14 lutego 2016

Dobrego złe początki... Part III


Witajcie Kochani!

Z pewnością nie spodziewaliście się, że dzisiaj pojawi się jakikolwiek sensowny wpis. Uwierzcie – ja też nie :D. Naprawdę nie sądziłam, że uda mi się skończyć to do Walentynek, ale jak widać, gdzie Diabeł nie może, tam Roszpuncię pośle i oto przed Wami kolejna część szocika „Dobrego złe początki”. Pierwotnie ten part miał wyglądać inaczej, ale skoro Saba chciał, żeby Natsu miał okazję spotkać pewnego osobnika, spełniłam jego prośbę i dopisałam ten fragment :). Mam nadzieję, że wszystkim się spodoba, a szczególnie zamawiającej, Lucy Heartfilii. Part trzeci dedykuję Ecllette, która jako pierwsza skomentowała poprzedni :). Swoją drogą, Kotuś, udało Ci się doprać kakao z pościeli? Bo wiesz, mimo wszystko czuję się winna Twej straty! A tak w ogóle to chyba popełniłam jakieś faux pas, bo jeden Stalker nas opuścił… Chlip… Smutno mi! Co więcej? Chyba nic, ale sądzę, że żadne miejsce pod notką, nie obejdzie się bez mojej paplaniny, dlatego i tym razem jest podobnie ;). A teraz nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam przyjemnego roszpunciowego seansu!
Radujcie się, Robaszki moje!










Gdy tylko uchyliłem powieki, uśmiechnąłem się do siebie. Czułem ciepło w okolicy serca, a moją duszę rozpierało niewysłowione szczęście. Wiedziałem, że teraz, dzięki miłości, której wcześniej brakowało w moim życiu, jestem spełnionym człowiekiem, widzącym świat jedynie w różowych barwach. Jednakże uśmiech zamarł mi na ustach, gdy przypomniałem sobie wczorajsze wyznanie mojej ukochanej. Spojrzałem na nią koso, zaciskając wargi i zgrzytając zębami, bo jej, mojej Gwiazdce, nie było dane życie w pełni szczęśliwe. Otoczona co prawda luksusem, ale ciepłe to były jedynie posiłki, które spożywała, a nie domowa atmosfera, będąca przecież podstawowym wymogiem szczęścia rodzinnego. Zacisnąłem prawą dłoń w pięść, a moją głowę zalały tysiące negatywnych myśli. Byłem gotów w tej chwili wyskoczyć spod kołdry i na golasa pobiec do Kastylii, znaleźć winnych cierpienia Lucy i własnoręcznie poukręcać im łby, jak brojlerom, uprzednio beztrosko biegającym w zagrodzie. Jednakże oprawcom mojej ukochanej zrobiłbym to bez najmniejszego żalu, który przeniósłbym na martwy drób. Oczami wyobraźni widziałem przerażenie w tęczówkach swoich ofiar, to, jak błagają mnie na kolanach o litość, obiecując złote góry i to, jak ich nadzieje rozwiewają się w drobny mak, gdy moje ręce gwałtownie przekręcają ich głowy, a kark wydaje specyficzne trzaśnięcie. Uśmiechnąłem się krzywo, a moje oczy pociemniały – zawsze, gdy czułem olbrzymi gniew, tak było.
Wróciłem do żywych dopiero, gdy poczułem dotyk ciepłej dłoni na policzku. Wzdrygnąłem się, nie spodziewając się tego i gwałtownie przeniosłem wzrok, zezując przy okazji, na wpatrzone w moją twarz, piękne czekoladowe tęczówki, które przyglądały mi się z niemym pytaniem i widocznym wahaniem. Moje spojrzenie złagodniało, a uśmiech stał się szerszy, gdy tylko jej obraz zamajaczył przed moimi oczami.
— Cześć, Gwiazdko – szepnąłem, uśmiechając się seksownie i całując ją w czoło. Z satysfakcją zauważyłem, że policzki Lucy pąsowieją, a ona sama drży na ciele.
— Cześć, Natsu – odszepnęła, uroczo unosząc kąciki ust, aż w jej policzkach pokazały się dołeczki, które kochałem ponad życie!
Podsunęła się wyżej, złożyła na moich wargach długi, czuły, słodki ponad wszelką miarę pocałunek, który pragnąłem pogłębić, jednak ona była szybsza – oderwała się ode mnie, zsunęłam nieco i oparła brodę na moim mostku, przyglądając się mojej twarzy z jakimś oczekiwaniem. Nie mogąc znieść napięcia i niepokoju, który nie wiadomo czemu poczułem, postanowiłem zapytać:
— Lucy, kochanie, coś się stało? – zmarszczyłem czoło, by wyglądać bardziej wiarygodnie.
— Ty mi powiedz – odpowiedziała, a ja zastygłem, zaskoczony, wysoko unosząc brwi. Założyłem jedna dłoń za głowę, zginając rękę w łokciu i przyglądałem jej się badawczo.
— Możesz mnie naprowadzić? – spytałem, bo naprawdę nie miałem pojęcia, o co chodzi.
Nadęła śmiesznie policzki, przewracając przy okazji oczami, po czym westchnęła ciężko i przymknęła powieki, a gdy je uniosła, uważnie mi się przyjrzała. Czekałem, niecierpliwiąc się coraz bardziej, a ona, jakby czując, co przeżywam, odezwała się.
— Przed chwilą, nim dotknęłam twojego policzka, byłeś jakby nieobecny – szepnęła. Nie sądziłem, że przyłapała mnie na rozmyślaniu o zemście i bałem się tego, że zapyta, co zajmowało moje myśli. Przecież jej nie powiem, że było to ukręcanie łba jej ojcu i niedoszłemu małżonkowi! Nie znała mojej mrocznej strony i wolałem, by nigdy się o niej nie dowiedziała, gdyż ukrywałem ją nawet przed samym sobą. – Twoje oczy – kontynuowała, uważnie dobierając słowa – były wręcz czarne, a usta wykrzywiał taki – szukała odpowiedniego słowa, patrząc w sufit  – sadystyczny uśmiech – przeniosła wzrok na mnie – że zastanawiałam się, czy mi cię ktoś nie podmienił. – Zamilkła, patrząc mi w oczy i lekko mrużąc swoje powieki, zupełnie, jakby chciała mnie prześwietlić na wylot. Przełknąłem ciężko ślinę i czekałem na ciąg dalszy, a moje serce waliło jak młotem. – O czym myślałeś? – i padło pytanie, którego obawiałem się najbardziej na świecie. Nie chciałem jej skłamać, ale bałem się jej reakcji, dlatego milczałem, a ona w ciszy patrzyła mi w oczy. Uciekłem wzrokiem na bok, ale jej tęczówki przyciągały mnie jak magnes, dlatego wróciłem do nich spojrzeniem. W tych czekoladowych oczach czaiła się niepewność, ale i ufność, jaką mnie darzyła, a ja poczułem się jak ostatnia świnia, bo właśnie rozmyślałem, jak tu nie powiedzieć prawdy.
Na czoło wystąpił mi zimny pot, serce biło jak szalone, a myśli chaotycznie biegły przez kolejne synapsy, docierając do drzewa neuronu i przechodząc głębiej. W końcu, westchnąwszy głośno i wypuściwszy ze świstem powietrze z płuc, postanowiłem zdobyć się na szczerość. Przymknąłem powieki, a gdy je uniosłem, uśmiechnąłem się ciepło i zauważyłem, że z jej twarzy zeszło napięcie.
— O naszej wczorajszej rozmowie – powiedziałem po prostu, bo przecież tak było! Uniosła wysoko brwi i zagryzła dolną wargę, przez co krew w moich żyłach zaczęła krążyć szybciej. Chwyciłem jej brodę kciukiem, uwalniając wargę i przełknąłem głośno ślinę. Po moim geście, jakby skruszona, opuściła głowę, aby po chwili ją unieść, uśmiechnąć się szeroko i pogładzić mój lewy policzek.
— I co takiego wymyśliłeś? – zapytała, delikatnie się uśmiechając.
Przełknąłem nerwowo ślinę, zacisnąłem palce dłoni, na której spoczywała moja głowa, na włosach i wiedziałem, że przepadłem.
— Że twoi oprawcy zasługują na karę – powiedziałem zgodnie z prawdą i patrzyłem na nią uważnie, zaciskając szczęki i czekając na jej reakcję.
Powoli odsunęła się ode mnie, usiadła, łącząc pośladki z łydkami i patrzyła na mnie z niedowierzaniem, mrugając raz po raz powiekami. Przymknąłem swoje, pewien, że wszystko zepsułem, gdy nagle poczułem, że jej nagie ciało przylega do mojego, a szczupłe ramiona oplatają moją szyję. Uniosłem gwałtownie powieki i spojrzałem na złote pasma, które łaskotały mnie w policzek, z niedowierzaniem.
— Lucy? – szepnąłem, nie drgnąwszy.
— Natsu – powiedziała cichutko. – To już przeszłość – mówiła dalej, wprost do mojego ucha. – Żyjmy tym, co teraz mamy, nie wracajmy do tego, co było. Rozpamiętywanie nic nam nie da – czułem się jak w szkole, do której nigdy nie chodziłem, gdyż głos Lucy miał czysto dydaktyczne brzmienie, które uspokajało i zmuszało do słuchania. – Proszę – dodała i zamilkła, a w ciszy, która nastała, wciąż słyszałem echo jej słów. A nie, wróć! To w mojej głowie odbijały się od ścianek szarych komórek, zmuszając, bym posłuchał tego, co mówi i dał sobie spokój z łajzami, które dopuściły się niecnych czynów wobec mojej ukochanej. Jak tak o tym myślałem, byłem pewien, że nie wybaczę im nigdy, ale usłyszawszy kolejne „proszę” Lucy, zmiękłem, objąłem ją, przymykając powieki i powiedziałem:
— Jak sobie życzysz, najdroższa – jeszcze tak jej nie tytułowałem, dlatego zachichotała jak mała dziewczynka, uniosła głowę, rozluźniając uścisk i wpatrzyła się we mnie.
— Wiesz? Jeszcze nigdy mnie tak nie nazwałeś – powiedziała, trącając mój nos swoim. – Wiesz, że brzmi to jak w tanim romansidle? – zapytała z uśmiechem, a w jej oczach igrały iskierki wesołości. Zrozumiałem, że się ze mnie nabija, dlatego zrobiłem minę obrażonego dziecka, zrzuciłem jej ręce z siebie i obróciłem się do niej plecami, robiąc buzię w ciup i krzyżując ramiona na piersi. – Ej, Natsu? – szepnęła, tuląc się do moich pleców. – Natsu? – powtarzała raz po raz, całując mój kark i schodząc na plecy, by później pieścić płatki uszu. Ledwo się powstrzymywałem, bo z każdą kolejną jej pieszczotą, moje serce wyczyniało dziwaczne akrobacje, krew dudniła w uszach, a oddech przyśpieszał. – Przepraszam – szepnęła i przygryzła mi płatek prawego ucha. Dopiero usłyszawszy to, lekko obróciłem głowę i napotkałem jej skruszone – na bank! – spojrzenie, w którym igrała wesołość.
— Szczerze? – zapytałem tonem nadąsanego malca. Skinęła głową, dlatego obróciłem całe ciało, kładąc się na prawym boku. – Ale na pewno? – ponownie potwierdziła ruchem głowy, a wtedy chwyciłem ją w ramiona i przeturlałem się tak, że leżała na plecach, a ja górowałem nad nią, uśmiechając się szeroko. – Wiesz, że teraz czeka cię kara, prawda, kochanie? – skinęła głową, pokazując ząbki w szerokim uśmiechu i uroczo się rumieniąc.
— Przyjmę każdą karę, którą zaplanujesz, mój najdroższy! – powiedziała, objęła moją szyję ramionami i, nim zareagowałem, przyciągnęła mnie do siebie, łącząc swoje usta z moimi. W tej chwili przepadłem i oddałem pocałunek, jęcząc donośnie.
Jakiś czas później udało nam się wyjść z łóżka, a to za sprawą mojego donośnie burczącego brzucha, który przyprawił Lucy o silny atak śmiechu, a ten z kolei zrzucił ją z łóżka, przy okazji przyozdabiając moje policzki szkarłatem. Blondynka, wciąż chichocząc, wstała nieporadnie z podłogi, ucałowała moje obydwa policzki i pociągnęła za rękę, bym też opuścił pielesze. Niechętnie spełniłem jej zamiar, bocząc się na nią, ubrałem jakieś slipki i powoli, krok w krok,  szedłem za nią po schodach, aż dotarliśmy do łazienki.
Wspólna kąpiel była spełnieniem marzeń, bo para, która wytworzyła się dzięki gorącej wodzie, skutecznie ukrywała nas w swoich mlecznych ramionach, nie pozwalając, by ktoś nam przeszkodził. Jednakże nie przewidzieliśmy jednego.
— Natsu! Wróciłem! – usłyszałem wyjątkowo radosny głos Happy’ego i w momencie zamarłem, a wraz ze mną Lucy, której przerażenie rozszerzyło oczy. Nie, nie wstydziliśmy się swojego uczucia, co to to nie! Absolutnie! Ale nie uśmiechało się nam, by ktokolwiek zastał nas w jednoznacznej sytuacji, a Happy miał to do siebie, że potrafił coś palnąć w najmniej oczekiwanym momencie.
— Co robimy? – szepnąłem do Lucy, która przeniosła wzrok z drzwi na mnie.
— Nie wiem. Idź go czymś zając! – panika w jej głosie sprawiła, że roześmiałem się w głos, a wtedy Exceed zapukał do drzwi.
— Natsu? Jesteś tam? – wrota tłumiły jego głos, ale wyczuwałem w nim zmęczenie i nienaturalną ciekawość.
— Tak, Happy – powiedziała pewnie Lucy, a ja gwałtownie na nią spojrzałem. – Jesteśmy tu razem – dodała i przeniosła spojrzenie na mnie. W jej oczach znowu igrały radosne iskierki. Przygryzła dolną wargę i patrzyła mi w tęczówki z wyzwaniem, natomiast za drzwiami zaległa cisza.
Chwyciłem brodę dziewczyny i uwolniłem wargę.
— Coś się stało, Happy? – zapytałem, a mój głos brzmiał pewnie, co mnie samego zaskoczyło.
— Nie – szepnął ledwie słyszalnie – ale chyba przyszedłem nie w porę. Wrócę później – dodał i wyraźnie słyszałem jego oddalające się kroki.
— Happy! – zawołała blondynka. – Nie wygłupiaj się! Zaraz wychodzimy! Usiądź w kuchni!
O dziwo, mój niebieski przyjaciel posłuchał, dlatego przelotnie pocałowałem Lucy w usta, wytarłem się i założyłem na siebie świeżą bieliznę, którą ukryłem pod luźnymi spodniami, a później opuściłem łazienkę, posyłając jeszcze w drzwiach całusa w stronę ukochanej i dostając taką samą odpowiedź. Ruszyłem do kuchni, szeroko się uśmiechając, ale zastygłem, gdy zobaczyłem z jakim wyrzutem patrzy na mnie Exceed.
— Happy? – szepnąłem, a on się nie odezwał, dlatego podszedłem bliżej i usiadłem na jednym z wolnych krzeseł, vis-à-vis niego. – Co jest? – Dalej na mnie patrzył i już traciłem nadzieję, że powie cokolwiek.
— Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytał z wyrzutem, a ja zbaraniałem.
  O czym?
— O tobie i Lucy. Od kiedy to trwa? – wziął mnie w krzyżowy ogień pytań, a tego się nie spodziewałem. Skrzyżował łapki z przodu i czekał, patrząc na mnie spode łba.
Podrapałem się po karku, robiąc zakłopotaną minę i wyraźnie czując, że oblewam się pąsem, ale nic na to nie mogłem poradzić.
— W zasadzie to zaczęło się dopiero wczoraj – zacząłem, a on otworzył szeroko oczy, zupełnie, jakby nie wierzył w to, co mówię.
— Naprawdę? – zapytał, a wtedy skinąłem głową. – Wow! To super! – Tak się ucieszył, aż uruchomił aeromagię i uniósł się, kołując nad stołem. Uśmiechnęłam się szeroko, a on zatrzymał się w locie i przysiadł na blacie stołu. – Opowiadaj! – Cóż było robić? Streściłem w zasadzie spotkanie z tymi dwoma palantami i miłosne wyznanie, no i na tym zakończyłem, gdyż reszty sam mógł się domyślić. – Gratuluję, Natsu! – powiedział i rozpłakał się, wtulając pyszczek w moją szeroką klatę.
— Dziękuję – odpowiedziałem, głaszcząc go po łebku. – A powiedz, jak twoja misja? – zapytałem, a wtedy jakby przygasł. Ale może to moje przywidzenie?
— W porządku – rzekł tylko, a ja czułem, że mnie kłamie.
— Happy? Na pewno wszystko OK? – zapytałem, kładąc mu dłoń na czubku głowy i przyglądając się uważnie jego obliczu. Skinął jedynie głową, a po chwili uśmiechnął się szeroko.
— Szarlusia zgodziła się zostać moją dziewczyną! – wykrzyknął, lekko spąsowiał i uniósł dwa palce w geście zwycięstwa. Och, jakże ja się cieszyłem! Objąłem go i pogratulowałem, że w końcu zdobył serce tej, którą kochał od dawna. Gdy dołączyła do nas Lucy, którą rewelacje kocura mocno ucieszyła, wszyscy w doskonałych nastrojach przystąpiliśmy do przygotowywania posiłku. Happy poszedł się wykąpać, a ja w tym czasie wspólnie z Lucy pichciłem. Gdy spojrzałem na zegar, nie mogłem uwierzyć, że jest dwunasta. Było to dla mnie nierealne, jak wszystko, co miało miejsce wczoraj. Wciąż nie wierzyłem w swoje szczęście i dziękowałem po stokroć Bogu za to, że jeszcze czuwa nade mną.
Będąc w wyśmienitym nastroju, zaproponowałem Lucy spacer po mieście, na który się zgodziła. Happy odsypiał niewygody podróży, dlatego poszliśmy tylko we dwójkę. Chciałem sprawić ukochanej przyjemność i kupić jej coś ładnego, dlatego wymyśliłem to wyjście. Jednakże nie mogłem przewidzieć, jakie będą skutki tej przechadzki, których później bardzo żałowałem.




  


Natsu! Zobacz! – usłyszałem podekscytowany głos ukochanej, dlatego wypuściłem z palców jedwabny szal, wiszący nad moja głową i podszedłem do kramu po drugiej stronie chodnika. Jeśli mam być szczery, to po raz pierwszy widziałem Lucy zachowującą się jak mała, niesforna dziewczynka, gdyż biegała od jednego stoiska do drugiego i trudno było mi za nią nadążyć. Cieszyłem się, że dobrze się bawi, spędzając ze mną czas, dlatego ani przez myśl mi nie przeszło strofowanie jej. – Jakie to piękne! – mówiła dalej, patrząc na trzymane w dłoniach kolczyki. Przyznam szczerze, że mnie samego zachwyciło ich wykonanie, dlatego już miałem się odezwać, że bierzemy świecidełka, ale jej spojrzenie jakby nagle przygasło, a twarz zmarkotniała.

Dyndałki Lucynki :).
— Lucy? Co jest? – zapytałem, pochylając się w  jej stronę i patrząc na jej oblicze z boku. Jej przedłużające się milczenie bardzo mi przeszkadzało, dlatego objąłem ją w talii i pocałowałem w kark, osiągając zamierzony efekt – drgnęła i spojrzała na mnie, lekko zezując.
— Przypomniały mi o mamie – szepnęła, patrząc smutnym wzrokiem na błyszczącą biżuterię. – Miała podobne, a do tego była jeszcze kolia i bransoletka. Dostała ten komplet od ojca i na każdej oficjalnej imprezie chwaliła się nim. – Uśmiechnęła się do wspomnień, a później uniosła głowę i zapatrzyła się przed siebie, nic niewidzącym spojrzeniem. – Mówiła, że otrzymam te klejnoty po niej w spadku, w dniu swojego ślubu z ukochanym… – głos się jej załamał, a oczy wypełniły łzami, które spłynęły po zaróżowionych emocjami policzkach.
Wypuściłem ją z objęć, stanąłem naprzeciwko, chwyciłem jej twarz swoimi dłońmi i otarłem kciukami słone krople, a wtedy spojrzała na mnie z wdzięcznością. Przyjrzałem się jej uważnie i delikatnie uniosłem palcami kąciki jej ust, co niezmiernie ją rozbawiło, dlatego chwilę później wybuchła gromkim śmiechem.
— Ty wariacie! – trzepnęła mnie delikatnie w lewe ramię,  a później dała buziaka w policzek. – Dziękuję – szepnęła, patrząc mi prosto w oczy. – Kocham cię – dodała i złożyła na moich ustach delikatny pocałunek, który z czasem zaczął się pogłębiać i gdyby nie ostrzegawcze chrząknięcie jubilera, nie wiem jakby się to skończyło.
Odsunęliśmy się od siebie niechętnie i trzymając się za ręce, podeszliśmy bliżej budki.
— Czy ma pan do tego kolię i bransoletkę? – zapytałem, wskazując na dłoń Lucy i patrząc uważnie na sprzedawcę. Ten już sięgał po biżuterię, o którą zapytałem, ale zatrzymała go moja Gwiazdka.
— Natsu? Oszalałeś? To jest za drogie! Wiesz, że to kryształ górski, który… – mówiła, a ja patrzyłem na nią uśmiechając się coraz szerzej. By przerwać potok jej słów, pocałowałem ją delikatnie, na co spąsowiała.
— Wiem – odpowiedziałem, gdy przerwała swoją słodką paplaninę. – Ale ja chcę kupić to dla ciebie. Pozwól mi – dodałem, a widząc wahanie w jej spojrzeniu, już wiedziałem, że stanę się biedniejszy o kilka tysięcy kryształów.
Gdy kiwnęła głową, uśmiechnąłem się i zapiąłem jej na szyi podaną przez sprzedawcę kolię, a na lewym nadgarstku bransoletkę. Kolczyki założyła sobie sama i muszę przyznać, że wszystko idealnie się na niej prezentowało. Kolia podkreślała smukłą szyję, bransoletka pięknie prezentowała się na zgrabnej ręce, a kolczyki dyndały w uroczych uszach, błyskając przy każdym ruchu. Brakowało jedynie sukni balowej i sali, w której moglibyśmy tańczyć w swoich objęciach przez całą noc.
— Wyglądasz pięknie – powiedziałem, patrząc na nią z miłością i uśmiechnąłem się, widząc jej pąsowiejące policzki.
Delikatnie odpiąłem kolię i bransoletkę, podałem biżuterię sprzedawcy i kazałem ładnie zapakować. Lucy chciała mieć kolczyki na sobie, co sprawiło mi niewysłowioną przyjemność.
Gdy do rąk nowej właścicielki spłynęło ozdobne puzderko, rzuciła mi się na szyję i wydziękowała jak tylko umiała i mogła na ruchliwej ulicy. Później, trzymając się za ręce, ruszyliśmy przed siebie, mijając ludzi i przystając co jakiś czas przy którymś kramie, którego towar akurat nas zainteresował.
Wielu mężczyzn narzeka, gdy musi iść ze swoimi kobietami na zakupy. Ja osobiście nie nudziłem się i nie mogłem zrozumieć tego dziwnego, ogólnie przyjętego rozumowania. Widocznie nie potrafili cieszyć się każdą chwilą, albo zwyczajnie nie kochali swoich dziewczyn tak jak ja moją Gwiazdkę, bo szczerze powiedziawszy, nie dała mi powodu do utyskiwania. Nie czułem się ani zmęczony, ani sfrustrowany, a radością, która towarzyszyła mi cały dzień, mógłbym obdzielić wszystkich mijanych przez nas smutasów.
Gdy jakiś czas później zgłodnieliśmy, weszliśmy do jednej z mijanych knajpek o smacznie brzmiącej nazwie „Bon appétit” i zamówiliśmy przepyszny obiad, który pocisnęliśmy olbrzymimi porcjami lodów, z orzechami, kawałkami owoców i polewą czekoladową. Ociężali po posiłku, siedzieliśmy przy stoliku, patrząc na siebie w milczeniu, ale z dobrze wyczuwalnym uczuciem, dlatego każdy, kto przechodził obok nas, zatrzymywał się na dłuższą chwilę i przypatrywał się nam, wychodząc ze swoistego transu dopiero wtedy, gdy kelner bądź kelnerka, poprosili delikwenta o zajęcie miejsca przy stoliku. Uiściwszy rachunek, opuściliśmy restaurację i ruszyliśmy na dalszy podbój miasta. Słońce chyliło się ku zachodowi, oświetlając nas ciepłym, opiekuńczym pomarańczem, który otaczały różowe, fioletowe i niebieskie puchate chmurki. Przystanęliśmy i przypatrywaliśmy się temu cudownemu pejzażowi, który przygotowała dla nas Matka Natura, a ja, chcąc, by było bardziej romantycznie i uroczo, objąłem Lucy w talii, tuląc się do jej pleców. Oparła głowę na moim ramieniu i uśmiechała się delikatnie, napawając oczy pięknem świata.
— Idziemy? – zagadnąłem po dłuższej chwili. Skinęła potakująco głową, dlatego spletliśmy palce swoich dłoni i ruszyliśmy wolnym krokiem przed siebie, przypatrując się mijanym kramom i elewacjom domów.
Gdy moje spojrzenie spoczęło na ślicznej, cytrynowej sukience na ramiączkach, wiszącej w oknie jednego ze sklepów odzieżowych, Lucy gwałtownie przystanęła. Poczułem, że zadrżała na ciele, a jej place w momencie stały się zimne niczym sople lodu. Przyjrzałem się jej uważnie, a zauważywszy nienaturalną bladość skóry, przeraziłem się.
— Lucy? – zagadnęłam, ale nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Tak intensywnie w nią patrzyłem, że dopiero obcy głos pomógł mi wrócić na ziemię. Poczułem, że dłoń Lucy wysuwa się z mojej.
— Nareszcie cię znalazłem – w tonie mówiącego, dało się słyszeć triumf i swego rodzaju wyrzut, na dodatek lekko seplenił.
Uniosłem głowę i zobaczyłem wysokiego, chudego jak szkapa chłopaka o rudych włosach i czarnych, kaprawych oczkach, który szczerzył się jak szaleniec i szedł szybkim krokiem w naszą stronę, a jego pożądliwe spojrzenie spoczywało na Lucy. Za nim podążało jak cień dwóch mężczyzn. Jeden wysoki, szpakowaty, z wąsem pod nosem i przyprószoną siwizną bujną czupryną, drugi natomiast niewiele różnił się od Rudego – był trochę niższy i dorobił się sporego brzucha, na którym wręcz trzeszczały guziki drogiej marynarki. Wszyscy trzej ubrani byli w markowe garnitury, białe koszule i lśniące półbuty. Z pewnością należeli do wyższych sfer i byli biznesmenami, a że mało mnie interesował ten bufonowaty światek, nie znałem przybyłych.
— Wracamy do domu – powiedział ten z wąsem i chwycił Lucy za prawy nadgarstek, pociągając ją w swoją stronę i obracając się do mnie plecami. Gwiazdka rzuciła mi jeszcze przerażone spojrzenie ponad lewym ramieniem, a później opuściła głowę i zrobiła krok w stronę tej dziwnej trójki.
Powiedzieć, że byłem wkurwiony to za mało. Moja furia siłą dorównywała wybuchowi, towarzyszącemu wypływowi lawy z krateru wulkanu. Zacisnąłem dłonie w pięści, aż knykcie zbielały, a paznokcie wbiły mi się w skórę. Żyły wyszły mi na wierzch, tęczówki zrobiły się czarne i zapłonęły wściekłością, natomiast skórę pokryły czerwone smocze łuski, mieniące się złotem i czernią. Jednym susem dopadłem porywaczy i boleśnie ścisnąłem nadgarstek ręki, która trzymała moją ukochaną. Usłyszawszy trzask pękających kości, uśmiechnąłem się, ukazując wydłużone górne kły.
— Hola, hola, panowie – powiedziałem złowrogim głosem, na co wszyscy obrócili głowy w moją stronę. – Ta panienka – rzuciłem szybkie spojrzenie na Lucy – nigdzie z wami nie idzie – zakończyłem i mocniej ścisnąłem trzymany nadgarstek, a mężczyzna zawył i czym prędzej puścił górną kończynę blondynki. Ja zrobiłem z jego ręką to samo.
— Natsu… – szepnęła Lucy, łamiącym się głosem.
— Schowaj się za mną – powiedziałem tylko, nie spuszczając uważnego i rozgniewanego spojrzenia ze stojących przede mną delikwentów. Rudzielce pobladły na twarzy, a Wąsik poczerwieniał, trzymając lewą dłonią prawy nadgarstek, który, jak dobrze myślałem, zmiażdżyłem.
— Za kogo ty się uważasz?! – wykrzyknął – tak, tego byłem pewien – ojciec Lucy. – Ty wiesz kim ja jestem?! – dodał i postąpił krok w moją stronę.
— Sadystą, zmuszającym córkę do ślubu z Kaprawym – stwierdziłem, rzucając spojrzenie na Rudzielca, który w momencie spąsowiał, i z satysfakcją uchwyciłem wysoko uniesione brwi oraz zaskoczone spojrzenia tego dziwnego trio.
Heartfilia odzyskał rezon, zmrużył oczy i rzekł:
— To moja własność! Mogę z nią zrobić, co chcę! – jego głos był wyższy o oktawę bądź dwie, dlatego doskonale zdawałem sobie sprawę, że w środku aż cały drży. Zaciągnąłem się smrodem jego strachu i zarechotałem. Wokół nas zgromadziło się sporo gapiów, którzy szeptali do siebie i uważnie obserwowali całe zajście.
— Twoja własność, co? – zapytałem, a on skinął głową, zaciskając usta w wąską kreskę. – Cofnij się, Lucy – szepnąłem do ukochanej, dlatego postąpiła dwa kroki w tył. Przeniosłem spojrzenie na jej ojca i zawołałem: – To chodź tutaj i ją sobie weź! – dodałem, po czym uruchomiłem Smoczą Siłę. Całe moje ciało otoczyły karmazynowe płomienie, przez które co jakiś czas przeskakiwały złote błyskawice, skóra na policzkach zmieniła się w bordowe łuski, które pojawiły się na całym moim ciele, a włosy z łososiowych zmieniły barwę na krwistą czerwień i uniosły się, stercząc jak maszty flag. Tęczówki wraz z białkami przeszły w głęboką, aksamitną czerń, co pozwalało mi widzieć obecnych ze wszystkich stron ludzi w taki sposób, jakbym używał lakrymy noktowizyjnej – byli dla mnie tylko skupiskami ciepłych i zimnych mas. Wyemitowałem z siebie jeszcze więcej magii, dlatego na wszystkie strony buchnęły płomienie, które zmusiły gapiów do cofnięcia się.
Jude zbladł w momencie, a jego kolana zaczęły się trząść. Widząc to, uśmiechnąłem się i przeniosłem spojrzenie na Kwazia, który schował się za plecami ojca.
— Te! Rudy! – ryknąłem, a kaprawe oczka spojrzały na mnie ze strachem. – Do bezbronnej dziewczyny umiałeś się dobierać, a teraz lejesz w portki ze strachu, co? Chodź i pokaż, że jesteś godzien Lucy, a wtedy będzie twoja – chciałem podjudzić chłopaka i wjechać mu na ambicję, żeby okazał minimum odwagi.  Mój uśmiech stał się szerszy, gdy zrobił jeden niepewny krok w moją stronę, później drugi i trzeci, a gdy dzieliło nas pięć metrów, zatrzymał się, opuścił dłonie wzdłuż tułowia i zacisnął dłonie w pięści.
— Ona ma być moją żoną! – zaskrzeczał, czym naprawdę mnie rozbawił. – Oddaj mi ją, potworze!
— Chodź i weź ją sobie – powiedziałem i wyszczerzyłem się, puszczając mimo uszu epitet, którym mnie określił. Czułem obecność Lucy po prawej stronie swoich pleców i to dawało mi siłę – wiedziałem dla kogo walczę.
Chłopak postąpił dwa kroki naprzód, wyciągnął rękę przed siebie i wskazał palcem w stronę mojej Gwiazdki.
— Gdyby nie te twoje nagie zdjęcia w magazynie, nigdy bym nie wiedział, gdzie cię szukać – mówił, a jego słowa ociekały jadem. Zmrużył oczy, ukazując nienawiść, którą miał w sercu, a której źródłem była moja Gwiazdka. Rzucił mi szybkie spojrzenie, a później wrócił nim do Lucy i kontynuował: – Od pierwszego wejrzenia wiedziałem, że jesteś dziwką i puścisz się z byle… – nie pozwoliłem mu dokończyć, bo ze zwierzęcym rykiem ruszyłem na niego, uprzednio podpalając prawą pięść. Zdążył tylko cofnąć się o krok, nim moja dłoń spotkała się z jego brzuchem. Cios nie był silny, ale zmusił go do wyplucia krwi, a oddech zamarł mu w płucach. Wściekły, zacząłem na oślep zadawać razy, krzycząc jak ranne zwierzę. Musiałem sobie ulżyć. Jego twarz puchła po każdym uderzeniu, zmieniając się w krwawą, trudną do rozpoznania miazgę, która powoli przestawała przypominać coś z człowieka.
— Nigdy nie obrażaj Lucy w mojej obecności! – zawarczałem i uniosłem rękę, by zadać kolejny cios, ale wtedy poczułem delikatne dłonie owinięte wokół mojego przedramienia.
— Natsu, przestań… – usłyszałem szept ukochanej i zastygłem.  Spojrzałem na nią ponad prawym ramieniem. – Zabijesz go… Nie jest tego wart… – Widziałem, że płacze i wiedziałem, że to przeze mnie, dlatego w momencie cofnąłem magię, odwróciłem się plecami do oprawców Gwiazdki i objąłem ją, a ona ufnie się we mnie wtuliła. Drżała na ciele, a jej łzy moczyły mój tors. Delikatne dłonie spoczęły na moich plecach, a ja, chcąc ją przeprosić, całowałem jej włosy i tuliłem do siebie tak mocno, jakbym już nigdy miał jej nie wypuścić z ramion.
Usłyszawszy szczęk zbroi, uniosłem powieki i rozejrzałem się uważnie wokół siebie. Naszą dwójkę oraz trzech przybyszów kołem otoczyli żołnierze. Jeden z nich wystąpił z szeregu, spojrzał na Kwazia, dwóch biznesmenów, a później na nas. W jego zielonych oczach czytałem strach, ale też coś na kształt podziwu. Postąpił dwa kroki w moją stronę i wtedy odezwał się mocnym, zdecydowanym głosem, który mu przypisywałem:
— Obywatelu, ja, Steven Sanuki, jako pierwszy generał armii miasta Magnolia, żądam wyjaśnień, odnośnie tego, co tutaj zaszło.
Westchnąłem i mocniej przytuliłem Lucy, która w momencie zesztywniała i z przestrachem spojrzała mi w oczy. Uśmiechnąłem się, uspokajając ją, otarłem łzy, które moczyły jej policzki i cmoknąłem ją w usta.
— Nic się nie bój – szepnąłem. – Jestem z tobą – dodałem i otrzymałem w zamian delikatny uśmiech. Chwyciłem jej lewą dłoń w swoją prawą i odwróciłem się przodem do pytającego. – Ja – odezwałem się mocnym głosem – jestem sprawcą całego zdarzenia. Ta dziewczyna – wskazałem na Lucy – nie ma z tym nic wspólnego, dlatego puśćcie ją wolno.
— O tym ja zadecyduję – powiedział generał i przeniósł wzrok na Kwazia, a później na dwóch pozostałych, by spytać mnie: – Czy ta trójka ma coś wspólnego z rozróbą, której się dopuściłeś, panie Natsu Dragneel? – skinąłem głową, bo uważałem, że słowa są zbędne. Nie byłem specjalnie zaskoczony, że wie, kim jestem, dlatego nawet nie zawracałem sobie tym głowy. – Żołnierze – zwrócił się do mężczyzn tworzących szpaler – zabrać wszystkich na przesłuchanie do siedziby głównej naszego sztabu. – Odpowiedziały mu silne, męskie głosy, pochodzące z trzech tuzinów gardeł. – Pan – spojrzał na mnie – i panienka – przeniósł wzrok na Lucy – będą osobiście przeze mnie eskortowani. Proszę nie używać magii, inaczej podejmę radykalne kroki.
— Pan niczym mi nie zawinił, dlatego proszę być spokojnym – zero magii – powiedziałem, na co skinął z aprobatą głową.
Objąłem Lucy ramieniem i ruszyliśmy w stronę strzelistej wieży, która była najwyższym obiektem w Magnolii, jak i siedzibą stacjonującego w niej wojska, eskortowani przez dwunastu żołnierzy, na czele z generałem Sanuki.
Odprowadzały nas uważne spojrzenia gapiów, którzy rozstąpili się, by przepuścić nas i żołnierzy, prowadzących nas do siedziby armii, która górowała nas wszystkimi budynkami Magnolii. Jej dach, wykonany z czerwonej dachówki, pysznił się na tle ciemniejącego nieba, a padające pod ostrym kątem słońce, odbijało się w szybach okien, wychodzących na cztery strony świata. Szary mur obrastały dzikie pnącza i bluszcz, którego kolor był identyczny jak moje tęczówki. Mimo znacznej odległości, widziałem wszystkie szczegóły, łącznie z przerwami między cegłami, z których zbudowano wieżę.
Lucy milczała, patrząc przed siebie przerażonym wzrokiem, ale drgnęła, gdy poczuła delikatny dotyk moich palców, przesuwających się po skórze wzdłuż jej ramienia. Uśmiechnąłem się pokrzepiająco, na co odpowiedziała tym samym, a później ufnie złożyła mi głowę na obojczyku. Ucałowałem jej jasne włosy i przytuliłem mocniej do siebie, rzucając ukradkowe spojrzenie obserwującemu nas generałowi. Jego jasnozielone błyszczące oczy, świadczyły o wysokiej inteligencji, jak i ogromnym poczuciu sprawiedliwości. Ciemne, rozwichrzone, krótsze od moich, włosy, targane były na prawo i lewo przez delikatny wiatr, który napływał do Magnolii ze Wschodu, zapowiadając, iż lato zbliża się ku końcowi. Mocno zarysowana szczęka, kończysta broda, dobrze widoczne pod jasną skórą kości policzkowe i twarz bez grama zarostu, do tego krzaczaste czarne brwi i długie rzęsy tego samego koloru – to wszystko sprawiało, że kobiety, które mijał nasz orszak, zatrzymywały się na dłuższą chwilę i przypatrywały generałowi z zarumienionymi policzkami. Jeśli dołożyć do tego jego wzrost, szerokie barki, wąskie biodra i długie nogi odziane w zbroję, mogę śmiało rzec, że był jednym z przystojniejszych mężczyzn, jakich dane mi było spotkać na swojej drodze. Jego karmazynowa peleryna powiewała za nim, a sprężysty krok był lekki i przywodził na myśl tancerza baletowego, a  nie zaprawionego w bojach wojaka.
Spojrzałem przed siebie, gdy poczułem dotyk dłoni Lucy na lewym policzku. Opuściłem wzrok i napotkałem jej śliczne, czekoladowe tęczówki, które przypatrywały mi się z niemym pytaniem. Pokręciłem głową i wyszczerzyłam się, ujmując jej brodę dwoma palcami lewej dłoni.
— Nie martw się – szepnąłem. – Jestem z tobą i nie pozwolę cię skrzywdzić.
— Wiem – szepnęła, przymykając powieki i obejmując mnie w pasie drobnymi ramionami.
— Jesteśmy na miejscu – chwilę później głos generała zaanonsował dotarcie do siedziby wojska.
Idąc za przykładem Lucy, poderwałem głowę i spojrzałem na budynek, który był naszym celem. Z bliska wieża robiła jeszcze większe wrażenie, gdyż, żeby zobaczyć skrawek jej dachu trzeba być Smoczym Zabójcą, albo mieć prawdziwie sokoli wzrok. Poza tym w zapadającym zmroku, który powoli okrywał miasto, trudno było dojrzeć cokolwiek.
— Proszę za mną – Sanuki odezwał się spokojnym głosem, w którym wyczuwałem władczość. Nawet jakbym chciał, nie miałem powodu oponować – w końcu dopuściłem się przestępstwa, a wiedząc, że poszkodowany jest sobkiem, mogłem być pewien, iż tym razem mi się nie upiecze.
Spojrzałem na Gwiazdkę, a widząc jej przestraszone oczy, splotłem jej palce ze swoimi i powiedziałem:
— Idziemy na spotkanie przygody. Chodź. – Uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
Ramię w ramię weszliśmy po trzech betonowych schodkach, minęliśmy mosiężne drzwi, których klamkę trzymał wartownik w zbroi, i szliśmy dalej za generałem i jego karmazynową peleryną. W środku panował surowy wystrój: pozbawione ozdób kamienne ściany, takowa posadzka, od której echem odbijały się nasze kroki i zwykłe drewniane drzwi, które co jakiś czas mijaliśmy, niewątpliwie będące pokojami stacjonujących w naszym mieście wojaków. Jedynymi ciepłymi elementami były płonące pochodnie, przytwierdzone do ścian i rozświetlające panujący w chłodnych murach mrok. Gdy dotarliśmy do końca korytarza, który w ostatnim odcinku skręcił lekko w prawo, ujrzeliśmy kręcone, murowane schody, prowadzące na piętro.
— Zapraszam – rzekł Sanuki i postawił stopę na pierwszym stopniu. Poszliśmy za jego przykładem, a za nami dało się słyszeć kroki innych, należące niewątpliwie do pozostałych żołnierzy i Bezsilnego Tria.
Zaskoczył mnie fakt, że ojciec Lucy i jej niedoszły mąż nie protestują, widząc  nas trzymających się za ręce. Może to autorytet generała kazał im milczeć? Albo zwyczajnie dostali nauczkę i wolą mnie bardziej nie wzburzać? Nie wiem. Ważne było, że nie musiałem słuchać ich irytujących wynurzeń.
Gdy weszliśmy na piętro, naszym oczom ukazały się olbrzymie drewniane dwuskrzydłowe drzwi, przy których warowało dwóch żołnierzy. Zobaczywszy generała, zasalutowali, a gdy rozkazał,  pociągnęli za klamki w kształcie okręgów i wrota bez najmniejszego skrzypnięcia ustąpiły. Za nimi znajdowała się wielka sala, mająca kształt elipsy. Jej kamienne ściany pozbawione były okien, a z sufitu zwieszały się karmazynowe gobeliny ze złotymi ornamentami, sięgające podłogi, będące, poza złotymi lichtarza, jedynymi elementami wystroju. Po lewej stronie od wejścia stał owalny stół, który mógł mieć jakieś pięć metrów długości i dwa szerokości, a za nim, od strony ściany, stały trzy wysokie krzesła, obite czerwonym jedwabiem. Na prawo natomiast znajdowało się dziesięć krzeseł, nieco niższych od tych, stojących na podwyższeniu, ale również przystrojonych czerwonym materiałem.
Generał kiwnął głową na część żołnierzy tworzących nasz orszak, którzy weszli do środka wraz z nami. Pozostałe dwa tuziny ruszyły w drogę powrotną, a gdy zamknęły się za nimi drzwi, Sanuki zajął środkowe krzesło, dając jakieś znaki, których nie rozumiałem, podwładnym. Dwóch żołnierzy stanęło za jego plecami, jeden po prawej, a drugi po lewej stronie.
— Proszę usiąść na jednym z krzeseł – zwrócił się do mnie mężczyzna o czarnych oczach i rudej brodzie, którego głowa niknęła pod przyłbicą z karmazynowym pióropuszem. – Panią poprosimy na drugie siedzenie – powiedział do Lucy. Niechętnie wypuściłem dłoń dziewczyny ze swoich palców i zająłem krzesło stojące najbliżej ściany, znajdującej się naprzeciw zamkniętych drzwi.
Gdy zająłem miejsce, wyciągnąłem nogi przed siebie, a ramiona skrzyżowałem na piersi i chmurnym spojrzeniem mierzyłem generała, który odpłacał mi się tym samym z tym, że jego wzrok był raczej przyjazny i mocno zamyślony. Za moimi plecami stał brodacz, który chwilę wcześniej kazał mi usiąść, i jeszcze jeden wojak, o wyjątkowo milczącym usposobieniu. Rozejrzałem się i spostrzegłem, że za krzesłami Lucy i Bezsilnego Tria również znajduje się po dwóch żołnierzy. Wyprostowani, dumni, pilnowali obywateli wszczynających awantury w miejscach publicznych. Spojrzałem na Lucy. Patrzyła z przestrachem w moim kierunku, kurczowo zaciskając dłonie, spoczywające na kolanach, w pięści. Uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco i z ulgą stwierdziłem, że na jej bladą ze zdenerwowana twarz, wracają rumieńce, a ona sama spogląda na siedzącego naprzeciw generała. Uśmiechnąłem się krzywo i wróciłem spojrzeniem do bruneta, który odchrząknął i zaczął mówić.
— Myślę, że nie muszę wyjaśniać, dlaczego wszyscy państwo zostali tutaj przyprowadzeni – jego głos był mocny, rzeczowy i nakazywał słuchać bez przerywania. Spojrzał najpierw na Rudego, jego ojca, Jude’a Heartfilię, Lucy, a gdy dotarł do mnie, zatrzymał wzrok nieco dłużej i zmrużył lekko oczy. – Zaczniemy od pana, panie Dragneel – powiedział po chwili, na co skinąłem głową. Gdy chciałem podnieść się z krzesła, ruchem ręki nakazał mi zająć miejsce z powrotem, co niezwłocznie uczyniłem. – Proszę mi wyjaśnić, dlaczego zaatakował pan obecnego tutaj Quasimoda Tatsuyę – wskazał na Rudego – i wyrządził mu ogromną krzywdę, tym samym dopuszczając się zbrodni?
W momencie się we mnie zagotowało, dlatego wziąłem uspokajający wdech, przymknąłem oczy i powoli wstałem z miejsca. Brodacz już wyciągał rękę, by usadzić mnie ponownie na krześle, ale zdążyłem zabrać głos:
— Proszę mi pozwolić stać podczas składania zeznań, panie generale – zwróciłem się bezpośrednio do Sanukiego, który kiwnął z aprobatą głową i dał znak dłonią stojącemu za mną żołnierzowi, by spoczął. – Dziękuję – powiedziałem. – Wedle pana słów, jeśli zbrodnią jest chronienie honoru kobiety, którą się kocha, to tak, jestem zbrodniarzem, dlatego proszę zaprowadzić mnie do aresztu – zakończyłem i wyciągnąłem ramiona przed siebie, czym wprawiłem wszystkich, włącznie z generałem, w osłupienie. Ten ostatni po chwili otrząsnął się i uśmiechnął delikatnie.
— Natsu… – usłyszałem cichutki głos Lucy i spojrzałem na nią przelotnie, unosząc kąciki ust i kręcąc głową, a później zwróciłem wzrok w stronę owalnego stołu, a moje spojrzenie z ciepłego stało się ostre i zdecydowane.
— Panie Dragneel – zaczął Sanuki, opierając brodę na splecionych palcach dłoni. Jego łokcie spoczywały na blacie stołu, przy którym siedział. – Dopóki nam pan nie wyjaśni wszystkiego, nie podejmiemy tak drastycznych kroków. Proszę mi wierzyć, że znam pana i pańskie zasługi dla naszego miasta i Gildii Magów Fairy Tail, dlatego nie jest moim celem zrobienie z pana przestępcy, gdyż wiem, że nie zaatakował pan tego młodzieńca bez powodu – wskazał ruchem głowy Rudego, który gwałtownie wstał z krzesła.
— Zrobił to! – wykrzyknął, mocno sepleniąc i plując śliną na wszystkie strony. Żołnierze, stojący za nim, chwycili go za ramiona i z powrotem usadzili.
— Na pana, panie Tatsuya, przyjdzie pora – rzekł generał zimnym tonem i spojrzał na niego karcącym wzrokiem, na co ten zastygł i opuścił głowę, a jego policzki zajarzyły się iście karmazynowym odcieniem. – Proszę mówić, panie Dragneel – zwrócił się do mnie.
Wziąłem głęboki oddech i zacząłem opowieść od samego początku, nie pomijając niczego. Podczas mojego monologu Sanuki tylko słuchał i błądził wzrokiem ode mnie, przez Lucy do jej ojca po Tatsuyę seniora i juniora, a w miarę, gdy zbliżałem się do końca historii, jego brwi wędrowały coraz wyżej. Gdy skończyłem, zaległa cisza, w której słyszałem tylko oddechy siedemnastu osób obecnych, poza mną, w komnacie.
— Dobrze – przerwał ciszę generał, skupiając na sobie spojrzenia wszystkich przebywających w sali. – Czy pani, panienko Heartfilia, potwierdza co do joty zeznania pana Dragneela? – zapytał, patrząc uważnie na Lucy.
— Tak – odpowiedziała cicho moja Gwiazdka.
— Czy chciałaby pani coś dodać?
— Natsu… On mnie uratował! – powiedziała z pasją, a moje serce ze szczęścia załopotało w piersi, rozlewając przyjemne ciepło po całym ciele. – Gdyby nie on, ojciec uprowadziłby mnie i zmusił do wyjścia za tego mężczyznę – wskazała palcem Rudego.
— Ty mała suko! – Jude podniósł się z krzesła i ruszył w stronę Lucy, która zastygła z przerażenia. – Jesteś moją córką i powinnaś się mnie słuchać! – warknął, czerwieniejąc na twarzy. Momentalnie, nim żołnierze zdążyli do niego dobiec, zasłoniłem ukochaną swoim ciałem i mocno chwyciłem nadgarstek mężczyzny, który planował spoliczkować blondynkę.
 Przybliżyłem swoją twarz do jego i wysyczałem:
— Tknij ją, a urwę ci jaja i wsadzę je do gardła przez fiuta – autentyczny strach, który malował się na jego twarzy, był moją osobistą nagrodą. Blady i drżący, po chwili został obezwładniony przez sześciu żołnierzy, a do mnie zbliżał się, zdziwiony ponad wszelką miarę, Brodacz. Chciał chwycić mnie za ramię, ale puściłem trzymaną kończynę napastnika i uniosłem ręce, dając znak kapitulacji. Lucy kurczowo przylgnęła do moich pleców i szepnęła „dziękuję”, ale zmuszona przez swoich strażników, odsunęła się ode mnie i usiadła na swoim miejscu. Odprowadzany przez Brodacza, poszedłem za jej przykładem, a mijając ją, dotknąłem czubka jej głowy i uśmiechnąłem się szeroko.
— Widzę, że emocje wciąż buzują, ale… – wypowiedź generała została przerwana, gdyż dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się i stanął w nich…
— Mistrz?! – wykrzyknąłem równocześnie z Lucy, wstając z krzesła.
Jego chmurna twarz rozjaśniła się i zawitał na niej wyraz ulgi, by po chwili ustąpić miejsca gniewowi. Zarówno ja, jak i moja Gwiazdka, zamarliśmy, wiedząc, że mamy przesrane, ale jednocześnie ciesząc się, że nasz ukochany rodzic martwi się o nas i przybywa z odsiedzą.
— A kogo się spodziewałyście, bachory?! – krzyknął, by po chwili uśmiechnąć się dobrotliwie. Następnie przeniósł swoje spojrzenie na generała, który przyglądał mu się z zaciekawieniem. Gdy Makarov dotarł do stołu, położył przed siedzącym Sanukim plik papierów i skrzyżował z nim spojrzenie. – Panie generale, przedkładam panu papiery, będące zeznaniami świadków niedawnego zdarzenia. Wszystkie mówią o tym, że Natsu jedynie chronił Lucy, którą próbowano uprowadzić. Zaręczam, że takie coś więcej się nie powtórzy…
— Panie Dreyar – wszedł mu w słowo brunet – dziękuję za przybycie i za zapewnienia, ale nie ode mnie zależy los pana Dragneela – mówił dalej, przeglądając papiery. – Nie ukrywam, że zaoszczędził nam pan mnóstwa papierkowej roboty, jednakże, jeśli pokrzywdzony – spojrzał na Rudego, który nerwowo przełknął ślinę. Jego twarz była teraz fioletowa jak biskupie dodatki – pozwie pana podopiecznego, tylko sąd będzie mógł rozstrzygnąć o jego losie.
Dziadziuś spojrzał ponad ramieniem na młodego Tatsuyę, który aż się wzdrygnął, widząc jego nienawistny wzrok.
— Zaręczam, panie Sanuki – zaczął, wciąż wpatrzony w Kwazia – że ów młodzieniec nie złoży pozwu przeciwko Natsu – generał, słysząc to, aż poprawił się na krześle.
— Na jakiej podstawie tak pan sądzi? – zapytał mężczyzna, pozornie spokojnym głosem.
— Jeśli nie chce mieć do czynienia ze mną i całą Gildią, zrozumie swój błąd i wyniesie się tam, skąd przybył – powiedział Makarov grobowym tonem. Rudzielec aż się wzdrygnął, słysząc ostry ton Dziadunia.
— To jawna groźba, generale! – Tatsuya senior podniósł się z krzesła. Jego twarz była czerwona z oburzenia, głos natomiast podniósł się o kilka oktaw, a guziki na brzuchu zatrzeszczały.
Generał spojrzał nieprzychylnie na mężczyznę, który aż skulił się i usiadł na krześle, które zazgrzytało pod jego ciężarem.
— Czy ktoś tu z obecnych – zaczął Sanuki – słyszał coś na kształt groźby z ust pana Dreyara? – dokończył pytanie, po którym rozległy się przeczące pomruki ze strony żołnierzy.
Spojrzałem na Lucy i uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco, na co ona wyszczerzyła się. Przeniosłem wzrok na Bezsilne Trio. Każdy z mężczyzn zastygł z rozdziawionymi ustami i szeroko otwartymi oczami. Jedynie ojciec Lucy odzyskał rezon i wstał z krzesła.
— To jest bezprawne postępowanie! – krzyczał, czerwieniejąc na twarzy. – Pozwę was i zniszczę! Całe miasto obróci się w perzynę, kiedy wydam stosowny rozkaz! – groził palcem generałowi i Dziadziusiowi, którzy popatrzyli na niego z politowaniem.
— Panie Heartfilia – zaczął grobowym głosem Sanuki – komu pan rozkaże? Królowi? – zakpił i zamilkł. Dopiero wtedy Jude zrozumiał swój błąd. Zbladł i zaczął mrugać zawzięcie powiekami, jakby nie dowierzając temu, co słyszy. W momencie cała para zeszła z niego, dlatego klapnął ciężko na krzesło  i opuścił głowę, obejmując skronie dłońmi. Jego prawy nadgarstek został prowizorycznie usztywniony kawałkiem bandaża elastycznego.
Rozejrzałem się po sali. Każdy z żołnierzy uśmiechał się pod nosem, a Brodacz, stojący za mną, wyszczerzył się, gdy napotkał moje spojrzenie. Odwzajemniłem gest i przeniosłem wzrok na Lucy, która wpatrywała się z niedowierzaniem w Sanukiego i Dziadziusia.
— Czy są jeszcze jakieś słowa sprzeciwu? – zapytał generał, patrząc na Bezsilne Trio. Gdy pokręcili przecząco głowami, uśmiechnął się triumfalnie i posłał mi przyjazne spojrzenie. – W takim razie… – zaczął, ale przerwał mu Mistrz.
— Generale Sanuki, proszę pozwolić mi podejść do tej trójki – wskazał głową na przybyszów, a gdy brunet skinął głową, dodał: – Dziękuję – i wolnym krokiem zszedł ze schodów, kierując się w stronę trzech mężczyzn. Przystanął nieopodal siedzącego między ojcem Lucy, a seniorem Tatsuyą, Rudego i szepnął tak, że tylko Bezsilne Trio, ich eskorta i ja, z moim idealnym słuchem, dałem radę wyłapać całą wypowiedź: – Pojawcie się tu jeszcze raz, a obiecuję, że wywiozą was w trumnach. – Jego ciche słowa odniosły zamierzony efekt: wszyscy trzej zesztywnieli i zbledli, a ich wargi poczęły drżeć. – Nikt, kto krzywdzi moje dzieci, nie ma prawa oddychać tym samym powietrzem co one – dodał, ukłonił się generałowi, rozpływając się w uśmiechach, i opuścił pomieszczenie. Jego kroki niosły się echem, a gdy ucichły, wszyscy obecni w sali w dalszym ciągu siedzieli bez ruchu. Ciszę przerwał Sanuki, który podniósł się z krzesła i uniósł kąciki ust.
— Sprawę uważam za zakończoną – rzekł. – Panie Dragneel – spojrzał na mnie – panienko Heartfilia – przeniósł wzrok na Lucy – mogą państwo wrócić do domu, nie ponosząc żadnych konsekwencji. – Gdy Jude chciał zaprotestować, spojrzał na niego zimno i kontynuował: – W świetle dowodów, które udało nam się zgromadzić, wnioskuję, że wina za całe zdarzenie leży po stronie pana Quasimodo Tatsuyi i jego obarczam całkowitą odpowiedzialnością – mówił, patrząc na Rudego. – Gdyby nie pańska jawna prowokacja, niedawne zdarzenia i pański uszczerbek na zdrowiu nie miałyby prawa bytu. Zgodzi się pan ze mną, prawda? – zapytany, skinął jedynie głową, co wywołało uśmiech na twarzy generała, który kontynuował: – Po wyleczeniu w miejscowym szpitalu, wróci pan do Kastylii i nigdy więcej się tutaj nie pojawi. Pan, jak i pana ojciec oraz pan Heartfilia, macie dożywotni zakaz zbliżania się do pana Dragneela i panienki Heartfilii.  W przypadku złamania tego zakazu, zostaną panowie doprowadzeni do aresztu i staną przed sądem, który, o ile mi wiadomo w  takich przypadkach, nie będzie łaskawy. Panie Tatsuya – spojrzał na ojca Rudego – panie Heartfilia – przeniósł wzrok na ojca Lucy – panowie niezwłocznie zostaną odprowadzeni na peron i wrócą do Kastylii jeszcze dzisiejszego wieczora. Proszę wziąć sobie do serca moje słowa i więcej nie przyjeżdżać do Magnolii.
— Ale ja jestem biznesmenem! – wybuchł Jude. – Prowadzę interesy w wielu miastach i nie mogę sobie pozwolić na tego typu głupi zakaz!
— Panie Heartfilia! – generał podniósł głos. – To zakaz prawny, dlatego proszę okazać odrobinę szacunku naszemu kodeksowi cywilno-prawnemu i nie obrażać mnie, jego egzekutora.
— Przepraszam, ale… – zaczął Jude, jednakże nie było dane mu skończyć.
— Jeśli pana planowane spotkanie z kontrahentem zostanie potwierdzone odpowiednim drukiem, zaproszeniem, czy słowami tegoż osobnika, będzie pan mógł przebywać w mieście, ale tylko tak długo, jak wymagać będą tego pańskie sprawy – rzeczowo powiedział Sanuki. – Jednakże, by nie prowokować sytuacji podobnych do tej dzisiejszej, nalegam, by znalazł pan pracownika, który w razie konieczności załatwi wszystkie formalności za pana. Ułatwi to nie tylko panu, ale i nam, życie i funkcjonowanie Magnolii.
Ojciec Lucy przytaknął, po czym skłonił głowę i spojrzawszy ostatni raz na mnie i swoją córkę, trwającą przy moim boku, ruszył w stronę otwartych drzwi, ramię w ramię z Tatsuyą seniorem. Eskortowani byli przez ośmiu żołnierzy. Pozostałych czterech, w tym Brodacz, odprowadzili Kwazia do szpitala, znajdującego się o rzut beretem od jednostki wojskowej. W ten sposób zostaliśmy sami z generałem Sanukim, który, gdy tylko za ostatnimi osobami zamknęły się drzwi, ciężko opadł na krzesło, które wcześniej zajmował i ukrył twarz w dłoniach.
— Rany! – mruknął. – Jak ja nie cierpię takich zadufanych snobów! – słysząc to, uśmiechnąłem się, by po chwili rechotać na całego. Kilka sekund później dołączyła do mnie Lucy, a gdy atak wesołości nas opuścił, otarliśmy łzy płynące z oczu i spojrzeliśmy na generała, który przyglądał nam się z zaskoczeniem.
Chwyciłem prawą rękę ukochanej i ruszyłem w stronę stołu, za którym siedział Sanuki. Wyciągnąłem ponad stołem dłoń, a on wstał powoli z krzesła i podał mi swoją. Nasz uścisk był silny i pokazywał wzajemne zrozumienie.
— Bardzo panu dziękuję, generale Sanuki, za pomoc – powiedziałem i uśmiechnąłem się, a Lucy mi przytaknęła.
— Panie Dragneel – zaczął brunet – proszę mi mówić po imieniu. Steven jestem! – Ponownie uścisnęliśmy sobie dłonie.
  W takim razie ja jestem Natsu.
  A ja Lucy – odezwała się moja Gwiazdka i podała mu dłoń, którą, pochylając się, ucałował.
— Nie macie za co dziękować – rzekł i uśmiechnął się, ukazując dołeczki w  policzkach. – O Boże! – wykrzyknął, czym niemiłosiernie nas wystraszył. – Nie wierzę, że żywe legendy stoją przede mną i ze mną rozmawiają! – mówił dalej z wielkim entuzjazmem i przypatrywał się to mi, to znowu mojej ukochanej. – Natsu, Lucy, jestem waszym fanem, odkąd usłyszałem o waszych wspólnych wyczynach! Dacie mi autografy? – zapytał, patrząc na nas błyszczącymi oczyma, a jego policzki przyozdobiły się rumieńcami.
Nieco zszokowani, skinęliśmy twierdząco głowami. Nie powiem, ale schlebiało mi to, że generał armii magnolskiej, podziwia mnie do tego stopnia, że nagiął dla mnie prawo. Byłem mu niesamowicie wręcz wdzięczny za uratowanie skóry, bo mi osobiście było obojętne, czy zostanę obwołany zbrodniarzem, ale wiedziałem, że ludzie to wredne stworzenia i będą wytykać moją ukochaną palcami, a tego bym nie zniósł.
Po wylewnym pożegnaniu, opuściliśmy wieżę. Słońce już całkiem zaszło, spowijając miasto ciemnością, rozświetlaną przez wiszący nad naszymi głowami księżyc i liczne latarnie uliczne, które mijaliśmy, idąc w milczeniu w stronę chatki. Trzymaliśmy się za ręce, szliśmy ramię w ramię, a pomimo ciszy, która między nami panowała, nie czuliśmy się niezręcznie. Pół godziny później, totalnie wyczerpani, byliśmy już u siebie. Oczywiście od samego progu posypały się pytania Happy’ego, odnośnie wydarzeń, o „których mówi całą Magnolia”, dlatego diabli wzięli nasz odpoczynek, który wraz z kąpielą zszedł na dalszy plan. Usiedliśmy przy stole w kuchni i ze szczegółami opowiedzieliśmy całą historię Exceedowi, który co chwilę rozdziawiał pyszczek, albo zakrywał go łapkami. Dopiero, gdy jego ciekawość została zaspokojona, poszliśmy z Lucy do łazienki i wzięliśmy szybki prysznic, po którym rzuciliśmy się na łóżko, zasypiając niemal od razu.







Cześć Dziobaski!
 No i jak wrażenia? Chciałam, bardzo chciałam, wstawić ten fragment wcześniej, ale pisałam, pisałam i pisałam, a później jeszcze betowałam, dlatego ukazuje się dosyć późno. W każdym razie nie byłabym sobą, gdybym zakończyła wszystko pobiciem Rudzielca, dlatego musiałam podjąć specjalne kroki, by zrobiło się niebezpiecznie :). Mam nadzieję, że Wam się podobało, bo naprawdę się starałam. No i wierzę, że nie zrobiłam z  Lucy sieroty stulecia, ale wiecie, chciałam, żeby była taka nieporadna. W końcu koszmar minionych miesięcy zmaterializował się przed nią, a człowiek w szoku wobec tragicznej przeszłości, która jest jak wycelowana w niego lufa pistoletu maszynowego, staje się marionetką. Notka ma 27 stron, gdyż urwałam fragment, który początkowo planowałam wstawić, ale co się odwlecze to nie uciecze :). Standardowo proszę o komentarze pod rozdziałem, co Was się podobało, a co nie, no i wytknijcie mi wszystkie błędy, bo wyjątkowo nie przyłożyłam się do betowania :D. A z okazji Walentynek życzę Wam dużo szczęścia w miłości, mnóstwa pocałunków i seksu z fajerwerkami :D. A! I dziękuję Wam bardzo za 10 tys. wyświetleń! Jestem przeszczęśliwa ;). Kurde, ten „Rudy” to zaczyna się jak mój nick i trochę mi z tego powodu głupio… Ale co tam! Do następnego, Robaszki moje!




Wasza R.



Post do znalezienia w zakładce One-Shoty

25 komentarzy:

  1. KOBIETO!!!!!Cud, miód part. Jak to czytałem to byłem bardzo nim uradowany, a od momentu pojawienia się "bezsilnej Trójki" ciągle miałem w myślach tylko jeden tekst(Uwaga bluzgi!!!):" I co skurwysyny?Należało się!!!" Powiem jedno: R.E.W.E.L.A.C.J.A!!!!! Pozdro, dużo weny, bezpieczeństwa oraz wesołych walentynek(które się już kończą notabene), a życzenia składa PhantomPL z małymi elfkami ubranymi w skrzydełka kupidyna i jego łuk wraz z kołczanami po 20 strzał( będą hedy). Pozdro.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Mój Drogi Phantomie!

      Nawet nie wiesz jak bardzo podniosłeś mnie na duchu. A myślałam, że jednak słabo wyszło, bo wsio pisałam dzisiaj i sądziłam, że nie jest jakoś wybitnie dobre, jednakże Twoja entuzjastyczna reakcja rozwiała wszystkie moje wątpliwości :). Dziękuję Ci bardzo! Niezmiernie cieszę się, że Ci się podobało, a bluzgi wybaczam, bo miałam podobne myślenie na temat BT :D. Hura! Udało się! Osiągnęłam zamierzony efekt :). I dziękuję Ci bardzo za pozdrowienia, wenę (już wędruje do szuflady, żeby nie zwiała), bezpieczeństwo (swoją drogą bardzo potrzebne w dzisiejszych czasach :), wesołe Walentynki i przemiły komentarz :). Tobie również życzę udanego Dnia Zakochanych i aby Twoje elfy przykładały się do pracy, bo w końcu jeszcze niecałe dwie godziny im zostały :).

      Ściskam mocno, pozdrawiam cieplutko i przesyłam Ci serduszko ♥♥♥♥♥♥!

      Twoja R ♥.

      Usuń
  2. Hej Kotenieńku!

    Wiem, wiem, ale o 9 to ja się do kościoła szykowałam,a wczoraj taka zmęczona byłam, że nie miałam siły pisać, dlatego po powrocie ze świątyni zasiadłam do pisania i długo mi zeszło, oj długo! Ale warto było, sądząc po Waszych reakcjach :). Niezmiernie się cieszę, że się podobało i muszę samą siebie pochwalić za Stevena - od teraz jest to mój mąż numer jeden i nie wykluczam dodania go w głównym opku :D. Ach, jaki on kochany ♥! Ale wracając do Twojego komentarza, sama nie wiem, co zrobić z ojcem Lucy... Ciężko się zastanawiam, czy dać mu jeszcze możliwość udziału w tym szocie, czy zwyczajnie ukatrupić dziada? Jeszcze pomyślę :D. Wielkie dzięki za wenkę! Na pewno się przyda, dlatego wędruje do „Szuflady na wenę”. No i dziękczynienie za komentarz :D.

    Ściskam cieplutko, Słonko ;*!

    Twoja R ♥.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zawsze pieknie na pisane jastem tylko tyle napisac w tym stanie zlapala mnie choroba i to w dodatku w urodziny szkoda ze nie mozna jakos ciasta bo rozdawac chetnym pozdrawiam i duzo weny i zdrowia haruka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Haruko!

      Bardzo Ci dziękuję za przemiły komentarz i za to, że w ogóle chciało Ci się napisać cokolwiek, chociaż złapało Cię choróbsko. Z tego miejsca życzę Ci dużo zdrowia, bo jest najważniejsze, a skoro masz urodziny, wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, 1oo lat życia, szczęścia na co dzień, a reszta sama przyjdzie ;). A błędami się nie przejmuj ;*.

      Pozdrawiam cieplutko Ciebie i całą rodzinkę! Świętujcie w najlepsze :).

      Wasza R ♥.

      Ps. Innym notka chyba się nie widziała, bo niby mnóstwo odsłon, a skomentowałaś Ty, Lucy i Phantom. No ale w końcu dopiero początek tygodnia, nie ma się co dziwić :D. Poniedziałki są ciężkie ;).

      Usuń
  4. Kolejna część one-shota, która jest genialna... jak ty to robisz?

    Nie wiesz jak się cieszę że uwzględnilas moja cichą nadzieję że Natsu spotka tego rudego gnoja i mu dokopie... nie wiesz nawet jak się ucieszyłem.
    Cieszy mnie również fakt, że Natsu i Lucy wyszli z tego bez problemów... przyznam że gdy szli na przesłuchanie, obawiałem się że Natsu wyląduje w areszcie.
    Miło mnie zaskoczyło pojawienie się Dziadziusia który zrobił wszystko by pomuc swoim dzieciom.
    Mam nadzieję że te beznadziejne trio już nie pojawi się w mieście.

    Dużo jeszcze tego było, ale chyba wystarczy że powiem że czytało się świetnie i że genialnie ci idzie pisanie.
    Od razu nie mogę doczekać się kontynuacji hehe

    Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samo jakoś tak wychodzi,
      gdyż wena nigdy nie zawodzi!
      A pomysły są ze mną cały czas
      i, dzięki Bogu, nie uciekają w las!

      A tak na poważnie, naprawdę nie wiem, jak ja to robię, serio. Po prostu wiem, co chcę napisać, dlatego zasiadam do kompa, uruchamiam Worda i piszę słowa, które tworzą zdania, spływając z mojej głowy do palców. Tak oto powstały wszystkie notki, które udostępniłam :).

      Heh, no wiesz, to, żeby napisać o spotkaniu tej dwójki, to był naprawdę fajny pomysł, ale chciałam go wprowadzić jako retrospekcję, jednakże przyznam szczerze, łatwiej było to zrobić teraz. A skoro chciałeś o tym przeczytać, było mi tym milej opisać to wydarzenie ;). I bardzo się cieszę, że notka Ci się podobała ;).

      Kya!!!! Jak mi miło! Tyle pochlebnych słów wpędzi mnie w samozachwyt, a to niezdrowo! Dziękuję Ci :). Cieszę się, że Twoim zdaniem pisanie idzie mi całkiem dobrze :D. W każdym razie bardzo się staram, bo udostępnianie byle czego nie ma sensu. Dziękuję za wenę (chowam ją do szuflady. coby nie uciekła) i pozdrowienia, które płyną też w Twoją stronę :). Co do ciągu dalszego, najprędzej uda mi się wyskrobać coś w marcu. Teraz powinnam przysiąść do rozdziałów, bo wymagają betowania i pisania, żebym miała co udostępnić w kwietniu i kolejnych miesiącach.

      Ściskam mocno!

      Twoja R ♥.

      Usuń
  5. Jak ja bym chciała aby ktoś tak bronił mojego honoru.. Ale zaraz, byłam już w podobnej sytuacji! Moi kochani koledzy bronili mnie przed jednym z moich ex-facetów, to było słodkie. Miło jest wiedzieć, że komuś zależy na tobie.
    Ojciec Lucy.., no błagam!! "Ale ja jestem biznesmenem!" HHAHAHAHA... DOBRZE CI TAK, STARY PRYKU!!! Musiałam to napisać (nie znoszę tej postaci). Żaden rodzić nie ma prawa obrażać swojego dziecka, jemu też należy się szacunek. Obyś sczezł, cholerny staruchu ty.. Gdybym mogła, sprałabym go jak słoń obrus. No jak Boga kocham..! Oooch, muszę chyba troszeńkę ochłonąć.. Dobra, już. Jestem wyczulona na takie sytuacje.
    Wracając do rozdziału, Natsu z Lucy trzymający się za ręce. To takie piękne..! Jestem jak najbardziej "ZA" za tym paringiem. Doskonale się uzupełniają, są jak dwie połówki jednej całości. Jak już obejrzę całe anime to może wezmę się za nowe opo właśnie o Fairy Tail. Już nawet wymyśliłam postać!!
    Bardzo lubię czytać Twoje rozdziały, droga R. Mają dobre tempo. Akcja rozwija się bardzo naturalnie, aż miło się czyta. Ja na swoim blogu jeszcze się tego uczę.
    Co do Walentynek. Dziękuję za życzenia. Mam nadzieję, że i do Ciebie zawitał Amor. Kuźwa, jutro mam egzamin, nic nie umiem a siedzę w necie i blogi czytam.! Cała ja. Życzę weny, kochana. Przesyłam jej caaałe tuziny. Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana Kimiko!

      Nawet nie wiesz, jak mi miło, że przeczytałaś i skomentowałaś powyższą notkę! Normalnie aż skrzydeł dostałam! Jestem właśnie w trakcie betowania kolejnego epizodu, ale cała para zeszła ze mnie, gdy zobaczyłam, że tak niewiele osób zostawiło ślad bytności pod tym partem. Smuteczek, ale cóż! Życie ;D. Dlatego też dziękuję Ci podwójnie, Ty Mój Księżycu ;*!

      A wracając do Twojego komentarza, bardzo się cieszę, że Ci się podobało i że powyższy fragment wzbudził w Tobie takie emocje. Wow! Naprawdę mnie zaskoczyłaś :). Nie sądziłam, że Czytający, aż tak źle będą życzyć Bezsilnej Trójce :D. Widać, nie tylko ja miałam względem nich takie odczucia :D. I bardzo się cieszę, że znalazł się w Twoim otoczeniu ktoś, gotowy bronić Cię za wszelką cenę. To takie milusie! Brawo, Panowie :D.

      Oj, naprawdę? W takim razie osiągnęłam efekt, który pragnęłam. Sama osobiście nie lubię, gdy akcja leci na łeb na szyję, bo później ciężko mi się odnaleźć, a chaos w tego typu historiach nie jest wskazany :). I powiem Ci, że bardzo się cieszę, iż planujesz opko o FT. Wow! To na pewno będzie coś :). W każdym razie czekam na informację, gdy nadejdzie ta wiekopomna chwila :). Mam nadzieję, że się pochwalisz :D.

      Hahahah! Miałam to samo! Raz takiego lenia złapałam na naukę przed egzaminem, że ciągle słuchałam muzyki, albo oglądałam kabarety, i jak poprzednie kolosy z tego przedmiotu zaliczałam na piątki, tak tego jednego ledwo, ledwo na 3 napisałam :D. Ale ważne, że miałam to za sobą i nie musiałam poprawiać. A z egzaminu końcowego dostałam 4.5, także byłam bardzo zadowolona. Tobie, Kotek, życzę powodzenia i by chęci powróciły. W każdym razie będę trzymać mocno kciuki! O której i z czego piszesz? Ja w soboty miałam co prawda jedynie kolokwia zaliczeniowe, ale doskonale wiem, co znaczy iść na uczelnię w weekend. Katorga!

      Serdecznie dziękuję za wenę, która już wędruje do odpowiedniej szufladki :). Ściskam i przesyłam mnóstwo buziaków: https://media.giphy.com/media/uje3EHr2apFHq/giphy.gif.

      Twoja Bardzo Rozradowana R! ♥

      Usuń
  6. Kochana, nawet nie pytaj.. zaliczam jutro historię literatury niemieckiej. Natomiast w niedzielę mam ostatnie zaliczenie, a mianowicie z historii Niemiec i o dziwo jestem na nie przygotowana, braaawo ja..!
    Jak już uporam się z odcinkami Fakty Tail, będziesz pierwszą osobą, którą powiadomię o moim nowym opo. Jak jutro to zdam, to będzie istny cud. Uczyłam się już wcześniej ale wiesz jak to jest..., fajnie by było dostać piątkę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko! Brzmi naprawdę trudno, że tak to ujmę. Ale wierzę, ze dasz radę! A jak na niedzielę umiesz to pewnie na luzie pójdziesz, co nie? A tak w ogóle bardzo Ci dziękuję za życzenia odnośnie Walentynek. U mnie, niestety, Amorek nie zawitał, ale przecież w przyszłym roku też będzie Święto Zakochanych. A jak Ty je spędziłaś? Ściskam i powodzenia życzę! A widz, że cuda się zdarzają :).

      Twoja R ;*.

      Usuń
  7. Matko boska, ja to chyba nadal śpię, bo zamiast w szota, weszłam w Epizod V, scrollowałam... i patrzę – kursywa w tekście? Myślę "może pominęłam to?" (bo czytałam wczoraj, tylko mózg mi już nie pozwalał na skomentowanie xD), zaczynam tak czytać... "coś mi tu nie pasuje". Przewijam do góry i "Epizod V" :')
    Przechodząc do oceny szocika... R, jak Ty to robisz, że nigdy nie ma się do czego przyczepić?! Zawsze, gdy czytam takie, hm, poważne sceny (bo scena wpierdolu Rudemu była jak najbardziej poważna), strasznie się stresuję i wkurzam, a tutaj tak jakoś lekko mi szło. Cały czas mimo wszystko taką sielską atmosferę czuję.
    A propos bójki... FIGHT, NATSU, FIGHT! Rudzielcowi się należało już w drugiej części xDDDD
    "— Tknij ją, a urwę ci jaja i wsadzę je do gardła przez fiuta." – tekst-miazga. Po prostu miazga (Judzie by się na pewno spodobał taki zabieg).
    Świetnie odzwierciedliłaś też zachowanie Makarova (zresztą nie tylko jego). Jest dokładnie taki jak w anime i mandze, co idzie na ogromny plus, gdyż momentami ciężko jest wgryźć się w fairytailowskie charaktery :)

    Bardzo, bardzo mi się podobało i z niecierpliwością czekam na kolejny part.
    Pozdrawiam i ściskam, kochana!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha! Kochana moja! Jest sobota! O tej porze miałaś jak najbardziej prawo jeszcze spać, dlatego nie przejmuj się, bo nie masz czym :). Ważne, że trafiłaś w odpowiednie miejsce, bo inaczej byłaby tragedia. Czy coś koło niej :). A wracając do Twojego komentarza, nie mam pojęcia. Naprawdę! W moim odczuciu można by przyczepić się do wielu, wielu rzeczy, ale skoro Ty nic takiego nie widzisz, to cśśś! Uznaję, że tak jest :D. Hahahaha! I zgadzam się z Tobą w tryliardzie procent! Rudy zasłużył na obicie pyska już za samo to, że w ogóle pojawił się w opowiadaniu i miał być mężem Lucynki. Oj, tego to nie umiem wybaczyć. Naprawdę! Chociaż w sumie to ja go stworzyłam i wcisnęłam do tej historii... No ale gdyby nie on, nie byłoby dramatu, Lucynka nie uciekłaby z domu, nie poznałaby Nastu, etc. etc. Czyli jednak jakiś tam wkład w stworzenie NaLu miał ten Kaprawy Rudy :D. „Ty jesteś rudy-y, na pewno rudy-y, szalony ruuuuudy, dobrze to wiem...”

      Hahaha! Powiem Ci, że tekst, który wyróżniłaś, mi też podobał się najbardziej z całego opowiadania. Chciałabym kiedyś coś takiego usłyszeć i zobaczyć w anime :D. Ale Mashima-sensei jest na to zbyt kulturalny. On nas tylko raczy częstokroć niepotrzebnym ecchi :D. Ale my, jego fajni, jakoś to przeżyjemy.

      Naprawdę? Oj, to dobrze. Bardzo się cieszę, że Dziadunio był taki, jak w anime :D. Jupi! Udało mi się nie zmaścić tego :D. I bardzo mi miło, że notka Ci się podobała. Wiedz, że naprawdę się starałam, żeby całość miała ręce i nogi, dlatego spędziłam przed kompem jakieś osiem godzin, a pod koniec pisania to już ledwo kontaktowałam. Ale nic to! Dziękuję za pozdrowienia i uściski, które wędrują także w Twoją stronę!

      Całuję :***!

      Twoja R ♥.

      Usuń
  8. Dobra zaczne tak chyba juz wszystko zostało na pisane wiec tylko na pisze źe przeczytałem i ślad zostawiam po sobie. Chyba jestem zlym mechanikiem albo nie bąde sie brała za naprawy tabletu bo naprawilem gniazdko ale reszte po psulem dotyk w tablecie ze tylko w polowie działa i nie tylko to bo kilka stron nie odpowuada na zedanie i co chywile sie zamykaja i nawet kometarza nie mozna napisac ale miesza o to jakos sie udalo pozdrawiam dobry duszek co pisze od zony

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj, Dobry Duszku!

      Bardzo dziękuję, ze pomimo problemów z tabletem, napisałeś komentarz :D. Cieszę się niezmiernie, że przeczytałeś powyższą notkę, no i że, jak zawsze, zostawiłeś po sobie znak :). Dziękuję serdecznie! Mam nadzieję, że tablet zacznie niedługo działać i wsio będzie dobrze ;). Życzę Tobie i całej Twojej Rodzinie dobrej nocki i przyjemnego poniedziałku, chociaż mało kto lubi początek tygodnia...

      Pozdrawiam cieplutko,

      Twoja R ♥.

      Usuń
  9. Witaj
    Tym razem badzie krótko tylko tyle że mi się podobało .
    Odp skady się te nutki ona są pisane z tablata co na gmielowej poczcie nie moge pisac w wiatomosciach nie których liter a tu moge chociasz i tak zjadem albo przestawiam a nutka wychodzi mi jak przyczymam dlużej kropke to się pojawia to nutka ito cala tajemnica juz się martwie ze jak wruce do klawiatury to nutki nie bedzie . pozdrawiam ♪♪♪♪♪♪♪♪♪

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :*. Bardzo dziękuję!

      A widzisz! Ja takich cudeniek nie mam, ale i tak wolę swojego laptopa :). Jestem bardzo do niego przyzwyczajona, a jak mam używać innego kompa, to szlag mnie trafia! Serio! A jak będę chciała użyć nutek, po prostu sobie je od Ciebie skopiuję ;). Chyba nie będziesz miała nic przeciwko?

      Ściskam mocno,

      Twoja R ♥.

      Usuń
  10. Pewnie że możesz nawet nie musisz sie pytać o ♪. Uwiez ze wiem sama jestem zla ale musze jakoś to wytrzymać i kożystać z tego nie dobrzego tablata na szczeście nie pisze tak duze imeli wiec mam spokuj inie musze a najwazniesze osoby i tak wiedza jek sie zemne skontaktowac wiec jest dobrze znikam sprawdzić poczte i na razie zajne się ogrudkiem pozdrawiem duzo weny i czasu na wszystko i miłego wikedu ♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪
    Ps. Zanosi się ze bede miala duzo dyni wyszystkie nasionka wkielkowały i dzisiaj przesadzalam do wiekszech doniczek a nie dlugo na dzielke ide . chyba nie debe sie nudzila czakajac na kolejny rozdział jeszcze raz pozdrawiam i znikam nie zajnuje bloga juz czym innym ♪

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję Ci bardzo! I miłej pracy w ogrodzie, chociaż pora późna :D. Ja na maile dopiero dzisiaj będę odpisywać, dlatego spodziewaj się jednego ode mnie :). I dziękuję za wszystko, Kochana ;*! Wsio mi się przyda ;).

      Twoja R ♥.

      Ps. No to tylko się cieszyć, że tak ładnie kiełkują :). Ja właśnie zasiadłam do pisania i mam nadzieję, że poświęcę mu jakieś 4-6 godzin, o ile nikt mi nie przeszkodzi. Ściskam i pozdrawiam!

      Usuń
  11. Roszpunciu!!!

    Ten zajebisty tekst o jajach byl idealny! Trafiony w sytuacje! Nawet Haruka by sie nie powstydzila takiego komentarza w strone tych ktorzy chcieliby skrzywdzic jej kociatko!! Usmialam sie do lez! Az mi rzesy skleilas!!! Hihi ale spokojnie, A. wszystko ma pod kontrola!!!

    I co?? Nie spodziewalas sie ze tu zajrze i skomentuje? Tak jak wtedy nie dowierzalas gdy pofatygowalam sie by znalezc Twoje imie!! Szalona!! Pozdrawiam!!

    P.S. Lubie Lucy. Wydaje sie byc sympatyczna bohaterka.. Hihi :-) Twoja A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A. Kociątko Ty moje!

      Nawet nie wiesz, jak mi miło, że przeczytałaś i skomentowałaś. Jeśli chodzi o wspomniany wcześniej fragment, haha, sama kocham go ponad wszystko :D. Tak jakoś przyszło mi do głowy, żeby Natsu pokazał swoją zaborczość i złość. Myślę, że wyszło całkiem spoko :D.

      Hahaha! Biedne Twoje rzęsy! Broń Boże, nie planowałam tego! I wiem, że Harusia w tej sytuacji powiedziałaby coś podobnego, dlatego tak bardzo ją uwielbiam i tak cieszy mnie, że jestem przez Ciebie do niej porównywana :). I przyznaję szczerze, że jesteś szalona, a do tego pełna chęci, sił i pozytywnej energii :).

      Co do Lusi, też ją lubię. Od początku przypadła mi gustu, jako jedyna rozsądna w drużynie Natsu :D. A dalsza część tego szocika jest pisana w tempie ślimaczym... Jednak kiedyś powstanie, to więcej niż pewne :D. No i wsio ode mnie.

      Ściskam!

      Twoja R ♥.

      Usuń
  12. Slimacze, zolwie.. Przelkne i to!:-) szalona! A co Ty na Boga robilas o wpol do 1 nad ranem na blogu??? Spac kuźwa a nie!! Ja zanim zasne to oblece wieczorem wszystkie blogi i skomentuje jesli mnie nie bylo..XD Spoko, mam dlugie rzesy i nic im nie dolega! Tak, jestes normalnie jak Haruka.. Nawet gdy pisze do Ciebie komentarz to oczami wyobrazni widze Haruke. No nie wiem, tak juz sie przyjelo! Natsu tez jest ok.. Nie wiem dlaczego ale i tak przypomina mi Seiyie, Lucy Use.. Tyle tych postaci.. ;-) szalona szalona.. Kot zasnal mi na lozku :-) normalnie taki slodki.. Sam cukier!! ;-) pozdrawiam kochana, najdrozsza!!

    Buziaczki od A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co robiłam? No nie spałam ;D.

      Hahha! W takim razie zostaje mi tylko się cieszyć :D. Zresztą, ja lubię ćwiczyć cierpliwość Czytelników, stąd te opóźnienia. A tak w ogóle to jeszcze miałam poprzednio dodać – odnośnie tej zdrady – że jako singielka, gram na wielu frontach :D. Cała ja!

      Hahaha! No serio! Aż nie wierzę, że jestem taka podobna do Haruki. Normalnie mile łechta to moje ego :D. Co do postaci, hmm, no w tym szociku mogę się zgodzić, że Natsu i Lucy są podobni do Seiyi i Usy, jednak ich prawdziwe charaktery mocno odbiegają od tych przedstawionych powyżej. Powiedziałabym, że Heartfilia to żeński Kou, a Dragneel - męska Tsukino :D. I oto cała tajemnica :D.

      Ej, ej! Zrób zdjęcie kotu. Chętnie popatrzę na niego, żeby dostać próchnicy :D.

      Ściskam!

      Twoja R ♥.

      Usuń
  13. Jutro moge Ci przeslac fotos :-) ale gdzie? Bo nie wiem czy sie tutaj da.. ;-) oj Roszpunciu by Haru mowie Ci.. Zdradzasz mnie i to w dodatku na tyle frontow.. Normalnie separejszyn bedzie!! :-D zajrzyj u mnie bo odpisalam na Twoj komentarz.. :-) hihi

    Twoja wiecznie zwariowana A.

    P.S. Pozwol ze tak glupio zapytam.. - ile wiosen a raczej zim liczysz Haruka- chan?

    OdpowiedzUsuń

Nie wstydź się – skrobnij komentarz!
Będzie lepszy, niż nowy elementarz!
Ja Ciebie zapamiętam
i dedyka Ci dam,
jeśli będziesz pierwszy
pośród wszystkich wierszy!