tak? – szepnąłem, łącząc nasze spojrzenia i przysuwając głowę bliżej jej twarzy.
— Czy to… co mówiłeś wczoraj, to prawda? – zapytała i znów przygryzła wargę.
Spojrzałem na jej usta i głośno przełknąłem ślinę, walcząc z rosnącym pożądaniem i pamiętając, że dziewczyna czeka na moją odpowiedź. Chwyciłem kciukiem jej podbródek i uwolniłem wargę, odzyskując tym samym jasność myśli. Spojrzałem jej w oczy i uśmiechnąłem się seksownie, delikatnie mrużąc powieki. Z zadowoleniem zauważyłem, że przełknęła ślinę, a jej oczy pociemniały. Przybliżyłem swoją twarz do jej, złożyłem na jej kuszących wargach delikatny pocałunek i szepnąłem wprost w jej usta:
— Tak. To najprawdziwsza prawda – dodałem, trącając jej nos swoim. Usłyszałem jak z ulgą wypuszcza powietrze z płuc. Jej usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechy, a powieki przymknęła.
— Dzięki Bogu – szepnęła, przykładając prawą dłoń do mostka, po czym znów zagryzła wargę.
— Nie rób tak – szepnąłem zachrypniętym głosem.
Gwałtownie uniosła powieki i, wybawiając mnie z opresji, spytała:
— Ale jak?
— Nie zagryzaj wargi, bo jeszcze chwila, a nie utrzymam przy sobie rąk. – Jakby na potwierdzenie moich słów, ramiona poczęły mi drżeć jak w gorączce, dlatego splotłem ręce na karku.
— Naprawdę? – zapytała, przybliżając się do mnie i przypadkiem – ta, jasne – wypuszczając poszewkę, którą się zakrywała, z dłoni. Zagryzła dolną wargę i patrzyła mi w oczy z wyzwaniem. W jej tęczówkach igrały wesołe iskierki i wiedziałem już, że przepadłem. – Aż tak? – zapytała, a ja w jednej chwili przyszpiliłem ją do materaca, zablokowałem jej uda między swoimi nogami, a ręce po bokach jej głowy, i nachyliłem się nad jej twarzą, patrząc w śmiejące się, wręcz kpiące ze mnie, oczy.
— Aż tak – odpowiedziałem ochryple i zachłannie wpiłem się w jej wargi. Puściłem jej dłonie i zanurzyłem swoje w jej jedwabistych włosach, przyciągając ją bliżej siebie. Nieśmiało dotknęła mojego torsu i schodziła niżej, aż dotarła do podbrzusza. Jęknąłem i chwyciłem jej drobne nadgarstki w swoje palce, zabraniając tego, beztroskiego dla niej, a katastrofalnego dla mnie, powolnego spaceru. Przewróciłem się na plecy, pociągając ją ze sobą. Chwilę patrzyła mi w oczy z pytaniem, a ja, nie mając siły powiedzieć cokolwiek, przyciągnąłem ją w swoją stronę i złączyłem nasze wargi. Uniosła nieznacznie biodra, kładąc drobne dłonie na moich ramionach. Gdy poczułem, że nasze ciała się złączyły, jęknąłem zadowolony i czekałem na kolejny krok Lucy. Jej powolne ruchy doprowadzały mnie do obłędu, dlatego błyskawicznie zmieniłem nasze ułożenie, czemu towarzyszył jej radosny chichot. Patrząc ukochanej w oczy, raz po raz poruszałem biodrami, zatapiając się w jej cudownym ciele. Chwilę później osiągnęliśmy spełnienie, czego potwierdzeniem były nasze głośne krzyki i przeciągłe jęki, odbijające się echem od ścian sypialni.
Opadłem na nią bez sił i mocno objąłem ją pod łopatkami. Poczułem palce Lucy we włosach, dlatego zamruczałem zadowolony, gdyż właśnie zdałem sobie sprawę, że bardzo lubiłem tę pieszczotę. Gdy nasze oddechy nieco się uspokoiły, położyłem się na lewym boku i przytuliłem Gwiazdkę do siebie. Złączyłem palce prawej dłoni z jej, będącą lustrzanym odbiciem mojej, i rozkoszowałem się dotykiem aksamitnej skóry dziewczyny. W tej właśnie chwili przypomniałem sobie o czymś, dlatego, by nie było między nami tajemnic, zagadnąłem:
— Lucy?
— Hmm? – zamruczała i uniosła głowę, łącząc ze mną spojrzenie.
— Od początku naszej znajomości, dziwił mnie fakt, że nie zdradzasz innym swojego nazwiska – mówiłem bez zająknięcia, bo naprawdę chciałem otrzymać odpowiedzi na tłukące się po mojej głowie pytania. – Planowałem zapytać w Gildii, czy znają rodzinę, która tak się nazywa, ale później stwierdziłem, że nie powinienem prowadzić za twoimi plecami śledztwa, dlatego czy możesz mi wyjaśnić, o co chodzi? – zakończyłem i spojrzałem w jej orzechowe tęczówki, które teraz jakby przygasły. Usta zaciskała w wąską kreskę, dlatego domyśliłem się, że jest to drażliwy temat. Drgnąłem, gdy do moich uszu dotarł jej przyciszony głos.
— Na północ od Magnolii znajduje się wielkie miasto, Kastylia, w którym całym przemysłem, wszystkimi inwestycjami czy instytucjami, rządzi rodzina Heartfilia. – Oho! Wygląda na to, że obok mam nagą, seksowną arystokratkę. Nie pogadasz, o nie! – Pochodzę z wielopokoleniowej familii, która od lat kieruje wszystkimi dziedzinami życiowymi, daje pracę lub ją odbiera, podejmuje decyzje, a której głowy nie znoszą słów sprzeciwu. I taki jest mój ojciec: uparty, nieczuły pracoholik, dla którego interesy są ważniejsze od rodziny. Myślałam, że śmierć mamy zmieni go nieco, ale było wręcz odwrotnie – mówiła cichutko, ledwie otwierając usta. – Obelgi, brak czasu, czy razy, którymi mnie obdarzał, jakoś wytrzymywałam – chociaż mówiła to z pewnością, widziałem jak drży, gdy przypomina sobie kary, stosowane przez ojca. Ze złości zacisnąłem prawą dłoń w pięść. – Jednakże, gdy bez mojej zgody podjął decyzję o moim małżeństwie z synem swojego partnera biznesowego, miarka się przebrała – gdy to usłyszałem, gwałtownie się wyprostowałem, wciągając powietrze przez nos. Spojrzałem na nią i pomyślałem, że pod tą kruchą na pierwszy rzut oka powłoką, kryje się kobieta o silnym, niezłomnym charakterze. A przynajmniej mi się tak jawiła.
Pusty wzrok ukochanej był dla mnie nie do zniesienia, dlatego, by dodać jej nieco otuchy, pogładziłem jej ramię.
— Pamiętam to jak dziś – kontynuowała, patrząc przed siebie, zupełnie jakby brała udział w tej scenie z przeszłości. – Kazał służącym wezwać mnie do siebie, a gdy przekroczyłam próg – ubrana oczywiście według jego wymogów – w gabinecie czekała mnie niemiła niespodzianka. – Przerwała, zaciskając usta w wąską kreskę. Widziałem, ile ją to kosztuje, ale ja musiałem wiedzieć, co spotkało ją w przeszłości. – W pomieszczeniu poza moim ojcem  znajdowali się mężczyzna w średnim wieku i jakiś piegowaty rudzielec, którego przednie zęby wyglądały wypisz wymaluj jak u królika. Wgapiał się we mnie bez słowa i ślinił jak dziecko. – Aż się wzdrygnęła na to wspomnienie, wykrzywiając usta, jakby wypiła nierozcieńczony sok z cytryny. – Zatrzymałam się zaraz za progiem, bo takiego komitetu powitalnego się nie spodziewałam, ale gdy ojciec kazał mi podejść, jakoś udało mi się zrobić tych kilka chwiejnych kroków. Ukłoniłam się nieznanym mężczyznom i zajęłam miejsce, które dla mnie przeznaczono. Siedziałam jak na szpilkach, taksowana przez nieznajomych, czując się jak lalka na wystawie sklepowej. Zapytałam spokojnie ojca, o co chodzi, a wtedy usłyszałam, że, aby zwiększyć swoje wpływy o sąsiednie miasto, on i jego przyjaciel, obecny w pokoju pan Tatsuya, zdecydowali, że ja i jego syn weźmiemy ślub, który będzie przypieczętowaniem zawartego kontraktu – słysząc to, zazgrzytałem zębami i mocniej zacisnąłem prawą pięść, a Lucy tymczasem mówiła dalej: ­– Zdębiałam i automatycznie uniosłam się z krzesła. Chciałam zaprotestować, ale ojciec, który doskonale znał mój niepokorny charakter, uprzedził mnie, chwycił boleśnie za ramię i szepnął na ucho: „nie waż się sprzeciwić, bo pożałujesz!” – Uśmiechnęła się smutno, a serce krajało mi się z żalu.
Przerwała na chwilę, milcząc i patrząc w przestrzeń pustym wzrokiem. Przysunąłem się bliżej niej i objąłem ją prawym ramieniem, chcąc dać znać, że jestem obok i nie musi się już niczego bać.
— Z takim argumentem nie mogłam wygrać, bo dobrze znałam jego okrucieństwo, dlatego odchrząknęłam, ukłoniłam się raz jeszcze i powiedziałam, że miło mi ich poznać.
Poczułem jak jej dłoń zaciska się na moich palcach, dlatego przytuliłem ją do siebie i zmusiłem, by wraz ze mną położyła się. Zadrżała. Wiedziałem, że powrót do wspomnień musi ją kosztować naprawdę wiele, ale musiałem wiedzieć! Ucałowałem czubek jej głowy i zakleszczyłem w uścisku to wątłe ciało.
— Gdybym tylko wiedziała, co będzie potem, z chęcią przyjęłabym karę… – szepnęła jakby do siebie, a gdy spostrzegła moje uniesione brwi, jej usta ozdobił nikły uśmiech. Po chwili podjęła przerwany wątek, spoglądając w dal. – Ojciec kazał mi oprowadzić Rudzielca-Niemowę po willi, a sam miał omówić szczegóły z panem Tatsuyą. Skinęłam wtedy głową na znak, że rozumiem i zgadzam się, dlatego przedstawiłam się chłopakowi, a wtedy poznałam jego imię. – Uśmiechnęła się do wspomnienia, a gdy usłyszałem ciąg dalszy, sam pozwoliłem, by kąciki moich ust uniosły się nieco. – Quasimodo – no serio! Rodzice dokumentnie skrzywdzili tego chłopaka! Nie dość, że kiepskie geny, to jeszcze to imię.
Tymczasem Lucy kontynuowała.
— Nie dość, że kojarzył mi się z dużym dzieckiem, to jeszcze w jego głosie i sposobie bycia było coś, co wręcz odstraszało. – Skrzywiła się i potarła policzkiem o mój tors. Okryłem nas skrawkiem kołdry, bo pomimo ciepła mojego ciała, drżała przy prawie każdym słowie. – Było w nim coś z psychopaty, dlatego nie pozwalałam mu zostawać gdzieś za sobą. Zgodnie z poleceniem, oprowadzałam go po posiadłości, opowiadając nieco ciekawostek, o których wiedziałam, a gdy obeszliśmy wszystkie pokoje i korytarze, został tylko ogród. – Zamilkła, patrząc przed siebie, a ja cierpliwie czekałem. Zdałem sobie sprawę, że to, co wydarzyło się w przeszłości, było dla Lucy okropne i już wiedziałem, że Kwaziu nie będzie pozytywnym bohaterem w tej historii. A na pewno zostanie moim odwiecznym wrogiem.
Pogładziłem ją po włosach, a wtedy uniosła głowę, oparła brodę na moim torsie i spojrzała mi w oczy. Uśmiechnąłem się pokrzepiająco, na co odpowiedziała smutnym uśmiechem. Westchnęła ciężko, a po chwili podjęła przerwany wątek.
— Zamiast patrzeć na to, co mu pokazuje, świdrował mnie tymi malutkimi, świńskimi oczkami, przez co czułam się wręcz naga. Co chwilę sprawdzałam przelotnie dłonią, czy nie mam wypalonej dziury na plecach. – Przyznam szczerze, że sam bym tak robił, będąc przewodnikiem tego kretyna! – Chcąc jak najszybciej skończyć zapoznawanie z układem włości, szybkim krokiem opuściłam rezydencję, wyszłam na ogród i ruszyłam w stronę krzewów róży, które, rosnąc gęsto jeden obok drugiego, utworzyły istny labirynt. Rudzielec szedł obok mnie, nie odstępując mnie na krok. Skierowałam się w stronę altanki, znajdującej się w ścisłym centrum tego slalom-giganta. I to był mój błąd. – Zadrżała, a jej oczy rozszerzyły się ze strachu. Objąłem ją mocniej, chcąc odgonić wszystkie złe wspomnienia daleko. – Gdy tylko zobaczył altankę, zachichotał pod nosem, a ja, wiedziona impulsem, obróciłam się w jego stronę i zobaczyłam… – Zastygła, zamknęła oczy i zadygotała. Poczułem jej paznokcie na plecach.
— Lucy? – szepnąłem i pogładziłem ją po włosach. – Kochanie? – Spojrzałem jej w twarz. – Nie zmuszaj się, jeśli to nie są miłe wspomnienia. – Uśmiechnąłem się krzepiąco.
— Nie – pokręciła głową i spojrzała mi ufnie w oczy. – Nie chcę więcej uciekać, nie chcę dłużej być tchórzem. – Uśmiechnęła się słabo i pocałowała mnie lekko w usta, a później ponownie złożyła głowę na moim torsie. Westchnęła ciężko i kontynuowała: – Wtedy zobaczyłam ten obłąkańczy wzrok i cwaniakowaty uśmiech. Wzdrygnęłam się i zaczęłam cofać, aż wpadłam na jedną ze ścian altanki. Sparaliżowana strachem, nawet nie drgnęłam, a on zbliżał się do mnie z każda sekundą. Gdy się zatrzymał, kilka centymetrów ode mnie, poczułam jego cuchnący oddech na twarzy i aż niedobrze mi się zrobiło. Gdy dotknął mojego policzka, zadrżałam z obrzydzenia, a może i ze strachu? Sama nie wiem – pokręciła głową, zamykając oczy. Chwilę później lekko uchyliła powieki i zapatrzyła się przed siebie. – „Mój ojciec mówił, że niezła z ciebie sztuka, ale aż takiej to się nie spodziewałem” – powiedział, a jego dłoń z policzka zaczęła zsuwać się niżej. – Słysząc, jakie okropności były jej udziałem, pomstowałem w duchu. Miałem ochotę skręcić temu gnojkowi łeb u samej dupy! Niech no ja go tylko dorwę! – Gdy zatrzymał ją na mojej lewej piersi, zamarłam, nie wierząc, że to dzieje się naprawdę. Spojrzałam mu w twarz, a tam… – Wydęła wargi, przypominając sobie tę chwilę. – Jego uśmiech był obleśny! Do tego te rozbiegane oczka! Zrzuciłam jego dłoń, a wtedy mięśnie jego twarzy stężały. Spojrzał mi w oczy, zaskoczony, i uśmiechnął się krzywo. Chwycił mnie za gardło i docisnął ciałem do ściany altanki, wkładając kolano między moje uda. „Pamiętaj, Blondyneczko, że już niedługo będziesz moją żoną, a od dzisiaj jesteś moją własnością, dlatego mogę robić, co mi się podoba. Rozumiesz?” – usłyszawszy to, zgrzytałem zębami ze złości i jednocześnie nie wierzyłem, że ktoś taki w ogóle się urodził. – Przeraziłam się i chciałam go odepchnąć, a wtedy objął mnie ramieniem w talii i przyciągnął do siebie. Jego usta zostawiały mokre ślady na mojej szyi, a ja mogłam tylko bezgłośnie płakać i starać się go od siebie odsunąć. Szukałam spojrzeniem kogoś ze służby, ale chyba zmówili się i schowali w domu, albo dostali takie rozkazy, bo nikogo nie miałam w polu widzenia – jej głos łamał się powoli, a ja, nawet bardzo chcąc, nie mogłem zmienić jej przeszłości. Potwornie tego żałowałem.
Jej oczy, pomimo tego, że usiłowała się trzymać i pokazać, że jest twarda, upuszczały łzy, które spływały po moim torsie i wsiąkały w prześcieradło, na którym leżałem. Zrozumiałem, przez co przeszła i dlaczego w dniu naszego pierwszego spotkania, mówiła coś o okupie. Zagłębiając się powoli w jej przeszłość, wiedziałem, dlaczego bała się powrotu do domu i zachowywała szczególną ostrożność podczas przedstawiania się. Wsłuchałem się ponownie w głos ukochanej, a serce, z każdym jej słowem, ściskał mi coraz większy żal.
— Pasma włosów weszły mi między deski altanki i utrudniały oswobodzenie, a z każdym ruchem, boleśnie opuszczały głowę. Nie umiałam znaleźć w sobie tyle siły, żeby uciec, albo chociaż krzyknąć. I nie widziałam w tym sensu… Nikt nie usłyszałby mojego wołania… Całe ciało miałam zesztywniałe. – Gwałtownie uniosła głowę i spojrzała na mnie wzrokiem spłoszonej sarny. – Bałam się! Tak bardzo się bałam! Natsu! Tak bardzo! – wykrzyczała, po czym zaszlochała i wtuliła się we mnie, niczym dziecko w rodzica. Objąłem ją, całując czoło i czubek jej głowy. Czekałem, a słysząc szloch, serce krajało mi się, a zęby zgrzytały, bo nie było mnie tam, by ją obronić. Nie było mnie, gdy tak bardzo mnie potrzebowała! Gdybym tylko mógł, zabrałbym te wszystkie złe wspomnienia, wrzucił do jutowego worka i zakopał w najgłębszej dziurze świata, by nigdy więcej nie wyciskały jej łez z oczu.
— Lucy… – zacząłem uspokajającym głosem. – Już wystarczy. Nie musisz…
— Nie! – wykrzyknęła, patrząc mi w twarz. – Ja… ja chcę, żebyś wszystko wiedział – dodała, zaciskając prawą dłoń w pięść, którą chwyciłem palcami, przytuliłem do serca i czekałem. Nie mogłem zabronić, by mówiła dalej.
Gdy jej szloch ustał, otarłem mokre policzki, a wtedy obdarzyła mnie najsłodszym uśmiechem na świecie. Odwzajemniłem gest i pogładziłem jej nagie plecy.
— Miarka się przebrała – jej słodki głos na nowo zagościł w moich uszach – gdy wsunął mi dłoń pod spódnicę. Nie wiem skąd znalazłam w sobie tyle siły, ale odepchnęłam go od siebie, aż wpadł w pobliskie krzaki róż. Nie oglądając się za siebie, minęłam go i ruszyłam do wyjścia z labiryntu. Miałam przewagę, bo, żeby opuścić to miejsce, trzeba było mieć naprawdę dobrą orientację w terenie. Jednak, gdy spojrzałam za siebie, był tam. Nisko pochylony, niczym jakiś troll, biegł za mną, a jego obłąkańcze spojrzenie miotało błyskawice. Przez nieuwagę zahaczyłam stopą o jedną z warstw sukienki, którą na sobie miałam, i runęłam jak długa, a wtedy mnie dopadł. Zdołałam tylko przewrócić się na plecy, nim siadł na mnie okrakiem i zablokował mi ręce po bokach głowy. – Ponownie zadrżała, a ja zagryzłem zęby, ścierając sobie szkliwo, gdy słuchałem o kolesiu, który śmiał skrzywdzić moją Gwiazdkę. – „I było tak uciekać, żoneczko? ­– zapytał z takim jadowitym uśmiechem, a później docisnął swoje wargi do moich ust. Marne śniadanie, które zjadłam kilka godzin wcześniej, podjechało mi do gardła, łzy zalewały oczy i spływały po twarzy, by dotrzeć wprost do uszów. Początkowo się wzbraniałam, ale wtedy jego ręce stawały się jak dwa imadła, dlatego obrałam inną taktykę i udawałam, że mięknę. Oddawałam te obleśne całusy i pozwoliłam mu gładzić przez materiał moje piersi, brzuch i pośladki, a gdy stracił czujność, uderzyłam go pięścią w skroń, a później kopnęłam w krocze – słysząc to, syknąłem – wstałam z ziemi, podkasałam wszystkie warstwy falbanek i uciekłam, nawet nie obejrzawszy się za siebie. Gdy wpadłam do swojego pokoju, zamknęłam drzwi na klucz i drżącymi dłońmi zerwałam z siebie tą cholerną, falbaniastą suknię, a później szybko weszłam do łazienki, przekręcając za sobą klucz w zamku. Musiałam zmyć z siebie jego zapach, dotyk – szeptała, a na jej twarzy malował się bezbrzeżny smutek. Zastanawiało mnie, skąd wzięła tyle siły, by uciec i do tego racjonalnie myśleć? Zamiast rozkminiać, po prostu zamknąłem ją w ramionach, chcąc chronić przed każdym niebezpieczeństwem. Tymczasem Lucy kontynuowała: – Dziesięć razy myłam zęby, a i to wydawało mi się niewystarczające. Zignorowałam dobijającego się do drzwi sypialni ojca, bo dobrze wiedziałam, że ma zapasowe klucze, dlatego schowałam się w łazience i nie planowałam jej opuszczać. Byłam pewna, że tej granicy intymności nie przerwie i nie wejdzie, dlatego czułam się bezpieczna i w dużym stopniu zdruzgotana. Ale miałam rację. Pojawił się w mojej sypialni, jednak progu łazienki nie próbował przekroczyć. Krzyczał przez drzwi coś jak: „wyjdziesz i przeprosisz mojego przyszłego zięcia”. Gdy tłumaczyłam, że się do mnie dobierał w ogrodzie, usłyszałam, że taka jest kolej rzeczy i nie powinnam mu zabraniać. W końcu to mój przyszły małżonek. Szkoda, że nie widział ciemnej pręgi, która wykwitła mi na szyi i była idealnym odwzorowaniem dłoni „przyszłego zięcia”. – Zabiję gnoja! Solennie wam obiecuję, że ten wieprz niedługo będzie gryzł trawkę od spodu! – Dowiedziałam się jeszcze, że przybyli zostaną u nas przez tydzień, żeby dopracować szczegóły, a ja mam być miła i nie odmawiać niczego temu bałwanowi – domyśliłem się, że ojciec Lucy nie użył tego epitetu, ale słysząc go, bezwiednie się uśmiechnąłem. – Nie odezwałam się słowem, dlatego ojciec uznał, że skapitulowałam i się zgodziłam, a ja tylko czekałam, aż zapadnie zmrok. Nie poszłam na kolację i udawałam, że śpię, a gdy wybiła północ, przywiązałam naszykowaną wcześniej linę, wykonaną z prześcieradeł, do nogi łóżka i uciekłam po niej przez okno, zabrawszy ze sobą oszczędności i kilka ubrań. Nie obejrzałam się za siebie ani razu i bez żalu opuszczałam tą złotą klatkę, jaką była dla mnie Rezydencja Rodu Heartfilia. Kilka dni i nocy spędziłam w zajazdach, by dotrzeć do Magnolii. Nie miałam konia, ani powozu, dlatego szłam o własnych siłach, czując cuchnący i ciężki oddech pościgu na karku. Dzięki przytomności umysłu zabrałam z domu perukę, którą kiedyś kupiłam na jakimś festiwalu, jeszcze za życia mamy. – Uśmiechnęła się do wspomnienia, a mi od razu zrobiło się lżej na duszy. – Była inna od ojca. Miała w sobie pewną dozę szaleństwa, którą z pewnością po niej odziedziczyłam.
— W to nie wątpię – szepnąłem, a w nagrodę dostałem piękny uśmiech, który ukazał dołeczki w jej policzkach.
— Perukę nosiłam w ciągu dnia, żeby nie pasować do opisu, który krążył po zajazdach. Przywołałam też Virgo – tak, poznałem tego osobliwego Ducha, który przy każdej okazji prosił o karę, godną sadysty doskonałego – która zaopatrzyła mnie w jakąś biednie wyglądającą garderobę, a sama pobrudziłam sobie twarz, chcąc sprawiać wrażenie ubogiej. W końcu nie planowałam wrócić do swojego więzienia, dlatego robiłam wszystko, by dotrzeć tutaj. I nareszcie, po dwóch morderczych tygodniach, zawitałam do Magnolii. Gdy zobaczyłam, że po wcześniejszej ulewie, która złapała mnie godzinę drogi od miejsca przeznaczenia, nie ma już śladu, a zza chmur wygląda słońce, byłam szczęśliwa. Do czasu, aż wpadłam w tą nieszczęsną kałużę i skręciłam kostkę. – Uniosła głowę i uśmiechnęła się delikatnie. – A później poznałam ciebie – popatrzyła mi w oczy z miłością – i wszystko diametralnie się zmieniło. – Uniosła się do siadu, uśmiechnęła nieśmiało, po czym opuściła głowę. Zastanawiałem się, co ją trapi, dlatego zagadnąłem:
— Lucy? Kochanie? – Dotknąłem jej ramienia, ale odsunęła się. Zdębiałem. – Co się stało, Gwiazdko? – Wtedy uniosła głowę, a ja zamarłem – jej twarz była cała we łzach. – Co jest? – Gwałtownie się uniosłem i usiadłem, przysuwając się do niej. Chwyciłem ją za ramiona, patrząc w jej lśniące tęczówki.
— Przepraszam – szepnęła. – Wiem, że teraz mnie nienawidzisz… – Co ona bredzi?! – W końcu pozwoliłam innemu się dotykać, a ty o tym nie wiedziałeś. Rozumiem, że już mnie nie chcesz – dodała, a ja zdębiałem.
Czułem, że miłość mojego życia wymyka mi się z rąk, dlatego przyciągnąłem ją do siebie i mocno objąłem. Zdębiała.
— Natsu?
— Nigdy więcej nie mów takich głupot – szepnąłem w jej włosy, zamykając powieki i ściskając ją mocniej.
— Ale Natsu…
— Inaczej przełożę cię przez kolano i złoję ci dupsko, zrozumiałaś? – szepnąłem, odsuwając ją na długość ramion i patrząc w te piękne oczy. Gdy kiwnęła głową i się rozluźniła, odetchnąłem z ulgą i przyciągnąłem ją z powrotem do siebie. Odwzajemniła gest i szepnęła:
— Tak.
Uśmiechnąłem się szeroko i odsunąłem ją nieco od siebie, patrząc na nią z łobuzerską miną.
— Jeśli przeszkadza ci, że dotykał cię ktoś inny niż ja, zaraz zmażemy jego ślady. – Jej powieki uniosły się wysoko, a usta lekko uchyliły. Chyba nie wiedziała, co jej szykuję, albo była mocno zaskoczona propozycją. – Pokaż tylko gdzie – dodałem, szeroko się uśmiechając. Najpierw zamrugała gwałtownie, a później, zrozumiawszy sens moich słów, uniosła kąciki ust w szelmowskim uśmiechu. Przekręciła głowę na prawo, mówiąc:
— Tutaj – wskazała palcem miejsce z lewej strony szyi, a ja przyssałem się tam dłużej, zostawiając bordową malinkę. Syknęła cichutko i zagryzła dolną wargę. Chwilę później cały jej dekolt był tak przystrojony, dlatego zgodnie z jej zaleceniem, wziąłem we władanie jej usta, całując je z żarliwością i miłością. Chciałem przekazać jej to, co czułem i pokazać, że jest dla mnie wszystkim, o czym marzę i czego pragnę.
Jakiś czas później, gdy po wyczerpującej miłości zasnęła, przyglądałem się jej spokojnej, uśmiechniętej twarzy i rozmyślałem nad tym, co niedawno usłyszałem. Teraz zrozumiałem, dlaczego nie obnosiła się ze swoim pochodzeniem i była taka ostrożna. Bała się, że informacja o miejscu jej pobytu, kiedyś dotrze do ojca, a skoro był wpływowym człowiekiem, mógł zaszkodzić Fairy Tail, jak i całej Magnolii. Znałem ją już trochę i wiedziałem, że nigdy nie ryzykowałaby życiem innej osoby. Gdy zdałem sobie sprawę, jak wielki ciężar nosi na barkach i jak trudne przeżycia były jej udziałem, zapragnąłem, by Kastylia zniknęła z powierzchni ziemi wraz z ludźmi, którzy nią rządzili. Cieszyłem się i to bardzo, że Lucy powiedziała mi o wszystkim, obdarzając mnie zaufaniem i otwierając swe serce przede mną. Objąłem ją mocno, rozmyślając o zemście na jej oprawcach. Już ja im pokażę, gdzie ich miejsce!
— Możesz być spokojna, Gwiazdko moja – szepnąłem, a chwilę później usnąłem, tuląc do siebie mięciutkie, kobiece ciałko ukochanej.









Cześć, raz jeszcze!
Tym razem wyjątkowo nie planuję się rozwlekać pod notką. Napiszę jeno to, co powinno być podane do wiadomości publicznej, a więc info dla ciekawskich jest takie, że notka ma 29 stron i mam nadzieję, że pomimo sporej ilości tekstu, czytało Wam się lekko, łatwo i przyjemnie. Do tego wyrobiłam się w ciągu trzech tygodni, a nie, jak prognozowałam, w ciągu miesiąca :). Jupi! Meksykańska fala, pokłony w mą stronę etc. etc. Proszę mi wytknąć wszystkie błędy, jakie tylko rzuciły Wam się w oczy, gdyż mogłam coś przeoczyć. Ba! Ja na pewno coś pominęłam! Dlatego bez krępacji pisać! A teraz dalszy ciąg newsów! Kolejny epizod ukaże się terminowo, ale muszę Was zmartwić, że na siódmy, czyli ten kwietniowy, nie mam pomysłu. Może podsuniecie mi jakąś koncepcję w komentarzach? O czym chcielibyście przeczytać? Całujące się NaLu i idące dużo dalej w stronę związku, odpada :D. Potraktujcie to poważnie, bo ja, na chwilę obecną, głowię się straszliwie, co tam zamieścić. Co prawda coś tam świta, ale będzie to zwyczajny zapychacz, który w żaden sposób nie posunie akcji w przyszłość. Chyba, bo podczas kolejnej bezsennej nocy, myślałam nad kilkoma rozwiązaniami, które pieczołowicie zapisałam na telefonie i przyznam szczerze, że trochę tego powstało :). Bo R jak zacznie, nie wie, kiedy skończyć. Jeśli jednak Wasze pomysły znajdą wizję w moim umyśle, z chęcią i bezczelnie je wykorzystam, mając na to Wasze przyzwolenie na piśmie :D. Zachęcam do lajkowania mojego fanpejdża i obserwowania bloga :). A na koniec napiszę, że szykuję dla Was niespodziankę! Nie wiem, kiedy uda mi się ją zrealizować, ale proszę, bądźcie cierpliwi :).
Ściskam Was mocno!



Wasza R.




Post do znalezienia w zakładce One-Shoty

35 komentarzy:

  1. Ledwo przytomna wbijam na google, patrzam.. osz kurczaki! Nowy posteł u Puni! No to ja zaopatrzona w zimne kakao, omlet z jajek i bułeczkę z pomidorkiem wbijam na wą stonkę. Zacznę może od mojej końcowej reakcji.
    Mam to do siebie, że jak jestem słaba a coś wyda mi się urocze, to zachowuję się jak naćpana. Czyli wierzgam nigami na wszystkie strony, przyciskam twarz do poduchy i piszczę. To, oraz co rusz policzkowanie się i zgniatanie polików ze słowem "majaaaaag" towarzyszyło mi przez cały ten one-shot #2... wszystko napisane ze smakiem, mniam, oraz udealnie opisane.
    Master z ciebie kochanienka! Niah... po prostu bosko.
    No.więc moja wyobraźnia legła zmęczona, bo wszystko co się tutaj działo widziałam jak na filmie. Wliczając w to nawet tonacje głosową postaci! Naprawdę.. Quasimodo? XD ryly ryly? Straciłam przez ciebie wtedy gryz bułki i drogocenne powietrze na dobre cztery sekundy. XD
    Ja kończę jeść z szeeeroookim uśmiechem na twarzy, i biję ci brawo rozlewając kakao na wszystko.
    A - siedzę i jem na łóżku, więc niech nie myli cię to, że jestem w kuchni i poduszka? No.
    Pozdrawiam i lecę... pisać rozdziały! Wreszcie ferie!
    Pozdrawiam #2 papa!
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Ecle! Witam Cię serdecznie! I bardzo, ale to bardzo dziękuję za ten niezwykle pozytywny komentarz, który naprawdę mnie rozbawił :D. Przeproś ode mnie bułkę za to, że jej fragment skończył gdzieś indziej, niż w Twoim brzuszku. Niech wie, że nie było to moim zamiarem :D. To samo tyczy się kakaa, które przyozdobiło Ci pościel :D. Hahaha! Twoje reakcje opisane są epicko! Wiesz, chciałabym Cie kiedyś zobaczyć w takim stanie, bo wiadomo, co na żywo to na żywo ;). Co jeszcze? Ano tak, Quasimodo jakoś tak naturalnie mi przyszło :D. Chciałam wprowadzić element komiczny do tragicznej opowieści Lucynki, bo wiadomo, że ciągłe smuty nie są wskazane. Zaznaczę, że pana Kwazia wielbię całym sercem, ale tylko w oryginalnej historii. Tutaj jest negatywnym bohaterem, dlatego jestem do niego na anty. Bardzo się starałam, żeby dobrze wyszło, a z Twojej reakcji wnioskuję, że się udało :D. Podwójnie cieszy mnie fakt, że bez problemu mogłaś wszystko sobie wyobrazić i podczas czytania, w umyśle migały Ci kadry :D. Ach! Jakże się cieszę! Dziękuję serdecznie za takie miłe słowa i mam nadzieję, że przeze mnie nie nabawiłaś się niestrawności :D. A skoro masz ferie, to mnóstwa weny Ci życzę, bo sama wiesz, że coś obiecałaś, prawda?

      Ściskam mocno i serdecznie pozdrawiam!

      Twoja R ♥.

      Usuń
  2. Lucy! Słonko! Cześć! Ach, bardzo się cieszę, że druga część Ci się podoba, bo wychodzi na to, że niczego nie zmaściłam :D. Po Waszych pozytywnych komentarzach widzę, że opłacało się długie ślęczenie nad szocikiem, by dopracować szczegóły. Jeśli idzie o przeszłość Lucy, w zasadzie w ostatniej chwili wpadłam na takie rozwiązanie i postanowiłam pewne niewyjaśnione sprawy rozwiązać teraz, a nie w ostatnim parcie. Zazdrosny Natsu to moje ulubione wcielenie Smoczego Zabójcy, dlatego highfive! A co do scen dla dorosłych, super, że się podobają :D. I wiesz, Kotuś, ja Ci w metrykę nie zaglądam, także czytaj do woli ;D. Mam nadzieję, że z kolejną częścią wyrobię się w ciągu miesiąca, bo wcześniej raczej nie jest to realne. I dziękuję Ci, Kotuś, za propozycje ;). Myślę, że jedna z nich nada się do tego, co udało mi się wyłuszczyć z głowy, ale wsio wyjdzie w praniu :). Bardzo dziękuję, Słonko, za Twój komentarz, bo wraca mi przez to wiara w samą siebie i proszę Cię o cierpliwość. Kolejne notki na pewno się ukażą, jeśli życie nie wymyśli jakiegoś dziwnego scenariusza :D. Do następnego, Dzióbku!

    Ściskam mocno!

    Twoja R ♥.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zagladnelam na chwile i przeczytałam z czystej ciekawośc częsc druga i spodobała mi się bardziej niż pierwsza częśc . a teraz znikam ogladac nową anime z moją szescio latką bo chce ogladac to co tata tylko niewiem czy jej pozwolić chyba zaraziła się od rodziców pozdrawiam dobry duszek :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Dobry Duszku!

      Bardzo się cieszę, że ta część bardziej przypadła Ci do gustu niż poprzednia :D. Dziękuję za przemiły komentarz i życzę Tobie i Twojej córeczce udanego seansu :D. Pozwól jej, myślę, że nie pożałujesz, bo wspólne zainteresowania dzieci i rodziców to prawdziwy skarb :).

      Pozdrawiam cieplutko!

      Twoja R ♥.

      Usuń
  4. Kontynuacja one-shota jest absolutnie genialna.
    Czytałem go z przyjemnością.
    Wszystko co wydarzyło się między Natsu i Lucy w chatce, było genialne... nawet nie muszę mówić które momenty mi się podobały, ponieważ wszystkie takie były.
    Poznaliśmy do tego historie Lucy... szkoda mi się jej zrobiło. Może Natsu spotka pewnego razu tego typka i mu dokopie.

    Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh! A wiesz, że to nie taki głupi pomysł? Muszę gdzieś zarezerwować miejsce dla spotkania trzeciego stopnia dwóch samców :D. I bardzo się cieszę, że notka Ci się podoba :D. Nawet nie wiesz, jak fajnie pisało mi się to, co miało miejsce w chatce :D. Natsu taaaaaaaki niegrzeczny! Ale takiego go uwielbiam :D. Dziękuję za przemiły komentarz i również cieplutko pozdrawiam!

      Ściskam!

      Twoja R ♥.

      Usuń
  5. Nie mam weny na komy ><
    Ale One-shot zajerąbisty <3
    Weny!
    Shori
    PS: Mam coś dla ciebie! Łap! http://3.bp.blogspot.com/-1Q-jrlufFb0/Vq0l99oc8AI/AAAAAAAAEDk/CF0Gyk4OGuo/s1600/NaLu%25282%2529.png

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Shori!

      Nic nie szkodzi :D. Bywa i tak, ale wiedz, że każde słowo, które zostawiają po sobie czytający, cieszy mnie niezmiernie! Bardzo dziękuję! Starałam się, by wyszło dobrze :D. I sądząc po Twojej reakcji, udało się :). Masz moją dozgonną wdzięczność za wenę i słodki obrazek! Sama narysowałaś?

      Ściskam mocno!

      Twoja R ♥.

      Usuń
    2. Oczywiście! To mój samodzielny rysunek nad którym siedziałam dobre półtorej godziny xD

      Usuń
    3. O matko! Dziękuję ;*. Jest śliczny! Ja bym siedziała chyba z pół dnia, by powstało coś, co mogłoby mieć miano obrazka, ale wcale nim nie być :D. Dziękuję raz jeszcze! Bardzo mi się podoba ;*.

      Pozdrawiam cieplutko!


      Ps. I tym oto sposobem, po dodaniu tego tekstu, będzie 300 komentarzy na blogu :D. Jupi!

      Usuń
  6. Roszpunciu, jeszcze nie przeczytałam kolejnej części szota, ale to zrobię. Przybywam z misją. Więcej na moim blogu:

    http://seylafairytail.blogspot.com/2016/01/libster-blog-award.html?m=1

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Kochana Akeylo! Pozwól, że zajmę się tym w wolnej chwili :). I dziękuję za nominację :*.

      Usuń
    2. Nie będę się tu rozpisywać, ale napisz wiesz gdzie jak będziesz dostępna. Czytając to, nie mam wątpliwości, zasłużyłaś na nominację.

      Usuń
    3. Dziękuję Koteczku :). Zajmę się tym za jakąś chwilkę ;*.

      Ściskam!

      Usuń
  7. O Boże, jak ja bym chciała, żeby wykreowany przez Ciebie Natsu był tym prawdziwym Natsu! Jak ja bym chciała żeby on w końcu w mandze chwycił tą biedną Lucynę, przyciągnął do siebie i wycałował tak, że zapomniałaby, jak się nazywa! Chwała niebiosom że istnieją takie blogi, jak te, naprawdę, bo dzięki nim mogę zaspokajać swoją nienasyconą żądzę o nazwie "NaLu" <3 Ja Ci to przetłumaczę na japoński, bo się go uczę, ale proszę kochana, podeślij to do Hiro-sensei, niech on to przeczyta i przejrzy na oczy, jak cudowną parą jest ta dwójka i o czym marzą jego "czytacze" i widzowie!
    Pod względem technicznym - to o czym pisałam wcześniej, mianowicie opisy relacji między bohaterami - tutaj przeszłaś już totalnie samą siebie. Z kolei intymne sytuacje między tymi zakochańcami były tak subtelne i urocze, a jednocześnie namiętne, że mnie samej serce waliło jak młot a na twarzy miałam milion chyba rumieńców <3 Jesteś cudowną, cudowną pisarką i myślę, że kiedyś z powodzeniem mogłabyś wziąć się za pisanie książki, na poważnie i do druku. Masz to jak w banku, że byłabym jedną z kupujących egzemplarze i polecających znajomym, rodzinie, przyjaciołom, psom, kotom, drzewom, wszystkim i wszystkiemu.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny epizod, ściskam i pozdrawiam i wysyłam masę weny!
    Lucynka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Lucynko!

      Nawet nie wiesz, ile znaczą dla mnie Twoje słowa, za które serdecznie dziękuję :*! Ale od początku. Szczerze przyznam, że też mi się marzy, by Natsu w końcu wykonał ten karkołomny krok i zrozumiał, co czuje do Lucy, jednakże tylko pan Hiro może temu podołać, bo od niego wsio zależy :). Nam zostaje tylko czekać na jego ruch i żyć w sferze fantazji, bo wyobrażania sobie ich razem, nikt nam nie zabroni :).

      Tłumaczenie na japoński zaakceptowane! Ale wiesz? Lepiej by było, gdybyś mnie nauczyła tego języka, żebym wiedziała, co Mistrz Mashima odpisał na moje polskojęzyczne teksty :D. Na pewno byłaby z tego niezła komedia - on nie zna polskiego, ja japońskiego i wsio w temacie :D.

      A teraz, jeśli idzie o relacje między naszą dwójką, przyznam szczerze, że ten szocik prezentował się od początku w ten właśnie sposób. Jest mi po prostu łatwiej pisać w pierwszej osobie, że ktoś poczuł to czy tamto, bo siebie stawiam na jego miejscu, a pisanie w trzeciej osobie, jak robię w epizodach, ma to do siebie, że trzeba pamiętać o wszystkich bohaterach, co utrudnia skupienie się na jednym. Jednakże wiedz, że już nad tym pracuje, bo epizod piąty wydłużył się już o cztery strony, a to dopiero początek betowania :).

      Jejku! Naprawdę takie uczucia towarzyszyły Ci podczas czytania? Naprawdę? Ale wspaniale! Nawet nie wiesz, jak mnie cieszy, że moje zamierzenie osiągnęło odpowiedni skutek :). Bardzo, ale to bardzo się cieszę, że sceny erotyczne Ci się podobały. Chciałam, żeby była w nich ukryta namiętność i ogniste pożądanie, ale nie mogło też zabraknąć prywatności i subtelności, o której pisałaś, bo w końcu jedno kocha drugie, czyli czysto mechaniczny opis odpada :).

      Yay! Twoje słowa to miód na moje serce! Naprawdę! Powiem Ci, że marzy mi się być pisarką, jeśli zostajemy w sferze fantazji. Jednakże mam widoki na pracę w zawodzie, przez co obawiam się, że mogę nie mieć już tyle czasu na pisanie. Co prawda jeszcze sporo życia przede mną (chyba), to wszystko może się zdarzyć :). Jeśli kiedyś uda mi zachwycić jakiegoś wydawcę moim pisadłem, dowiesz się o tym pierwsza. Ba! Jeszcze otrzymasz dedykację, bo przecież takie miłe, budujące słowa, wyszły spod Twoim palców :). Dziękuję! Po stokroć dziękuję! A co do drzew, mogą się na mnie wypiąć, bo w końcu z nich robi się papier :D.

      Serdecznie dziękuję za piękny komentarz, za wiarę, którą we mnie pokładasz i za to, że jesteś tutaj i wspierasz mnie ;).

      Ściskam bardzo, bardzo mocno!

      Twoja R :*.

      Usuń
  8. Napisze tak nie jestem jak mąż ale ody dwie cześć mi się podobały i teraz rozumiem wiem czemu na sciania mam coś niebieskiego ze skrydłami i czemu słysza mama właczy mi fairy ta bo tata mi pozwolił pozdrawiam i życze duzo weny do pisania opowiadań haruka:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. To jeszcze raz ja zdjacie jej dzieła jest na fesie pozdrawiam ide robić obiat dla naszej trójki bo czwarte już po obiedzie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach! Bardzo się cieszę i dziękuję za komentarz :). Happy na ścianie? Tylko zazdrościć! U mnie pojawi się dopiero, gdy sobie odświeżę w pokoju i zwerbuję przyjaciółkę mojej Siostry, swoją droga wspaniała z niej artystka! Pięknie maluje ;).

      O, to smacznego w takim razie Wam życzę!

      Pozdrawiam cieplutko!

      Twoja R ♥.

      Usuń
  10. Zostałaś nominowana do Libster Blog Award! ;D
    Więcej informacji tutaj: http://roommates-shori-and-sasuke.blogspot.com/2016/01/libster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Słonko ;*. Zajmę się tą nominacją za jakąś chwilkę :).

      Twoja R ♥.

      Usuń
  11. Witam..! O bosz, Natsu..! Ale ty jesteś uroczy. Taki facet to istny ideał. O kochana, shot wprost boski. Czekam na więcej ! Całusy, :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć!

      Prawda? Bo wiesz, Natsu w ogóle jest ideałem, ale Mashima robi z niego przysłowiowego głupca! A gdyby stał się nagle inteligentem, do tego zakochanym, jestem pewna, że byłby taki, jak w moim szocie :D. Bardzo się cieszę, że notka się podoba i dziękuję za całusy, które również wędrują do Ciebie :* :* :*. Co do ciągu dalszego, nie wiem, jak prędko uda mi się wyrobić, ale mam nadzieję, że pod koniec lutego się pojawi, bo rozdział, wiadomo, w trzeci weekend ;). Także zapraszam! I jeszcze raz dziękuję!

      Pozdrawiam cieplutko,

      Twoja R ♥.

      Usuń
  12. Ach, widzisz.. Gdybym trafiła na takiego Natsu w swoim życiu, to z miejsca byłby cały mój :P . Chyba za bardzo się rozmarzyłam. Ale cóż, w głębi duszy jestem romantyczką, która czeka na swoją miłość... Czytając twoje rozdziały aż nabieram ochoty do napisania czegoś na swoim blogu. Jesteś od dziś moją inspiracją. O wielka pisarki, dzięki ci..!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i znowu! Tak to jest jak się pisze komentarze z telefonu...

      Usuń
    2. Kochanie, możemy sobie przybić piątkę, gdyż ja od urodzenia jestem singielką i szczerze powiedziawszy, to wszystko, co opisałam, a co wydarzyło się miedzy Lucy i Natsu jest tylko wymysłem mojego umysłu. Co prawda, też jestem romantyczką, ale te wszystkie miłosne zdarzenia są mi obce... Jednakże, jeśli Wam się podoba, to najważniejsze :D. W każdym razie, pomimo zainteresowania ze strony chłopaków, każdy odpadał w przedbiegach, ale to nie dlatego, że był jakiś nie taki. Ja zwyczajnie wtedy nie chciałam, a jak się zakochałam, nie powiedziałam mu i chociaż wiem, że w życiu go nie spotkam, moje serduszko wciąż bije dla niego, a trwa to już sześć lat ;D. No i w ten sposób żaden inny samiec nie ma szans :D. Ale się rozpisałam! Wybacz:D.

      A wiesz, co Ci powiem? Od jakiegoś czasu chodzę z uniesioną głową i wpatruję się w sufit, a w moim umyśle echem odbijają się słowa, które napisałaś: „jesteś doskonałą pisarką”, „jesteś moją inspiracją”, „dzięki ci, o wielka pisarko”. Kya!!!!!!!!!!!!!! R jest totalnie przeszczęśliwa! Ale teraz musi wrócić na ziemię, bo została nominowana przez wiele osób do LBA, a szczerze powiedziawszy już od 18 przy tym siedzi i nie może się, kurna, obrobić. A tu kolejne nominacje spływają. Shit! No nic, jakoś se poradzę. Najwyżej znowu posiedzę do późna :D.

      Ściskam mocno!

      Twoja R ♥.

      Usuń
  13. Moja kochana R,
    miałam już swojego księcia z bajki, "mojego Natsu" ale musiałam naszą wspólną bajkę zakończyć. Bajka zaczynała się przeradzać dla mnie w koszmar. Zrozumiałam, że on mnie nie kochał. Nie tak jak ja jego. Musiałam zakończyć to co było między nami bo nie wybaczyłabym mu tego co rozbił. Jak czytam takie opowiadania jak Twoje, to w głębi serca nadal wierzę, że prawdziwa miłość istnieje, i że to nie tylko wymysł nas autorów. Moje serducho aż się raduje gdy mogę poczytać takie historie. Na moim blogu też mam taką historię, w której trochę dałam się ponieść fantazji.. :) Ok przyznaję, trochę ze mnie zboczuch ale pisałam tą historyjkę będąc jeszcze z moim narzeczonym. Czasami moja głowa potrafi wykreować przedziwne twory.. Mam nadzieję, że kiedyś do mnie zawitasz na opko222.blog.onet.pl Serdecznie zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze, Moja Droga, że przejrzałaś na oczy, bo znam osoby, tkwiące w związkach, w których nie są szczęśliwe... A prawdziwa siła to podjęcie decyzji o rozstaniu, a nie trwanie na siłę w toksycznym związku. Brawo! I powiem Ci, że ja wierzę w prawdziwą miłość. Myślę, że gdybym pozbawiła się tego marzenia, życie nie miałoby sensu. Poza tym otacza mnie wiele szczęśliwych, naprawdę wspaniałych par. Na przykład moi Rodzice, którzy w tym roku obchodzą 30 rocznicę ślubu :). Tak kochających się ludzi to nigdzie jeszcze nie spotkałam! A co do zboczeń, możemy sobie przybić piątkę, bo we mnie też drzemie perwersyjna nutka, ale o tym przekonasz się za jakiś czas ;). Jestem zaszczycona Twoim zaproszeniem i możesz być pewna, że kiedyś przeczytam Twoje opowiadanie ;).

      Ściskam mocno, życzę dużo szczęścia i znalezienia prawdziwej miłości!

      Twoja R ♥.

      Usuń
  14. Kochana, czekam i czekam.., aż doczekać się nie mogę kolejnego posta u Ciebie. Wiem, strasznie niecierpliwa jestem ale co poradzę? Wciągnęło mnie na maxa ;) A tak z innej beczki to przesłuchałam twoją playlistę na blogu i powiem tylko jedno: i like it, baby !!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Słonko!

      Jakże mi miło, że jest ktoś, kto czeka na coś nowego - yatta! Dziękuję Ci za te miłe słowa i bardzo się cieszę, że moja playlista Ci się podoba :D. Ja sama ją uwielbiam! I bardzo często jej słucham :D. A co do kolejnego posta, na pewno będzie to LBA, bo nominowało mnie łącznie sześć osób i nie potrafię się ogarnąć :D. A dalszy ciąg opowiadania głównego pojawi się w trzecią sobotę miesiąca. Natomiast nie wiem, kiedy uda mi się napisać kolejną część szocika. To znaczy jakiś tam fragment jest, ale chcę dodać spotkanie samców alfa, a to należy dobrze rozegrać :D. Najważniejsze, że pomysł już jest, wymaga jedynie ubrania w słowa, ale przez remont, w którym biorę czynny udział, nie mam kiedy... Na dodatek w weekend przyjeżdża Siostra ze szwagrem i będziemy świętować jej urodziny, dlatego czas na pisanie będzie ograniczony. Ależ mi tego brakuje! Dziękuję za pamięć, Dzióbku :*!

      Ściskam mocno i cieplutko pozdrawiam!

      Twoja R ♥.

      Usuń
  15. No, nareszcie znalazłam czas, żeby na spokojnie przeczytać (czytanie na religii opowiadań +18 zawsze spoko xD).
    Rany, genialnie Ci wyszedł ten rozdział :). Mimo przytaczanych smutnych wspomnień, czytało mi się strasznie lekko i szybko. Prawie złamałam paznokieć, przewijając pospiesznie stronę na telefonie z myślą "więcej, więceeeeeeeej" :D.
    Podoba mi się, że scena +18 nie skończyła się przy pierwszym finiszu, tylko powracałaś do tego wątku później kilkukrotnie. Stworzyło to taką swojską i uroczą atmosferę.
    "W końcu był piątek, a to tak zwany weekendu początek." – haah, nawet miejsce na rym – znak rozpoznawczy R – się znalazło ^^
    Ach, no i dziękuję bardzo, że przytoczyłaś przeszłość Lucy! Zaspokoiłaś mą ciekawość :). Czytając tak opowieść naszej blondynki, spodziewałam się już, że zaraz powie Natsu, iż to nie on odebrał jej dziewictwo, tylko ten paskud. Cieszę się jednak, że tak nie jest~
    Uwielbiam ogółem, jak piszesz, zawsze jest wręcz bezbłędnie i wyczerpująco :). Nie wiem, jak ja się doczekam kolejnej części D:
    No, ale jeszcze czekają mnie zaległe epizody do przeczytania (pani katechetko, niech pani wybaczy!), więc nie powinnam się w sumie nudzić ^^

    Ściskam Cię i pozdrawiam serdecznie, R ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz, Kochana, jak bardzo się cieszę z Twojej obecności na moim blogu :). Po przeczytaniu Twojego komentarza, uśmiecham się coraz szerzej i szerzej, gdyż jestem niesamowicie szczęśliwa, że druga część szocika spodobała Ci się ;). Dziękuję za wszelkie komplementy, za to, że czytasz na religii (na kolana i po grochu!), że wyłapałaś skrzętnie ukryty rym i że to, jak ujęłam przeszłość Lucy, przypadło Ci do gustu :). Myślę, że gdybym teraz tego nie wyjaśniła, czekałyby Was same retrospekcje, w których na pewno sama bym się pogubiła, a aspekt ucieczki Heartfilii z domu wymagał głębszych dywagacji :). Inaczej jej przytarabanienie się do Magnolii, z punktu widzenia czytelnika, nie miałoby sensu :D. Cóż jeszcze? Po stokroć dziękuję za taką pochlebną opinię, chociaż negatywne też by się przydały, bo w końcu wpadnę w samozachwyt, i również ściskam!

      Na dodatek serdecznie pozdrawiam
      i mrowie buziaków zostawiam,
      które są specjalnie dla Ciebie,
      a jest ich tyle, co gwiazd na niebie!

      Twoja R ♥.

      Usuń
  16. Naj lepsze co można zrobic popechowym i cieszkim dniu to uciec do swiata fikcyjnego i zapomniec na chwile o tym . tak ta czasc na mnie podzialala ze zastanawiam sie co bade robiła w deszczowe dni albo jak pogoda nie pewna badzie zeby byc na działca co mnie uspokaja naj lepiej musze jaszcze coś wynalez jaką alternatywa dla tych dwuch zeczy znowu balagan w pisaniu . pozdrawiam ♪♪♪♪♪♪♪

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Lucy!

      Cieszę się, że dzięki mnie uciekłaś od rzeczywistości. Jak tam mam, gdy piszę, bo skupiam się na tym, co ma się pojawić w notce, wyobrażam sobie wszystko i przelewam na papier, ale taki wyimaginowany, bo przecież nie piszę ręcznie :). I uwierz, że nabrałam ogromnej ochoty na pisanie dzisiaj, w tej chwili, jednakże godzina późna, a ja jutro do pracy muszę wstać, dlatego albo sobie podaruję pisanie, albo sen. Jedno z dwóch :D. A w deszczowe dni proponuję przeczytać raz jeszcze wszystkie części szocika :). Aż mnie łapki świerzbią, żeby pisać ciąg dalszy tej historii! Niedzielo, przybywaj szybciej! A bałagan mi nie przeszkadza :). Serdecznie dziękuję Ci za komentarz, mocno ściskam i pozdrawiam!

      Twoja R ♥.

      Ps. A weź mi zdradź, skąd te cudowne nutki? Bardzo mi się podobają!

      Usuń

Nie wstydź się – skrobnij komentarz!
Będzie lepszy, niż nowy elementarz!
Ja Ciebie zapamiętam
i dedyka Ci dam,
jeśli będziesz pierwszy
pośród wszystkich wierszy!