Witajcie Kochani!
Z pewnością nie spodziewaliście się, że dzisiaj
pojawi się jakikolwiek sensowny wpis. Uwierzcie – ja też nie :D. Naprawdę nie
sądziłam, że uda mi się skończyć to do Walentynek, ale jak widać, gdzie Diabeł
nie może, tam Roszpuncię pośle i oto przed Wami kolejna część szocika „Dobrego złe początki”. Pierwotnie ten
part miał wyglądać inaczej, ale skoro Saba chciał, żeby Natsu miał okazję
spotkać pewnego osobnika, spełniłam jego prośbę i dopisałam ten fragment :).
Mam nadzieję, że wszystkim się spodoba, a szczególnie zamawiającej, Lucy Heartfilii. Part trzeci dedykuję Ecllette, która jako pierwsza skomentowała poprzedni
:). Swoją drogą, Kotuś, udało Ci się doprać kakao z pościeli? Bo wiesz, mimo
wszystko czuję się winna Twej straty! A tak w ogóle to chyba popełniłam jakieś faux pas, bo jeden Stalker nas opuścił…
Chlip… Smutno mi! Co więcej? Chyba nic, ale sądzę, że żadne miejsce pod notką,
nie obejdzie się bez mojej paplaniny, dlatego i tym razem jest podobnie ;). A
teraz nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć Wam przyjemnego roszpunciowego seansu!
Radujcie się, Robaszki moje!
Radujcie się, Robaszki moje!
Gdy
tylko uchyliłem powieki, uśmiechnąłem się do siebie. Czułem ciepło w okolicy
serca, a moją duszę rozpierało niewysłowione szczęście. Wiedziałem, że teraz,
dzięki miłości, której wcześniej brakowało w moim życiu, jestem spełnionym
człowiekiem, widzącym świat jedynie w różowych barwach. Jednakże uśmiech zamarł
mi na ustach, gdy przypomniałem sobie wczorajsze wyznanie mojej ukochanej.
Spojrzałem na nią koso, zaciskając wargi i zgrzytając zębami, bo jej, mojej
Gwiazdce, nie było dane życie w pełni szczęśliwe. Otoczona co prawda luksusem,
ale ciepłe to były jedynie posiłki, które spożywała, a nie domowa atmosfera,
będąca przecież podstawowym wymogiem szczęścia rodzinnego. Zacisnąłem prawą
dłoń w pięść, a moją głowę zalały tysiące negatywnych myśli. Byłem gotów w tej
chwili wyskoczyć spod kołdry i na golasa pobiec do Kastylii, znaleźć winnych
cierpienia Lucy i własnoręcznie poukręcać im łby, jak brojlerom, uprzednio beztrosko
biegającym w zagrodzie. Jednakże oprawcom mojej ukochanej zrobiłbym to bez
najmniejszego żalu, który przeniósłbym na martwy drób. Oczami wyobraźni
widziałem przerażenie w tęczówkach swoich ofiar, to, jak błagają mnie na
kolanach o litość, obiecując złote góry i to, jak ich nadzieje rozwiewają się w
drobny mak, gdy moje ręce gwałtownie przekręcają ich głowy, a kark wydaje
specyficzne trzaśnięcie. Uśmiechnąłem się krzywo, a moje oczy pociemniały –
zawsze, gdy czułem olbrzymi gniew, tak było.
Wróciłem
do żywych dopiero, gdy poczułem dotyk ciepłej dłoni na policzku. Wzdrygnąłem
się, nie spodziewając się tego i gwałtownie przeniosłem wzrok, zezując przy
okazji, na wpatrzone w moją twarz, piękne czekoladowe tęczówki, które
przyglądały mi się z niemym pytaniem i widocznym wahaniem. Moje spojrzenie
złagodniało, a uśmiech stał się szerszy, gdy tylko jej obraz zamajaczył przed
moimi oczami.
—
Cześć, Gwiazdko – szepnąłem, uśmiechając się seksownie i całując ją w czoło. Z
satysfakcją zauważyłem, że policzki Lucy pąsowieją, a ona sama drży na ciele.
—
Cześć, Natsu – odszepnęła, uroczo unosząc kąciki ust, aż w jej policzkach
pokazały się dołeczki, które kochałem ponad życie!
Podsunęła
się wyżej, złożyła na moich wargach długi, czuły, słodki ponad wszelką miarę
pocałunek, który pragnąłem pogłębić, jednak ona była szybsza – oderwała się ode
mnie, zsunęłam nieco i oparła brodę na moim mostku, przyglądając się mojej
twarzy z jakimś oczekiwaniem. Nie mogąc znieść napięcia i niepokoju, który nie
wiadomo czemu poczułem, postanowiłem zapytać:
—
Lucy, kochanie, coś się stało? – zmarszczyłem czoło, by wyglądać bardziej
wiarygodnie.
—
Ty mi powiedz – odpowiedziała, a ja zastygłem, zaskoczony, wysoko unosząc brwi.
Założyłem jedna dłoń za głowę, zginając rękę w łokciu i przyglądałem jej się
badawczo.
—
Możesz mnie naprowadzić? – spytałem, bo naprawdę nie miałem pojęcia, o co
chodzi.
Nadęła
śmiesznie policzki, przewracając przy okazji oczami, po czym westchnęła ciężko
i przymknęła powieki, a gdy je uniosła, uważnie mi się przyjrzała. Czekałem,
niecierpliwiąc się coraz bardziej, a ona, jakby czując, co przeżywam, odezwała
się.
—
Przed chwilą, nim dotknęłam twojego policzka, byłeś jakby nieobecny – szepnęła.
Nie sądziłem, że przyłapała mnie na rozmyślaniu o zemście i bałem się tego, że
zapyta, co zajmowało moje myśli. Przecież jej nie powiem, że było to ukręcanie
łba jej ojcu i niedoszłemu małżonkowi! Nie znała mojej mrocznej strony i
wolałem, by nigdy się o niej nie dowiedziała, gdyż ukrywałem ją nawet przed
samym sobą. – Twoje oczy – kontynuowała, uważnie dobierając słowa – były wręcz
czarne, a usta wykrzywiał taki – szukała odpowiedniego słowa, patrząc w
sufit – sadystyczny uśmiech – przeniosła
wzrok na mnie – że zastanawiałam się, czy mi cię ktoś nie podmienił. –
Zamilkła, patrząc mi w oczy i lekko mrużąc swoje powieki, zupełnie, jakby
chciała mnie prześwietlić na wylot. Przełknąłem ciężko ślinę i czekałem na ciąg
dalszy, a moje serce waliło jak młotem. – O czym myślałeś? – i padło pytanie,
którego obawiałem się najbardziej na świecie. Nie chciałem jej skłamać, ale
bałem się jej reakcji, dlatego milczałem, a ona w ciszy patrzyła mi w oczy.
Uciekłem wzrokiem na bok, ale jej tęczówki przyciągały mnie jak magnes, dlatego
wróciłem do nich spojrzeniem. W tych czekoladowych oczach czaiła się
niepewność, ale i ufność, jaką mnie darzyła, a ja poczułem się jak ostatnia
świnia, bo właśnie rozmyślałem, jak tu nie powiedzieć prawdy.
Na
czoło wystąpił mi zimny pot, serce biło jak szalone, a myśli chaotycznie biegły
przez kolejne synapsy, docierając do drzewa neuronu i przechodząc głębiej. W
końcu, westchnąwszy głośno i wypuściwszy ze świstem powietrze z płuc,
postanowiłem zdobyć się na szczerość. Przymknąłem powieki, a gdy je uniosłem, uśmiechnąłem
się ciepło i zauważyłem, że z jej twarzy zeszło napięcie.
—
O naszej wczorajszej rozmowie – powiedziałem po prostu, bo przecież tak było!
Uniosła wysoko brwi i zagryzła dolną wargę, przez co krew w moich żyłach
zaczęła krążyć szybciej. Chwyciłem jej brodę kciukiem, uwalniając wargę i
przełknąłem głośno ślinę. Po moim geście, jakby skruszona, opuściła głowę, aby
po chwili ją unieść, uśmiechnąć się szeroko i pogładzić mój lewy policzek.
—
I co takiego wymyśliłeś? – zapytała, delikatnie się uśmiechając.
Przełknąłem
nerwowo ślinę, zacisnąłem palce dłoni, na której spoczywała moja głowa, na
włosach i wiedziałem, że przepadłem.
—
Że twoi oprawcy zasługują na karę – powiedziałem zgodnie z prawdą i patrzyłem
na nią uważnie, zaciskając szczęki i czekając na jej reakcję.
Powoli
odsunęła się ode mnie, usiadła, łącząc pośladki z łydkami i patrzyła na mnie z
niedowierzaniem, mrugając raz po raz powiekami. Przymknąłem swoje, pewien, że
wszystko zepsułem, gdy nagle poczułem, że jej nagie ciało przylega do mojego, a
szczupłe ramiona oplatają moją szyję. Uniosłem gwałtownie powieki i spojrzałem
na złote pasma, które łaskotały mnie w policzek, z niedowierzaniem.
—
Lucy? – szepnąłem, nie drgnąwszy.
—
Natsu – powiedziała cichutko. – To już przeszłość – mówiła dalej, wprost do
mojego ucha. – Żyjmy tym, co teraz mamy, nie wracajmy do tego, co było.
Rozpamiętywanie nic nam nie da – czułem się jak w szkole, do której nigdy nie
chodziłem, gdyż głos Lucy miał czysto dydaktyczne brzmienie, które uspokajało i
zmuszało do słuchania. – Proszę – dodała i zamilkła, a w ciszy, która nastała,
wciąż słyszałem echo jej słów. A nie, wróć! To w mojej głowie odbijały się od
ścianek szarych komórek, zmuszając, bym posłuchał tego, co mówi i dał sobie
spokój z łajzami, które dopuściły się niecnych czynów wobec mojej ukochanej.
Jak tak o tym myślałem, byłem pewien, że nie wybaczę im nigdy, ale usłyszawszy
kolejne „proszę” Lucy, zmiękłem,
objąłem ją, przymykając powieki i powiedziałem:
—
Jak sobie życzysz, najdroższa – jeszcze tak jej nie tytułowałem, dlatego
zachichotała jak mała dziewczynka, uniosła głowę, rozluźniając uścisk i
wpatrzyła się we mnie.
—
Wiesz? Jeszcze nigdy mnie tak nie nazwałeś – powiedziała, trącając mój nos
swoim. – Wiesz, że brzmi to jak w tanim romansidle? – zapytała z uśmiechem, a w
jej oczach igrały iskierki wesołości. Zrozumiałem, że się ze mnie nabija,
dlatego zrobiłem minę obrażonego dziecka, zrzuciłem jej ręce z siebie i obróciłem
się do niej plecami, robiąc buzię w ciup i krzyżując ramiona na piersi. – Ej,
Natsu? – szepnęła, tuląc się do moich pleców. – Natsu? – powtarzała raz po raz,
całując mój kark i schodząc na plecy, by później pieścić płatki uszu. Ledwo się
powstrzymywałem, bo z każdą kolejną jej pieszczotą, moje serce wyczyniało
dziwaczne akrobacje, krew dudniła w uszach, a oddech przyśpieszał. –
Przepraszam – szepnęła i przygryzła mi płatek prawego ucha. Dopiero usłyszawszy
to, lekko obróciłem głowę i napotkałem jej skruszone – na bank! – spojrzenie, w
którym igrała wesołość.
—
Szczerze? – zapytałem tonem nadąsanego malca. Skinęła głową, dlatego obróciłem
całe ciało, kładąc się na prawym boku. – Ale na pewno? – ponownie potwierdziła
ruchem głowy, a wtedy chwyciłem ją w ramiona i przeturlałem się tak, że leżała
na plecach, a ja górowałem nad nią, uśmiechając się szeroko. – Wiesz, że teraz
czeka cię kara, prawda, kochanie? – skinęła głową, pokazując ząbki w szerokim
uśmiechu i uroczo się rumieniąc.
—
Przyjmę każdą karę, którą zaplanujesz, mój najdroższy! – powiedziała, objęła
moją szyję ramionami i, nim zareagowałem, przyciągnęła mnie do siebie, łącząc
swoje usta z moimi. W tej chwili przepadłem i oddałem pocałunek, jęcząc
donośnie.
Jakiś
czas później udało nam się wyjść z łóżka, a to za sprawą mojego donośnie burczącego
brzucha, który przyprawił Lucy o silny atak śmiechu, a ten z kolei zrzucił ją z
łóżka, przy okazji przyozdabiając moje policzki szkarłatem. Blondynka, wciąż
chichocząc, wstała nieporadnie z podłogi, ucałowała moje obydwa policzki i
pociągnęła za rękę, bym też opuścił pielesze. Niechętnie spełniłem jej zamiar,
bocząc się na nią, ubrałem jakieś slipki i powoli, krok w krok, szedłem za nią po schodach, aż dotarliśmy do
łazienki.
Wspólna
kąpiel była spełnieniem marzeń, bo para, która wytworzyła się dzięki gorącej
wodzie, skutecznie ukrywała nas w swoich mlecznych ramionach, nie pozwalając,
by ktoś nam przeszkodził. Jednakże nie przewidzieliśmy jednego.
—
Natsu! Wróciłem! – usłyszałem wyjątkowo radosny głos Happy’ego i w momencie
zamarłem, a wraz ze mną Lucy, której przerażenie rozszerzyło oczy. Nie, nie
wstydziliśmy się swojego uczucia, co to to nie! Absolutnie! Ale nie uśmiechało
się nam, by ktokolwiek zastał nas w jednoznacznej sytuacji, a Happy miał to do
siebie, że potrafił coś palnąć w najmniej oczekiwanym momencie.
—
Co robimy? – szepnąłem do Lucy, która przeniosła wzrok z drzwi na mnie.
—
Nie wiem. Idź go czymś zając! – panika w jej głosie sprawiła, że roześmiałem
się w głos, a wtedy Exceed zapukał do drzwi.
—
Natsu? Jesteś tam? – wrota tłumiły jego głos, ale wyczuwałem w nim zmęczenie i
nienaturalną ciekawość.
—
Tak, Happy – powiedziała pewnie Lucy, a ja gwałtownie na nią spojrzałem. –
Jesteśmy tu razem – dodała i przeniosła spojrzenie na mnie. W jej oczach znowu
igrały radosne iskierki. Przygryzła dolną wargę i patrzyła mi w tęczówki z
wyzwaniem, natomiast za drzwiami zaległa cisza.
Chwyciłem
brodę dziewczyny i uwolniłem wargę.
—
Coś się stało, Happy? – zapytałem, a mój głos brzmiał pewnie, co mnie samego
zaskoczyło.
—
Nie – szepnął ledwie słyszalnie – ale chyba przyszedłem nie w porę. Wrócę
później – dodał i wyraźnie słyszałem jego oddalające się kroki.
—
Happy! – zawołała blondynka. – Nie wygłupiaj się! Zaraz wychodzimy! Usiądź w
kuchni!
O
dziwo, mój niebieski przyjaciel posłuchał, dlatego przelotnie pocałowałem Lucy
w usta, wytarłem się i założyłem na siebie świeżą bieliznę, którą ukryłem pod
luźnymi spodniami, a później opuściłem łazienkę, posyłając jeszcze w drzwiach
całusa w stronę ukochanej i dostając taką samą odpowiedź. Ruszyłem do kuchni,
szeroko się uśmiechając, ale zastygłem, gdy zobaczyłem z jakim wyrzutem patrzy
na mnie Exceed.
—
Happy? – szepnąłem, a on się nie odezwał, dlatego podszedłem bliżej i usiadłem
na jednym z wolnych krzeseł, vis-à-vis niego. – Co jest? – Dalej na mnie
patrzył i już traciłem nadzieję, że powie cokolwiek.
—
Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytał z wyrzutem, a ja zbaraniałem.
— O czym?
—
O tobie i Lucy. Od kiedy to trwa? – wziął mnie w krzyżowy ogień pytań, a tego
się nie spodziewałem. Skrzyżował łapki z przodu i czekał, patrząc na mnie spode
łba.
Podrapałem
się po karku, robiąc zakłopotaną minę i wyraźnie czując, że oblewam się pąsem,
ale nic na to nie mogłem poradzić.
—
W zasadzie to zaczęło się dopiero wczoraj – zacząłem, a on otworzył szeroko
oczy, zupełnie, jakby nie wierzył w to, co mówię.
—
Naprawdę? – zapytał, a wtedy skinąłem głową. – Wow! To super! – Tak się ucieszył,
aż uruchomił aeromagię i uniósł się, kołując nad stołem. Uśmiechnęłam się
szeroko, a on zatrzymał się w locie i przysiadł na blacie stołu. – Opowiadaj! –
Cóż było robić? Streściłem w zasadzie spotkanie z tymi dwoma palantami i
miłosne wyznanie, no i na tym zakończyłem, gdyż reszty sam mógł się domyślić. –
Gratuluję, Natsu! – powiedział i rozpłakał się, wtulając pyszczek w moją
szeroką klatę.
—
Dziękuję – odpowiedziałem, głaszcząc go po łebku. – A powiedz, jak twoja misja?
– zapytałem, a wtedy jakby przygasł. Ale może to moje przywidzenie?
—
W porządku – rzekł tylko, a ja czułem, że mnie kłamie.
—
Happy? Na pewno wszystko OK? – zapytałem, kładąc mu dłoń na czubku głowy i
przyglądając się uważnie jego obliczu. Skinął jedynie głową, a po chwili
uśmiechnął się szeroko.
—
Szarlusia zgodziła się zostać moją dziewczyną! – wykrzyknął, lekko spąsowiał i uniósł dwa palce
w geście zwycięstwa. Och, jakże ja się cieszyłem! Objąłem go i pogratulowałem, że
w końcu zdobył serce tej, którą kochał od dawna. Gdy dołączyła do nas Lucy,
którą rewelacje kocura mocno ucieszyła, wszyscy w doskonałych nastrojach
przystąpiliśmy do przygotowywania posiłku. Happy poszedł się wykąpać, a ja w
tym czasie wspólnie z Lucy pichciłem. Gdy spojrzałem na zegar, nie mogłem
uwierzyć, że jest dwunasta. Było to dla mnie nierealne, jak wszystko, co miało
miejsce wczoraj. Wciąż nie wierzyłem w swoje szczęście i dziękowałem po stokroć
Bogu za to, że jeszcze czuwa nade mną.
Będąc
w wyśmienitym nastroju, zaproponowałem Lucy spacer po mieście, na który się
zgodziła. Happy odsypiał niewygody podróży, dlatego poszliśmy tylko we dwójkę.
Chciałem sprawić ukochanej przyjemność i kupić jej coś ładnego, dlatego
wymyśliłem to wyjście. Jednakże nie mogłem przewidzieć, jakie będą skutki tej przechadzki,
których później bardzo żałowałem.
—
Natsu!
Zobacz! – usłyszałem podekscytowany głos ukochanej, dlatego wypuściłem z palców
jedwabny szal, wiszący nad moja głową i podszedłem do kramu po drugiej stronie chodnika.
Jeśli mam być szczery, to po raz pierwszy widziałem Lucy zachowującą się jak
mała, niesforna dziewczynka, gdyż biegała od jednego stoiska do drugiego i
trudno było mi za nią nadążyć. Cieszyłem się, że dobrze się bawi, spędzając ze
mną czas, dlatego ani przez myśl mi nie przeszło strofowanie jej. – Jakie to
piękne! – mówiła dalej, patrząc na trzymane w dłoniach kolczyki. Przyznam
szczerze, że mnie samego zachwyciło ich wykonanie, dlatego już miałem się
odezwać, że bierzemy świecidełka, ale jej spojrzenie jakby nagle przygasło, a
twarz zmarkotniała.
Dyndałki Lucynki :). |
—
Lucy? Co jest? – zapytałem, pochylając się w jej stronę i patrząc na jej oblicze z boku.
Jej przedłużające się milczenie bardzo mi przeszkadzało, dlatego objąłem ją w
talii i pocałowałem w kark, osiągając zamierzony efekt – drgnęła i spojrzała na
mnie, lekko zezując.
—
Przypomniały mi o mamie – szepnęła, patrząc smutnym wzrokiem na błyszczącą
biżuterię. – Miała podobne, a do tego była jeszcze kolia i bransoletka. Dostała
ten komplet od ojca i na każdej oficjalnej imprezie chwaliła się nim. –
Uśmiechnęła się do wspomnień, a później uniosła głowę i zapatrzyła się przed
siebie, nic niewidzącym spojrzeniem. – Mówiła, że otrzymam te klejnoty po niej
w spadku, w dniu swojego ślubu z ukochanym… – głos się jej załamał, a oczy
wypełniły łzami, które spłynęły po zaróżowionych emocjami policzkach.
Wypuściłem
ją z objęć, stanąłem naprzeciwko, chwyciłem jej twarz swoimi dłońmi i otarłem
kciukami słone krople, a wtedy spojrzała na mnie z wdzięcznością. Przyjrzałem
się jej uważnie i delikatnie uniosłem palcami kąciki jej ust, co niezmiernie ją
rozbawiło, dlatego chwilę później wybuchła gromkim śmiechem.
—
Ty wariacie! – trzepnęła mnie delikatnie w lewe ramię, a później dała buziaka w policzek. – Dziękuję
– szepnęła, patrząc mi prosto w oczy. – Kocham cię – dodała i złożyła na moich
ustach delikatny pocałunek, który z czasem zaczął się pogłębiać i gdyby nie
ostrzegawcze chrząknięcie jubilera, nie wiem jakby się to skończyło.
Odsunęliśmy
się od siebie niechętnie i trzymając się za ręce, podeszliśmy bliżej budki.
—
Czy ma pan do tego kolię i bransoletkę? – zapytałem, wskazując na dłoń Lucy i patrząc
uważnie na sprzedawcę. Ten już sięgał po biżuterię, o którą zapytałem, ale
zatrzymała go moja Gwiazdka.
—
Natsu? Oszalałeś? To jest za drogie! Wiesz, że to kryształ górski, który… –
mówiła, a ja patrzyłem na nią uśmiechając się coraz szerzej. By przerwać potok
jej słów, pocałowałem ją delikatnie, na co spąsowiała.
—
Wiem – odpowiedziałem, gdy przerwała swoją słodką paplaninę. – Ale ja chcę
kupić to dla ciebie. Pozwól mi – dodałem, a widząc wahanie w jej spojrzeniu,
już wiedziałem, że stanę się biedniejszy o kilka tysięcy kryształów.
Gdy
kiwnęła głową, uśmiechnąłem się i zapiąłem jej na szyi podaną przez sprzedawcę
kolię, a na lewym nadgarstku bransoletkę. Kolczyki założyła sobie sama i muszę
przyznać, że wszystko idealnie się na niej prezentowało. Kolia podkreślała
smukłą szyję, bransoletka pięknie prezentowała się na zgrabnej ręce, a kolczyki
dyndały w uroczych uszach, błyskając przy każdym ruchu. Brakowało jedynie sukni
balowej i sali, w której moglibyśmy tańczyć w swoich objęciach przez całą noc.
—
Wyglądasz pięknie – powiedziałem, patrząc na nią z miłością i uśmiechnąłem się,
widząc jej pąsowiejące policzki.
Delikatnie
odpiąłem kolię i bransoletkę, podałem biżuterię sprzedawcy i kazałem ładnie
zapakować. Lucy chciała mieć kolczyki na sobie, co sprawiło mi niewysłowioną
przyjemność.
Gdy
do rąk nowej właścicielki spłynęło ozdobne puzderko, rzuciła mi się na szyję i
wydziękowała jak tylko umiała i mogła na ruchliwej ulicy. Później, trzymając
się za ręce, ruszyliśmy przed siebie, mijając ludzi i przystając co jakiś czas
przy którymś kramie, którego towar akurat nas zainteresował.
Wielu
mężczyzn narzeka, gdy musi iść ze swoimi kobietami na zakupy. Ja osobiście nie
nudziłem się i nie mogłem zrozumieć tego dziwnego, ogólnie przyjętego
rozumowania. Widocznie nie potrafili cieszyć się każdą chwilą, albo zwyczajnie
nie kochali swoich dziewczyn tak jak ja moją Gwiazdkę, bo szczerze
powiedziawszy, nie dała mi powodu do utyskiwania. Nie czułem się ani zmęczony,
ani sfrustrowany, a radością, która towarzyszyła mi cały dzień, mógłbym
obdzielić wszystkich mijanych przez nas smutasów.
Gdy
jakiś czas później zgłodnieliśmy, weszliśmy do jednej z mijanych knajpek o
smacznie brzmiącej nazwie „Bon appétit”
i zamówiliśmy przepyszny obiad, który pocisnęliśmy olbrzymimi porcjami lodów, z
orzechami, kawałkami owoców i polewą czekoladową. Ociężali po posiłku,
siedzieliśmy przy stoliku, patrząc na siebie w milczeniu, ale z dobrze wyczuwalnym
uczuciem, dlatego każdy, kto przechodził obok nas, zatrzymywał się na dłuższą
chwilę i przypatrywał się nam, wychodząc ze swoistego transu dopiero wtedy, gdy
kelner bądź kelnerka, poprosili delikwenta o zajęcie miejsca przy stoliku.
Uiściwszy rachunek, opuściliśmy restaurację i ruszyliśmy na dalszy podbój
miasta. Słońce chyliło się ku zachodowi, oświetlając nas ciepłym, opiekuńczym
pomarańczem, który otaczały różowe, fioletowe i niebieskie puchate chmurki.
Przystanęliśmy i przypatrywaliśmy się temu cudownemu pejzażowi, który
przygotowała dla nas Matka Natura, a ja, chcąc, by było bardziej romantycznie i
uroczo, objąłem Lucy w talii, tuląc się do jej pleców. Oparła głowę na moim
ramieniu i uśmiechała się delikatnie, napawając oczy pięknem świata.
—
Idziemy? – zagadnąłem po dłuższej chwili. Skinęła potakująco głową, dlatego
spletliśmy palce swoich dłoni i ruszyliśmy wolnym krokiem przed siebie,
przypatrując się mijanym kramom i elewacjom domów.
Gdy
moje spojrzenie spoczęło na ślicznej, cytrynowej sukience na ramiączkach,
wiszącej w oknie jednego ze sklepów odzieżowych, Lucy gwałtownie przystanęła. Poczułem,
że zadrżała na ciele, a jej place w momencie stały się zimne niczym sople lodu.
Przyjrzałem się jej uważnie, a zauważywszy nienaturalną bladość skóry, przeraziłem
się.
—
Lucy? – zagadnęłam, ale nie otrzymałem żadnej odpowiedzi. Tak intensywnie w nią
patrzyłem, że dopiero obcy głos pomógł mi wrócić na ziemię. Poczułem, że dłoń
Lucy wysuwa się z mojej.
—
Nareszcie cię znalazłem – w tonie mówiącego, dało się słyszeć triumf i swego
rodzaju wyrzut, na dodatek lekko seplenił.
Uniosłem
głowę i zobaczyłem wysokiego, chudego jak szkapa chłopaka o rudych włosach i
czarnych, kaprawych oczkach, który szczerzył się jak szaleniec i szedł szybkim
krokiem w naszą stronę, a jego pożądliwe spojrzenie spoczywało na Lucy. Za nim
podążało jak cień dwóch mężczyzn. Jeden wysoki, szpakowaty, z wąsem pod nosem i
przyprószoną siwizną bujną czupryną, drugi natomiast niewiele różnił się od
Rudego – był trochę niższy i dorobił się sporego brzucha, na którym wręcz trzeszczały
guziki drogiej marynarki. Wszyscy trzej ubrani byli w markowe garnitury, białe
koszule i lśniące półbuty. Z pewnością należeli do wyższych sfer i byli
biznesmenami, a że mało mnie interesował ten bufonowaty światek, nie znałem
przybyłych.
—
Wracamy do domu – powiedział ten z wąsem i chwycił Lucy za prawy nadgarstek,
pociągając ją w swoją stronę i obracając się do mnie plecami. Gwiazdka rzuciła
mi jeszcze przerażone spojrzenie ponad lewym ramieniem, a później opuściła
głowę i zrobiła krok w stronę tej dziwnej trójki.
Powiedzieć,
że byłem wkurwiony to za mało. Moja furia siłą dorównywała wybuchowi,
towarzyszącemu wypływowi lawy z krateru wulkanu. Zacisnąłem dłonie w pięści, aż
knykcie zbielały, a paznokcie wbiły mi się w skórę. Żyły wyszły mi na wierzch,
tęczówki zrobiły się czarne i zapłonęły wściekłością, natomiast skórę pokryły
czerwone smocze łuski, mieniące się złotem i czernią. Jednym susem dopadłem
porywaczy i boleśnie ścisnąłem nadgarstek ręki, która trzymała moją ukochaną.
Usłyszawszy trzask pękających kości, uśmiechnąłem się, ukazując wydłużone górne
kły.
—
Hola, hola, panowie – powiedziałem złowrogim głosem, na co wszyscy obrócili
głowy w moją stronę. – Ta panienka – rzuciłem szybkie spojrzenie na Lucy –
nigdzie z wami nie idzie – zakończyłem i mocniej ścisnąłem trzymany nadgarstek,
a mężczyzna zawył i czym prędzej puścił górną kończynę blondynki. Ja zrobiłem z
jego ręką to samo.
—
Natsu… – szepnęła Lucy, łamiącym się głosem.
—
Schowaj się za mną – powiedziałem tylko, nie spuszczając uważnego i
rozgniewanego spojrzenia ze stojących przede mną delikwentów. Rudzielce
pobladły na twarzy, a Wąsik poczerwieniał, trzymając lewą dłonią prawy
nadgarstek, który, jak dobrze myślałem, zmiażdżyłem.
—
Za kogo ty się uważasz?! – wykrzyknął – tak, tego byłem pewien – ojciec Lucy. –
Ty wiesz kim ja jestem?! – dodał i postąpił krok w moją stronę.
—
Sadystą, zmuszającym córkę do ślubu z Kaprawym – stwierdziłem, rzucając
spojrzenie na Rudzielca, który w momencie spąsowiał, i z satysfakcją uchwyciłem
wysoko uniesione brwi oraz zaskoczone spojrzenia tego dziwnego trio.
Heartfilia
odzyskał rezon, zmrużył oczy i rzekł:
—
To moja własność! Mogę z nią zrobić, co chcę! – jego głos był wyższy o oktawę
bądź dwie, dlatego doskonale zdawałem sobie sprawę, że w środku aż cały drży.
Zaciągnąłem się smrodem jego strachu i zarechotałem. Wokół nas zgromadziło się
sporo gapiów, którzy szeptali do siebie i uważnie obserwowali całe zajście.
—
Twoja własność, co? – zapytałem, a on skinął głową, zaciskając usta w wąską
kreskę. – Cofnij się, Lucy – szepnąłem do ukochanej, dlatego postąpiła dwa
kroki w tył. Przeniosłem spojrzenie na jej ojca i zawołałem: – To chodź tutaj i
ją sobie weź! – dodałem, po czym uruchomiłem Smoczą Siłę. Całe moje ciało
otoczyły karmazynowe płomienie, przez które co jakiś czas przeskakiwały złote
błyskawice, skóra na policzkach zmieniła się w bordowe łuski, które pojawiły
się na całym moim ciele, a włosy z łososiowych zmieniły barwę na krwistą
czerwień i uniosły się, stercząc jak maszty flag. Tęczówki wraz z białkami przeszły
w głęboką, aksamitną czerń, co pozwalało mi widzieć obecnych ze wszystkich
stron ludzi w taki sposób, jakbym używał lakrymy noktowizyjnej – byli dla mnie
tylko skupiskami ciepłych i zimnych mas. Wyemitowałem z siebie jeszcze więcej
magii, dlatego na wszystkie strony buchnęły płomienie, które zmusiły gapiów do
cofnięcia się.
Jude
zbladł w momencie, a jego kolana zaczęły się trząść. Widząc to, uśmiechnąłem
się i przeniosłem spojrzenie na Kwazia, który schował się za plecami ojca.
—
Te! Rudy! – ryknąłem, a kaprawe oczka spojrzały na mnie ze strachem. – Do
bezbronnej dziewczyny umiałeś się dobierać, a teraz lejesz w portki ze strachu,
co? Chodź i pokaż, że jesteś godzien Lucy, a wtedy będzie twoja – chciałem
podjudzić chłopaka i wjechać mu na ambicję, żeby okazał minimum odwagi. Mój uśmiech stał się szerszy, gdy zrobił
jeden niepewny krok w moją stronę, później drugi i trzeci, a gdy dzieliło nas
pięć metrów, zatrzymał się, opuścił dłonie wzdłuż tułowia i zacisnął dłonie w pięści.
—
Ona ma być moją żoną! – zaskrzeczał, czym naprawdę mnie rozbawił. – Oddaj mi
ją, potworze!
—
Chodź i weź ją sobie – powiedziałem i wyszczerzyłem się, puszczając mimo uszu
epitet, którym mnie określił. Czułem obecność Lucy po prawej stronie swoich pleców
i to dawało mi siłę – wiedziałem dla kogo walczę.
Chłopak
postąpił dwa kroki naprzód, wyciągnął rękę przed siebie i wskazał palcem w
stronę mojej Gwiazdki.
—
Gdyby nie te twoje nagie zdjęcia w magazynie, nigdy bym nie wiedział, gdzie cię
szukać – mówił, a jego słowa ociekały jadem. Zmrużył oczy, ukazując nienawiść,
którą miał w sercu, a której źródłem była moja Gwiazdka. Rzucił mi szybkie
spojrzenie, a później wrócił nim do Lucy i kontynuował: – Od pierwszego
wejrzenia wiedziałem, że jesteś dziwką i puścisz się z byle… – nie pozwoliłem
mu dokończyć, bo ze zwierzęcym rykiem ruszyłem na niego, uprzednio podpalając
prawą pięść. Zdążył tylko cofnąć się o krok, nim moja dłoń spotkała się z jego
brzuchem. Cios nie był silny, ale zmusił go do wyplucia krwi, a oddech zamarł
mu w płucach. Wściekły, zacząłem na oślep zadawać razy, krzycząc jak ranne
zwierzę. Musiałem sobie ulżyć. Jego twarz puchła po każdym uderzeniu,
zmieniając się w krwawą, trudną do rozpoznania miazgę, która powoli przestawała
przypominać coś z człowieka.
—
Nigdy nie obrażaj Lucy w mojej obecności! – zawarczałem i uniosłem rękę, by
zadać kolejny cios, ale wtedy poczułem delikatne dłonie owinięte wokół mojego
przedramienia.
—
Natsu, przestań… – usłyszałem szept ukochanej i zastygłem. Spojrzałem na nią ponad prawym ramieniem. –
Zabijesz go… Nie jest tego wart… – Widziałem, że płacze i wiedziałem, że to
przeze mnie, dlatego w momencie cofnąłem magię, odwróciłem się plecami do
oprawców Gwiazdki i objąłem ją, a ona ufnie się we mnie wtuliła. Drżała na
ciele, a jej łzy moczyły mój tors. Delikatne dłonie spoczęły na moich plecach,
a ja, chcąc ją przeprosić, całowałem jej włosy i tuliłem do siebie tak mocno,
jakbym już nigdy miał jej nie wypuścić z ramion.
Usłyszawszy
szczęk zbroi, uniosłem powieki i rozejrzałem się uważnie wokół siebie. Naszą
dwójkę oraz trzech przybyszów kołem otoczyli żołnierze. Jeden z nich wystąpił z
szeregu, spojrzał na Kwazia, dwóch biznesmenów, a później na nas. W jego zielonych
oczach czytałem strach, ale też coś na kształt podziwu. Postąpił dwa kroki w
moją stronę i wtedy odezwał się mocnym, zdecydowanym głosem, który mu
przypisywałem:
—
Obywatelu, ja, Steven Sanuki, jako pierwszy generał armii miasta Magnolia, żądam
wyjaśnień, odnośnie tego, co tutaj zaszło.
Westchnąłem
i mocniej przytuliłem Lucy, która w momencie zesztywniała i z przestrachem
spojrzała mi w oczy. Uśmiechnąłem się, uspokajając ją, otarłem łzy, które
moczyły jej policzki i cmoknąłem ją w usta.
—
Nic się nie bój – szepnąłem. – Jestem z tobą – dodałem i otrzymałem w zamian
delikatny uśmiech. Chwyciłem jej lewą dłoń w swoją prawą i odwróciłem się
przodem do pytającego. – Ja – odezwałem się mocnym głosem – jestem sprawcą
całego zdarzenia. Ta dziewczyna – wskazałem na Lucy – nie ma z tym nic wspólnego,
dlatego puśćcie ją wolno.
—
O tym ja zadecyduję – powiedział generał i przeniósł wzrok na Kwazia, a później
na dwóch pozostałych, by spytać mnie: – Czy ta trójka ma coś wspólnego z
rozróbą, której się dopuściłeś, panie Natsu Dragneel? – skinąłem głową, bo
uważałem, że słowa są zbędne. Nie byłem specjalnie zaskoczony, że wie, kim
jestem, dlatego nawet nie zawracałem sobie tym głowy. – Żołnierze – zwrócił się
do mężczyzn tworzących szpaler – zabrać wszystkich na przesłuchanie do siedziby
głównej naszego sztabu. – Odpowiedziały mu silne, męskie głosy, pochodzące z trzech
tuzinów gardeł. – Pan – spojrzał na mnie – i panienka – przeniósł wzrok na Lucy
– będą osobiście przeze mnie eskortowani. Proszę nie używać magii, inaczej
podejmę radykalne kroki.
—
Pan niczym mi nie zawinił, dlatego proszę być spokojnym – zero magii –
powiedziałem, na co skinął z aprobatą głową.
Objąłem
Lucy ramieniem i ruszyliśmy w stronę strzelistej wieży, która była najwyższym
obiektem w Magnolii, jak i siedzibą stacjonującego w niej wojska, eskortowani
przez dwunastu żołnierzy, na czele z generałem Sanuki.
Odprowadzały
nas uważne spojrzenia gapiów, którzy rozstąpili się, by przepuścić nas i
żołnierzy, prowadzących nas do siedziby armii, która górowała nas wszystkimi
budynkami Magnolii. Jej dach, wykonany z czerwonej dachówki, pysznił
się na tle ciemniejącego nieba, a padające pod ostrym kątem słońce, odbijało
się w szybach okien, wychodzących na cztery strony świata. Szary mur obrastały
dzikie pnącza i bluszcz, którego kolor był identyczny jak moje tęczówki. Mimo
znacznej odległości, widziałem wszystkie szczegóły, łącznie z przerwami między
cegłami, z których zbudowano wieżę.
Lucy
milczała, patrząc przed siebie przerażonym wzrokiem, ale drgnęła, gdy poczuła
delikatny dotyk moich palców, przesuwających się po skórze wzdłuż jej ramienia.
Uśmiechnąłem się pokrzepiająco, na co odpowiedziała tym samym, a później ufnie
złożyła mi głowę na obojczyku. Ucałowałem jej jasne włosy i przytuliłem mocniej
do siebie, rzucając ukradkowe spojrzenie obserwującemu nas generałowi. Jego
jasnozielone błyszczące oczy, świadczyły o wysokiej inteligencji, jak i
ogromnym poczuciu sprawiedliwości. Ciemne, rozwichrzone, krótsze od moich, włosy,
targane były na prawo i lewo przez delikatny wiatr, który napływał do Magnolii
ze Wschodu, zapowiadając, iż lato zbliża się ku końcowi. Mocno zarysowana
szczęka, kończysta broda, dobrze widoczne pod jasną skórą kości policzkowe i
twarz bez grama zarostu, do tego krzaczaste czarne brwi i długie rzęsy tego
samego koloru – to wszystko sprawiało, że kobiety, które mijał nasz orszak,
zatrzymywały się na dłuższą chwilę i przypatrywały generałowi z
zarumienionymi policzkami. Jeśli dołożyć do tego jego wzrost, szerokie barki,
wąskie biodra i długie nogi odziane w zbroję, mogę śmiało rzec, że był jednym z
przystojniejszych mężczyzn, jakich dane mi było spotkać na swojej drodze. Jego
karmazynowa peleryna powiewała za nim, a sprężysty krok był lekki i przywodził
na myśl tancerza baletowego, a nie
zaprawionego w bojach wojaka.
Spojrzałem
przed siebie, gdy poczułem dotyk dłoni Lucy na lewym policzku. Opuściłem
wzrok i napotkałem jej śliczne, czekoladowe tęczówki, które przypatrywały
mi się z niemym pytaniem. Pokręciłem głową i wyszczerzyłam się, ujmując jej
brodę dwoma palcami lewej dłoni.
—
Nie martw się – szepnąłem. – Jestem z tobą i nie pozwolę cię skrzywdzić.
—
Wiem – szepnęła, przymykając powieki i obejmując mnie w pasie drobnymi
ramionami.
—
Jesteśmy na miejscu – chwilę później głos generała zaanonsował dotarcie do siedziby wojska.
Idąc
za przykładem Lucy, poderwałem głowę i spojrzałem na budynek, który był naszym
celem. Z bliska wieża robiła jeszcze większe wrażenie, gdyż, żeby zobaczyć
skrawek jej dachu trzeba być Smoczym Zabójcą, albo mieć prawdziwie sokoli
wzrok. Poza tym w zapadającym zmroku, który powoli okrywał miasto, trudno było dojrzeć
cokolwiek.
—
Proszę za mną – Sanuki odezwał się spokojnym głosem, w którym wyczuwałem
władczość. Nawet jakbym chciał, nie miałem powodu oponować – w końcu dopuściłem
się przestępstwa, a wiedząc, że poszkodowany jest sobkiem, mogłem być pewien,
iż tym razem mi się nie upiecze.
Spojrzałem
na Gwiazdkę, a widząc jej przestraszone oczy, splotłem jej palce ze swoimi i
powiedziałem:
—
Idziemy na spotkanie przygody. Chodź. – Uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
Ramię
w ramię weszliśmy po trzech betonowych schodkach, minęliśmy mosiężne drzwi,
których klamkę trzymał wartownik w zbroi, i szliśmy dalej za generałem i jego
karmazynową peleryną. W środku panował surowy wystrój: pozbawione ozdób kamienne
ściany, takowa posadzka, od której echem odbijały się nasze kroki i zwykłe
drewniane drzwi, które co jakiś czas mijaliśmy, niewątpliwie będące pokojami
stacjonujących w naszym mieście wojaków. Jedynymi ciepłymi elementami były
płonące pochodnie, przytwierdzone do ścian i rozświetlające panujący w
chłodnych murach mrok. Gdy dotarliśmy do końca korytarza, który w ostatnim
odcinku skręcił lekko w prawo, ujrzeliśmy
kręcone, murowane schody, prowadzące na piętro.
—
Zapraszam – rzekł Sanuki i postawił stopę na pierwszym stopniu. Poszliśmy za
jego przykładem, a za nami dało się słyszeć kroki innych, należące niewątpliwie
do pozostałych żołnierzy i Bezsilnego Tria.
Zaskoczył
mnie fakt, że ojciec Lucy i jej niedoszły mąż nie protestują, widząc nas trzymających się za ręce. Może to autorytet
generała kazał im milczeć? Albo zwyczajnie dostali nauczkę i wolą mnie bardziej
nie wzburzać? Nie wiem. Ważne było, że nie musiałem słuchać ich irytujących
wynurzeń.
Gdy
weszliśmy na piętro, naszym oczom ukazały się olbrzymie drewniane dwuskrzydłowe
drzwi, przy których warowało dwóch żołnierzy. Zobaczywszy generała,
zasalutowali, a gdy rozkazał, pociągnęli
za klamki w kształcie okręgów i wrota bez najmniejszego skrzypnięcia ustąpiły.
Za nimi znajdowała się wielka sala, mająca kształt elipsy. Jej kamienne ściany
pozbawione były okien, a z sufitu zwieszały się karmazynowe gobeliny ze złotymi
ornamentami, sięgające podłogi, będące, poza złotymi lichtarza, jedynymi
elementami wystroju. Po lewej stronie od wejścia stał owalny stół, który mógł
mieć jakieś pięć metrów długości i dwa szerokości, a za nim, od strony ściany,
stały trzy wysokie krzesła, obite czerwonym jedwabiem. Na prawo natomiast
znajdowało się dziesięć krzeseł, nieco niższych od tych, stojących na
podwyższeniu, ale również przystrojonych czerwonym materiałem.
Generał
kiwnął głową na część żołnierzy tworzących nasz orszak, którzy weszli do środka
wraz z nami. Pozostałe dwa tuziny ruszyły w drogę powrotną, a gdy zamknęły się
za nimi drzwi, Sanuki zajął środkowe krzesło, dając jakieś znaki, których nie
rozumiałem, podwładnym. Dwóch żołnierzy stanęło za jego plecami, jeden po
prawej, a drugi po lewej stronie.
—
Proszę usiąść na jednym z krzeseł – zwrócił się do mnie mężczyzna o czarnych
oczach i rudej brodzie, którego głowa niknęła pod przyłbicą z karmazynowym
pióropuszem. – Panią poprosimy na drugie siedzenie – powiedział do Lucy.
Niechętnie wypuściłem dłoń dziewczyny ze swoich palców i zająłem krzesło
stojące najbliżej ściany, znajdującej się naprzeciw zamkniętych drzwi.
Gdy
zająłem miejsce, wyciągnąłem nogi przed siebie, a ramiona skrzyżowałem na
piersi i chmurnym spojrzeniem mierzyłem generała, który odpłacał mi się tym
samym z tym, że jego wzrok był raczej przyjazny i mocno zamyślony. Za moimi
plecami stał brodacz, który chwilę wcześniej kazał mi usiąść, i jeszcze jeden
wojak, o wyjątkowo milczącym usposobieniu. Rozejrzałem się i spostrzegłem, że
za krzesłami Lucy i Bezsilnego Tria również znajduje się po dwóch żołnierzy.
Wyprostowani, dumni, pilnowali obywateli wszczynających awantury w miejscach
publicznych. Spojrzałem na Lucy. Patrzyła z przestrachem w moim kierunku,
kurczowo zaciskając dłonie, spoczywające na kolanach, w pięści. Uśmiechnąłem
się do niej pokrzepiająco i z ulgą stwierdziłem, że na jej bladą ze
zdenerwowana twarz, wracają rumieńce, a ona sama spogląda na siedzącego
naprzeciw generała. Uśmiechnąłem się krzywo i wróciłem spojrzeniem do bruneta,
który odchrząknął i zaczął mówić.
—
Myślę, że nie muszę wyjaśniać, dlaczego wszyscy państwo zostali tutaj
przyprowadzeni – jego głos był mocny, rzeczowy i nakazywał słuchać bez
przerywania. Spojrzał najpierw na Rudego, jego ojca, Jude’a Heartfilię, Lucy, a
gdy dotarł do mnie, zatrzymał wzrok nieco dłużej i zmrużył lekko oczy. –
Zaczniemy od pana, panie Dragneel – powiedział po chwili, na co skinąłem głową.
Gdy chciałem podnieść się z krzesła, ruchem ręki nakazał mi zająć miejsce z
powrotem, co niezwłocznie uczyniłem. – Proszę mi wyjaśnić, dlaczego zaatakował
pan obecnego tutaj Quasimoda Tatsuyę – wskazał na Rudego – i wyrządził mu
ogromną krzywdę, tym samym dopuszczając się zbrodni?
W
momencie się we mnie zagotowało, dlatego wziąłem uspokajający wdech,
przymknąłem oczy i powoli wstałem z miejsca. Brodacz już wyciągał rękę, by
usadzić mnie ponownie na krześle, ale zdążyłem zabrać głos:
—
Proszę mi pozwolić stać podczas składania zeznań, panie generale – zwróciłem
się bezpośrednio do Sanukiego, który kiwnął z aprobatą głową i dał znak dłonią
stojącemu za mną żołnierzowi, by spoczął. – Dziękuję – powiedziałem. – Wedle
pana słów, jeśli zbrodnią jest chronienie honoru kobiety, którą się kocha, to
tak, jestem zbrodniarzem, dlatego proszę zaprowadzić mnie do aresztu –
zakończyłem i wyciągnąłem ramiona przed siebie, czym wprawiłem wszystkich,
włącznie z generałem, w osłupienie. Ten ostatni po chwili otrząsnął się i
uśmiechnął delikatnie.
—
Natsu… – usłyszałem cichutki głos Lucy i spojrzałem na nią przelotnie, unosząc
kąciki ust i kręcąc głową, a później zwróciłem wzrok w stronę owalnego stołu, a
moje spojrzenie z ciepłego stało się ostre i zdecydowane.
—
Panie Dragneel – zaczął Sanuki, opierając brodę na splecionych palcach dłoni.
Jego łokcie spoczywały na blacie stołu, przy którym siedział. – Dopóki nam pan
nie wyjaśni wszystkiego, nie podejmiemy tak drastycznych kroków. Proszę mi
wierzyć, że znam pana i pańskie zasługi dla naszego miasta i Gildii Magów Fairy
Tail, dlatego nie jest moim celem zrobienie z pana przestępcy, gdyż wiem, że
nie zaatakował pan tego młodzieńca bez powodu – wskazał ruchem głowy Rudego,
który gwałtownie wstał z krzesła.
—
Zrobił to! – wykrzyknął, mocno sepleniąc i plując śliną na wszystkie strony.
Żołnierze, stojący za nim, chwycili go za ramiona i z powrotem usadzili.
—
Na pana, panie Tatsuya, przyjdzie pora – rzekł generał zimnym tonem i spojrzał
na niego karcącym wzrokiem, na co ten zastygł i opuścił głowę, a jego policzki zajarzyły
się iście karmazynowym odcieniem. – Proszę mówić, panie Dragneel – zwrócił się
do mnie.
Wziąłem
głęboki oddech i zacząłem opowieść od samego początku, nie pomijając niczego.
Podczas mojego monologu Sanuki tylko słuchał i błądził wzrokiem ode mnie, przez
Lucy do jej ojca po Tatsuyę seniora i juniora, a w miarę, gdy zbliżałem się do końca historii, jego brwi wędrowały coraz wyżej. Gdy skończyłem, zaległa cisza, w
której słyszałem tylko oddechy siedemnastu osób obecnych, poza mną, w komnacie.
—
Dobrze – przerwał ciszę generał, skupiając na sobie spojrzenia wszystkich przebywających w sali.
– Czy pani, panienko Heartfilia, potwierdza co do joty zeznania pana Dragneela?
– zapytał, patrząc uważnie na Lucy.
—
Tak – odpowiedziała cicho moja Gwiazdka.
—
Czy chciałaby pani coś dodać?
—
Natsu… On mnie uratował! – powiedziała z pasją, a moje serce ze szczęścia
załopotało w piersi, rozlewając przyjemne ciepło po całym ciele. – Gdyby nie
on, ojciec uprowadziłby mnie i zmusił do wyjścia za tego mężczyznę – wskazała
palcem Rudego.
—
Ty mała suko! – Jude podniósł się z krzesła i ruszył w stronę Lucy, która
zastygła z przerażenia. – Jesteś moją córką i powinnaś się mnie słuchać! –
warknął, czerwieniejąc na twarzy. Momentalnie, nim żołnierze zdążyli do niego
dobiec, zasłoniłem ukochaną swoim ciałem i mocno chwyciłem nadgarstek mężczyzny,
który planował spoliczkować blondynkę.
Przybliżyłem swoją twarz do jego i wysyczałem:
—
Tknij ją, a urwę ci jaja i wsadzę je do gardła przez fiuta – autentyczny
strach, który malował się na jego twarzy, był moją osobistą nagrodą. Blady i drżący,
po chwili został obezwładniony przez sześciu żołnierzy, a do mnie zbliżał się,
zdziwiony ponad wszelką miarę, Brodacz. Chciał chwycić mnie za ramię, ale
puściłem trzymaną kończynę napastnika i uniosłem ręce, dając znak kapitulacji.
Lucy kurczowo przylgnęła do moich pleców i szepnęła „dziękuję”, ale zmuszona
przez swoich strażników, odsunęła się ode mnie i usiadła na swoim miejscu.
Odprowadzany przez Brodacza, poszedłem za jej przykładem, a mijając ją,
dotknąłem czubka jej głowy i uśmiechnąłem się szeroko.
—
Widzę, że emocje wciąż buzują, ale… – wypowiedź generała została przerwana,
gdyż dwuskrzydłowe drzwi otworzyły się i stanął w nich…
—
Mistrz?! – wykrzyknąłem równocześnie z Lucy, wstając z krzesła.
Jego
chmurna twarz rozjaśniła się i zawitał na niej wyraz ulgi, by po chwili ustąpić
miejsca gniewowi. Zarówno ja, jak i moja Gwiazdka, zamarliśmy, wiedząc, że mamy
przesrane, ale jednocześnie ciesząc się, że nasz ukochany rodzic martwi się o
nas i przybywa z odsiedzą.
—
A kogo się spodziewałyście, bachory?! – krzyknął, by po chwili uśmiechnąć się dobrotliwie.
Następnie przeniósł swoje spojrzenie na generała, który przyglądał mu się z
zaciekawieniem. Gdy Makarov dotarł do stołu, położył przed siedzącym Sanukim
plik papierów i skrzyżował z nim spojrzenie. – Panie generale, przedkładam panu
papiery, będące zeznaniami świadków niedawnego zdarzenia. Wszystkie mówią o
tym, że Natsu jedynie chronił Lucy, którą próbowano uprowadzić. Zaręczam, że
takie coś więcej się nie powtórzy…
—
Panie Dreyar – wszedł mu w słowo brunet – dziękuję za przybycie i za
zapewnienia, ale nie ode mnie zależy los pana Dragneela – mówił dalej,
przeglądając papiery. – Nie ukrywam, że zaoszczędził nam pan mnóstwa
papierkowej roboty, jednakże, jeśli pokrzywdzony – spojrzał na Rudego, który
nerwowo przełknął ślinę. Jego twarz była teraz fioletowa jak biskupie dodatki –
pozwie pana podopiecznego, tylko sąd będzie mógł rozstrzygnąć o jego losie.
Dziadziuś
spojrzał ponad ramieniem na młodego Tatsuyę, który aż się wzdrygnął, widząc
jego nienawistny wzrok.
—
Zaręczam, panie Sanuki – zaczął, wciąż wpatrzony w Kwazia – że ów młodzieniec
nie złoży pozwu przeciwko Natsu – generał, słysząc to, aż poprawił się na
krześle.
—
Na jakiej podstawie tak pan sądzi? – zapytał mężczyzna, pozornie spokojnym
głosem.
—
Jeśli nie chce mieć do czynienia ze mną i całą Gildią, zrozumie swój błąd i
wyniesie się tam, skąd przybył – powiedział Makarov grobowym tonem. Rudzielec
aż się wzdrygnął, słysząc ostry ton Dziadunia.
—
To jawna groźba, generale! – Tatsuya senior podniósł się z krzesła. Jego
twarz była czerwona z oburzenia, głos natomiast podniósł się o kilka oktaw,
a guziki na brzuchu zatrzeszczały.
Generał
spojrzał nieprzychylnie na mężczyznę, który aż skulił się i usiadł na krześle,
które zazgrzytało pod jego ciężarem.
—
Czy ktoś tu z obecnych – zaczął Sanuki – słyszał coś na kształt groźby z ust
pana Dreyara? – dokończył pytanie, po którym rozległy się przeczące pomruki ze
strony żołnierzy.
Spojrzałem
na Lucy i uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco, na co ona wyszczerzyła się.
Przeniosłem wzrok na Bezsilne Trio. Każdy z mężczyzn zastygł z rozdziawionymi
ustami i szeroko otwartymi oczami. Jedynie ojciec Lucy odzyskał rezon i wstał z
krzesła.
—
To jest bezprawne postępowanie! – krzyczał, czerwieniejąc na twarzy. – Pozwę
was i zniszczę! Całe miasto obróci się w perzynę, kiedy wydam stosowny rozkaz!
– groził palcem generałowi i Dziadziusiowi, którzy popatrzyli na niego z
politowaniem.
—
Panie Heartfilia – zaczął grobowym głosem Sanuki – komu pan rozkaże? Królowi? –
zakpił i zamilkł. Dopiero wtedy Jude zrozumiał swój błąd. Zbladł i zaczął
mrugać zawzięcie powiekami, jakby nie dowierzając temu, co słyszy. W momencie
cała para zeszła z niego, dlatego klapnął ciężko na krzesło i opuścił głowę, obejmując skronie dłońmi.
Jego prawy nadgarstek został prowizorycznie usztywniony kawałkiem bandaża elastycznego.
Rozejrzałem
się po sali. Każdy z żołnierzy uśmiechał się pod nosem, a Brodacz, stojący za
mną, wyszczerzył się, gdy napotkał moje spojrzenie. Odwzajemniłem gest i
przeniosłem wzrok na Lucy, która wpatrywała się z niedowierzaniem w Sanukiego i
Dziadziusia.
—
Czy są jeszcze jakieś słowa sprzeciwu? – zapytał generał, patrząc na Bezsilne
Trio. Gdy pokręcili przecząco głowami, uśmiechnął się triumfalnie i posłał mi
przyjazne spojrzenie. – W takim razie… – zaczął, ale przerwał mu Mistrz.
—
Generale Sanuki, proszę pozwolić mi podejść do tej trójki – wskazał głową na
przybyszów, a gdy brunet skinął głową, dodał: – Dziękuję – i wolnym krokiem
zszedł ze schodów, kierując się w stronę trzech mężczyzn. Przystanął nieopodal
siedzącego między ojcem Lucy, a seniorem Tatsuyą, Rudego i szepnął tak, że
tylko Bezsilne Trio, ich eskorta i ja, z moim idealnym słuchem, dałem radę
wyłapać całą wypowiedź: – Pojawcie się tu jeszcze raz, a obiecuję, że wywiozą
was w trumnach. – Jego ciche słowa odniosły zamierzony efekt: wszyscy trzej
zesztywnieli i zbledli, a ich wargi poczęły drżeć. – Nikt, kto krzywdzi moje
dzieci, nie ma prawa oddychać tym samym powietrzem co one – dodał, ukłonił się
generałowi, rozpływając się w uśmiechach, i opuścił pomieszczenie. Jego kroki
niosły się echem, a gdy ucichły, wszyscy obecni w sali w dalszym ciągu siedzieli bez ruchu.
Ciszę przerwał Sanuki, który podniósł się z krzesła i uniósł kąciki ust.
—
Sprawę uważam za zakończoną – rzekł. – Panie Dragneel – spojrzał na mnie –
panienko Heartfilia – przeniósł wzrok na Lucy – mogą państwo wrócić do domu,
nie ponosząc żadnych konsekwencji. – Gdy Jude chciał zaprotestować, spojrzał na
niego zimno i kontynuował: – W świetle dowodów, które udało nam się zgromadzić,
wnioskuję, że wina za całe zdarzenie leży po stronie pana Quasimodo Tatsuyi i
jego obarczam całkowitą odpowiedzialnością – mówił, patrząc na Rudego. – Gdyby nie
pańska jawna prowokacja, niedawne zdarzenia i pański uszczerbek na zdrowiu nie
miałyby prawa bytu. Zgodzi się pan ze mną, prawda? – zapytany, skinął jedynie
głową, co wywołało uśmiech na twarzy generała, który kontynuował: – Po
wyleczeniu w miejscowym szpitalu, wróci
pan do Kastylii i nigdy więcej się tutaj nie pojawi. Pan, jak i pana ojciec
oraz pan Heartfilia, macie dożywotni zakaz zbliżania się do pana Dragneela i
panienki Heartfilii. W przypadku
złamania tego zakazu, zostaną panowie doprowadzeni do aresztu i staną przed
sądem, który, o ile mi wiadomo w takich przypadkach,
nie będzie łaskawy. Panie Tatsuya – spojrzał na ojca Rudego – panie Heartfilia –
przeniósł wzrok na ojca Lucy – panowie niezwłocznie zostaną odprowadzeni na
peron i wrócą do Kastylii jeszcze dzisiejszego wieczora. Proszę wziąć sobie do serca
moje słowa i więcej nie przyjeżdżać do Magnolii.
—
Ale ja jestem biznesmenem! – wybuchł Jude. – Prowadzę interesy w wielu miastach
i nie mogę sobie pozwolić na tego typu głupi zakaz!
—
Panie Heartfilia! – generał podniósł głos. – To zakaz prawny, dlatego proszę okazać
odrobinę szacunku naszemu kodeksowi cywilno-prawnemu i nie obrażać mnie, jego egzekutora.
—
Przepraszam, ale… – zaczął Jude, jednakże nie było dane mu skończyć.
—
Jeśli pana planowane spotkanie z kontrahentem zostanie potwierdzone odpowiednim
drukiem, zaproszeniem, czy słowami tegoż osobnika, będzie pan mógł przebywać w
mieście, ale tylko tak długo, jak wymagać będą tego pańskie sprawy – rzeczowo powiedział
Sanuki. – Jednakże, by nie prowokować sytuacji podobnych do tej dzisiejszej, nalegam,
by znalazł pan pracownika, który w razie konieczności załatwi wszystkie
formalności za pana. Ułatwi to nie tylko panu, ale i nam, życie i funkcjonowanie
Magnolii.
Ojciec
Lucy przytaknął, po czym skłonił głowę i spojrzawszy ostatni raz na mnie i swoją
córkę, trwającą przy moim boku, ruszył w stronę otwartych drzwi, ramię w ramię
z Tatsuyą seniorem. Eskortowani byli przez ośmiu żołnierzy. Pozostałych
czterech, w tym Brodacz, odprowadzili Kwazia do szpitala, znajdującego się o
rzut beretem od jednostki wojskowej. W ten sposób zostaliśmy sami z generałem
Sanukim, który, gdy tylko za ostatnimi osobami zamknęły się drzwi, ciężko opadł
na krzesło, które wcześniej zajmował i ukrył twarz w dłoniach.
—
Rany! – mruknął. – Jak ja nie cierpię takich zadufanych snobów! – słysząc to, uśmiechnąłem
się, by po chwili rechotać na całego. Kilka sekund później dołączyła do mnie Lucy, a gdy
atak wesołości nas opuścił, otarliśmy łzy płynące z oczu i spojrzeliśmy na generała, który
przyglądał nam się z zaskoczeniem.
Chwyciłem
prawą rękę ukochanej i ruszyłem w stronę stołu, za którym siedział Sanuki. Wyciągnąłem
ponad stołem dłoń, a on wstał powoli z krzesła i podał mi swoją. Nasz uścisk
był silny i pokazywał wzajemne zrozumienie.
—
Bardzo panu dziękuję, generale Sanuki, za pomoc – powiedziałem i uśmiechnąłem
się, a Lucy mi przytaknęła.
—
Panie Dragneel – zaczął brunet – proszę mi mówić po imieniu. Steven jestem! –
Ponownie uścisnęliśmy sobie dłonie.
— W takim razie ja jestem Natsu.
— A ja Lucy – odezwała się moja Gwiazdka i
podała mu dłoń, którą, pochylając się, ucałował.
—
Nie macie za co dziękować – rzekł i uśmiechnął się, ukazując dołeczki w policzkach. – O Boże! – wykrzyknął, czym
niemiłosiernie nas wystraszył. – Nie wierzę, że żywe legendy stoją przede mną i
ze mną rozmawiają! – mówił dalej z wielkim entuzjazmem i przypatrywał się to
mi, to znowu mojej ukochanej. – Natsu, Lucy, jestem waszym fanem, odkąd usłyszałem o
waszych wspólnych wyczynach! Dacie mi autografy? – zapytał, patrząc na nas
błyszczącymi oczyma, a jego policzki przyozdobiły się rumieńcami.
Nieco
zszokowani, skinęliśmy twierdząco głowami. Nie powiem, ale schlebiało mi to, że
generał armii magnolskiej, podziwia mnie do tego stopnia, że nagiął dla mnie
prawo. Byłem mu niesamowicie wręcz wdzięczny za uratowanie skóry, bo mi
osobiście było obojętne, czy zostanę obwołany zbrodniarzem, ale wiedziałem, że
ludzie to wredne stworzenia i będą wytykać moją ukochaną palcami, a tego bym
nie zniósł.
Po
wylewnym pożegnaniu, opuściliśmy wieżę. Słońce już całkiem zaszło, spowijając
miasto ciemnością, rozświetlaną przez wiszący nad naszymi głowami księżyc i
liczne latarnie uliczne, które mijaliśmy, idąc w milczeniu w stronę chatki.
Trzymaliśmy się za ręce, szliśmy ramię w ramię, a pomimo ciszy, która między
nami panowała, nie czuliśmy się niezręcznie. Pół godziny później, totalnie
wyczerpani, byliśmy już u siebie. Oczywiście od samego progu posypały się pytania
Happy’ego, odnośnie wydarzeń, o „których mówi
całą Magnolia”, dlatego diabli wzięli nasz odpoczynek, który wraz z kąpielą
zszedł na dalszy plan. Usiedliśmy przy stole w kuchni i ze szczegółami opowiedzieliśmy
całą historię Exceedowi, który co chwilę rozdziawiał pyszczek, albo zakrywał go
łapkami. Dopiero, gdy jego ciekawość została zaspokojona, poszliśmy z Lucy do
łazienki i wzięliśmy szybki prysznic, po którym rzuciliśmy się na łóżko, zasypiając
niemal od razu.
Cześć Dziobaski!
No i jak wrażenia? Chciałam, bardzo chciałam, wstawić ten fragment wcześniej, ale pisałam, pisałam i pisałam, a później jeszcze betowałam, dlatego ukazuje się dosyć późno. W każdym razie nie byłabym sobą, gdybym zakończyła wszystko pobiciem Rudzielca, dlatego musiałam podjąć specjalne kroki, by zrobiło się niebezpiecznie :). Mam nadzieję, że Wam się podobało, bo naprawdę się starałam. No i wierzę, że nie zrobiłam z Lucy sieroty stulecia, ale wiecie, chciałam, żeby była taka nieporadna. W końcu koszmar minionych miesięcy zmaterializował się przed nią, a człowiek w szoku wobec tragicznej przeszłości, która jest jak wycelowana w niego lufa pistoletu maszynowego, staje się marionetką. Notka ma 27 stron, gdyż urwałam fragment, który początkowo planowałam wstawić, ale co się odwlecze to nie uciecze :). Standardowo proszę o komentarze pod rozdziałem, co Was się podobało, a co nie, no i wytknijcie mi wszystkie błędy, bo wyjątkowo nie przyłożyłam się do betowania :D. A z okazji Walentynek życzę Wam dużo szczęścia w miłości, mnóstwa pocałunków i seksu z fajerwerkami :D. A! I dziękuję Wam bardzo za 10 tys. wyświetleń! Jestem przeszczęśliwa ;). Kurde, ten „Rudy” to zaczyna się jak mój nick i trochę mi z tego powodu głupio… Ale co tam! Do następnego, Robaszki moje!
No i jak wrażenia? Chciałam, bardzo chciałam, wstawić ten fragment wcześniej, ale pisałam, pisałam i pisałam, a później jeszcze betowałam, dlatego ukazuje się dosyć późno. W każdym razie nie byłabym sobą, gdybym zakończyła wszystko pobiciem Rudzielca, dlatego musiałam podjąć specjalne kroki, by zrobiło się niebezpiecznie :). Mam nadzieję, że Wam się podobało, bo naprawdę się starałam. No i wierzę, że nie zrobiłam z Lucy sieroty stulecia, ale wiecie, chciałam, żeby była taka nieporadna. W końcu koszmar minionych miesięcy zmaterializował się przed nią, a człowiek w szoku wobec tragicznej przeszłości, która jest jak wycelowana w niego lufa pistoletu maszynowego, staje się marionetką. Notka ma 27 stron, gdyż urwałam fragment, który początkowo planowałam wstawić, ale co się odwlecze to nie uciecze :). Standardowo proszę o komentarze pod rozdziałem, co Was się podobało, a co nie, no i wytknijcie mi wszystkie błędy, bo wyjątkowo nie przyłożyłam się do betowania :D. A z okazji Walentynek życzę Wam dużo szczęścia w miłości, mnóstwa pocałunków i seksu z fajerwerkami :D. A! I dziękuję Wam bardzo za 10 tys. wyświetleń! Jestem przeszczęśliwa ;). Kurde, ten „Rudy” to zaczyna się jak mój nick i trochę mi z tego powodu głupio… Ale co tam! Do następnego, Robaszki moje!
Wasza R.
KOBIETO!!!!!Cud, miód part. Jak to czytałem to byłem bardzo nim uradowany, a od momentu pojawienia się "bezsilnej Trójki" ciągle miałem w myślach tylko jeden tekst(Uwaga bluzgi!!!):" I co skurwysyny?Należało się!!!" Powiem jedno: R.E.W.E.L.A.C.J.A!!!!! Pozdro, dużo weny, bezpieczeństwa oraz wesołych walentynek(które się już kończą notabene), a życzenia składa PhantomPL z małymi elfkami ubranymi w skrzydełka kupidyna i jego łuk wraz z kołczanami po 20 strzał( będą hedy). Pozdro.
OdpowiedzUsuńCześć, Mój Drogi Phantomie!
UsuńNawet nie wiesz jak bardzo podniosłeś mnie na duchu. A myślałam, że jednak słabo wyszło, bo wsio pisałam dzisiaj i sądziłam, że nie jest jakoś wybitnie dobre, jednakże Twoja entuzjastyczna reakcja rozwiała wszystkie moje wątpliwości :). Dziękuję Ci bardzo! Niezmiernie cieszę się, że Ci się podobało, a bluzgi wybaczam, bo miałam podobne myślenie na temat BT :D. Hura! Udało się! Osiągnęłam zamierzony efekt :). I dziękuję Ci bardzo za pozdrowienia, wenę (już wędruje do szuflady, żeby nie zwiała), bezpieczeństwo (swoją drogą bardzo potrzebne w dzisiejszych czasach :), wesołe Walentynki i przemiły komentarz :). Tobie również życzę udanego Dnia Zakochanych i aby Twoje elfy przykładały się do pracy, bo w końcu jeszcze niecałe dwie godziny im zostały :).
Ściskam mocno, pozdrawiam cieplutko i przesyłam Ci serduszko ♥♥♥♥♥♥!
Twoja R ♥.
Hej Kotenieńku!
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, ale o 9 to ja się do kościoła szykowałam,a wczoraj taka zmęczona byłam, że nie miałam siły pisać, dlatego po powrocie ze świątyni zasiadłam do pisania i długo mi zeszło, oj długo! Ale warto było, sądząc po Waszych reakcjach :). Niezmiernie się cieszę, że się podobało i muszę samą siebie pochwalić za Stevena - od teraz jest to mój mąż numer jeden i nie wykluczam dodania go w głównym opku :D. Ach, jaki on kochany ♥! Ale wracając do Twojego komentarza, sama nie wiem, co zrobić z ojcem Lucy... Ciężko się zastanawiam, czy dać mu jeszcze możliwość udziału w tym szocie, czy zwyczajnie ukatrupić dziada? Jeszcze pomyślę :D. Wielkie dzięki za wenkę! Na pewno się przyda, dlatego wędruje do „Szuflady na wenę”. No i dziękczynienie za komentarz :D.
Ściskam cieplutko, Słonko ;*!
Twoja R ♥.
Jak zawsze pieknie na pisane jastem tylko tyle napisac w tym stanie zlapala mnie choroba i to w dodatku w urodziny szkoda ze nie mozna jakos ciasta bo rozdawac chetnym pozdrawiam i duzo weny i zdrowia haruka
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za blady
UsuńKochana Haruko!
UsuńBardzo Ci dziękuję za przemiły komentarz i za to, że w ogóle chciało Ci się napisać cokolwiek, chociaż złapało Cię choróbsko. Z tego miejsca życzę Ci dużo zdrowia, bo jest najważniejsze, a skoro masz urodziny, wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń, 1oo lat życia, szczęścia na co dzień, a reszta sama przyjdzie ;). A błędami się nie przejmuj ;*.
Pozdrawiam cieplutko Ciebie i całą rodzinkę! Świętujcie w najlepsze :).
Wasza R ♥.
Ps. Innym notka chyba się nie widziała, bo niby mnóstwo odsłon, a skomentowałaś Ty, Lucy i Phantom. No ale w końcu dopiero początek tygodnia, nie ma się co dziwić :D. Poniedziałki są ciężkie ;).
Kolejna część one-shota, która jest genialna... jak ty to robisz?
OdpowiedzUsuńNie wiesz jak się cieszę że uwzględnilas moja cichą nadzieję że Natsu spotka tego rudego gnoja i mu dokopie... nie wiesz nawet jak się ucieszyłem.
Cieszy mnie również fakt, że Natsu i Lucy wyszli z tego bez problemów... przyznam że gdy szli na przesłuchanie, obawiałem się że Natsu wyląduje w areszcie.
Miło mnie zaskoczyło pojawienie się Dziadziusia który zrobił wszystko by pomuc swoim dzieciom.
Mam nadzieję że te beznadziejne trio już nie pojawi się w mieście.
Dużo jeszcze tego było, ale chyba wystarczy że powiem że czytało się świetnie i że genialnie ci idzie pisanie.
Od razu nie mogę doczekać się kontynuacji hehe
Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next
Samo jakoś tak wychodzi,
Usuńgdyż wena nigdy nie zawodzi!
A pomysły są ze mną cały czas
i, dzięki Bogu, nie uciekają w las!
A tak na poważnie, naprawdę nie wiem, jak ja to robię, serio. Po prostu wiem, co chcę napisać, dlatego zasiadam do kompa, uruchamiam Worda i piszę słowa, które tworzą zdania, spływając z mojej głowy do palców. Tak oto powstały wszystkie notki, które udostępniłam :).
Heh, no wiesz, to, żeby napisać o spotkaniu tej dwójki, to był naprawdę fajny pomysł, ale chciałam go wprowadzić jako retrospekcję, jednakże przyznam szczerze, łatwiej było to zrobić teraz. A skoro chciałeś o tym przeczytać, było mi tym milej opisać to wydarzenie ;). I bardzo się cieszę, że notka Ci się podobała ;).
Kya!!!! Jak mi miło! Tyle pochlebnych słów wpędzi mnie w samozachwyt, a to niezdrowo! Dziękuję Ci :). Cieszę się, że Twoim zdaniem pisanie idzie mi całkiem dobrze :D. W każdym razie bardzo się staram, bo udostępnianie byle czego nie ma sensu. Dziękuję za wenę (chowam ją do szuflady. coby nie uciekła) i pozdrowienia, które płyną też w Twoją stronę :). Co do ciągu dalszego, najprędzej uda mi się wyskrobać coś w marcu. Teraz powinnam przysiąść do rozdziałów, bo wymagają betowania i pisania, żebym miała co udostępnić w kwietniu i kolejnych miesiącach.
Ściskam mocno!
Twoja R ♥.
Jak ja bym chciała aby ktoś tak bronił mojego honoru.. Ale zaraz, byłam już w podobnej sytuacji! Moi kochani koledzy bronili mnie przed jednym z moich ex-facetów, to było słodkie. Miło jest wiedzieć, że komuś zależy na tobie.
OdpowiedzUsuńOjciec Lucy.., no błagam!! "Ale ja jestem biznesmenem!" HHAHAHAHA... DOBRZE CI TAK, STARY PRYKU!!! Musiałam to napisać (nie znoszę tej postaci). Żaden rodzić nie ma prawa obrażać swojego dziecka, jemu też należy się szacunek. Obyś sczezł, cholerny staruchu ty.. Gdybym mogła, sprałabym go jak słoń obrus. No jak Boga kocham..! Oooch, muszę chyba troszeńkę ochłonąć.. Dobra, już. Jestem wyczulona na takie sytuacje.
Wracając do rozdziału, Natsu z Lucy trzymający się za ręce. To takie piękne..! Jestem jak najbardziej "ZA" za tym paringiem. Doskonale się uzupełniają, są jak dwie połówki jednej całości. Jak już obejrzę całe anime to może wezmę się za nowe opo właśnie o Fairy Tail. Już nawet wymyśliłam postać!!
Bardzo lubię czytać Twoje rozdziały, droga R. Mają dobre tempo. Akcja rozwija się bardzo naturalnie, aż miło się czyta. Ja na swoim blogu jeszcze się tego uczę.
Co do Walentynek. Dziękuję za życzenia. Mam nadzieję, że i do Ciebie zawitał Amor. Kuźwa, jutro mam egzamin, nic nie umiem a siedzę w necie i blogi czytam.! Cała ja. Życzę weny, kochana. Przesyłam jej caaałe tuziny. Całuję :*
Kochana Kimiko!
UsuńNawet nie wiesz, jak mi miło, że przeczytałaś i skomentowałaś powyższą notkę! Normalnie aż skrzydeł dostałam! Jestem właśnie w trakcie betowania kolejnego epizodu, ale cała para zeszła ze mnie, gdy zobaczyłam, że tak niewiele osób zostawiło ślad bytności pod tym partem. Smuteczek, ale cóż! Życie ;D. Dlatego też dziękuję Ci podwójnie, Ty Mój Księżycu ;*!
A wracając do Twojego komentarza, bardzo się cieszę, że Ci się podobało i że powyższy fragment wzbudził w Tobie takie emocje. Wow! Naprawdę mnie zaskoczyłaś :). Nie sądziłam, że Czytający, aż tak źle będą życzyć Bezsilnej Trójce :D. Widać, nie tylko ja miałam względem nich takie odczucia :D. I bardzo się cieszę, że znalazł się w Twoim otoczeniu ktoś, gotowy bronić Cię za wszelką cenę. To takie milusie! Brawo, Panowie :D.
Oj, naprawdę? W takim razie osiągnęłam efekt, który pragnęłam. Sama osobiście nie lubię, gdy akcja leci na łeb na szyję, bo później ciężko mi się odnaleźć, a chaos w tego typu historiach nie jest wskazany :). I powiem Ci, że bardzo się cieszę, iż planujesz opko o FT. Wow! To na pewno będzie coś :). W każdym razie czekam na informację, gdy nadejdzie ta wiekopomna chwila :). Mam nadzieję, że się pochwalisz :D.
Hahahah! Miałam to samo! Raz takiego lenia złapałam na naukę przed egzaminem, że ciągle słuchałam muzyki, albo oglądałam kabarety, i jak poprzednie kolosy z tego przedmiotu zaliczałam na piątki, tak tego jednego ledwo, ledwo na 3 napisałam :D. Ale ważne, że miałam to za sobą i nie musiałam poprawiać. A z egzaminu końcowego dostałam 4.5, także byłam bardzo zadowolona. Tobie, Kotek, życzę powodzenia i by chęci powróciły. W każdym razie będę trzymać mocno kciuki! O której i z czego piszesz? Ja w soboty miałam co prawda jedynie kolokwia zaliczeniowe, ale doskonale wiem, co znaczy iść na uczelnię w weekend. Katorga!
Serdecznie dziękuję za wenę, która już wędruje do odpowiedniej szufladki :). Ściskam i przesyłam mnóstwo buziaków: https://media.giphy.com/media/uje3EHr2apFHq/giphy.gif.
Twoja Bardzo Rozradowana R! ♥
Kochana, nawet nie pytaj.. zaliczam jutro historię literatury niemieckiej. Natomiast w niedzielę mam ostatnie zaliczenie, a mianowicie z historii Niemiec i o dziwo jestem na nie przygotowana, braaawo ja..!
OdpowiedzUsuńJak już uporam się z odcinkami Fakty Tail, będziesz pierwszą osobą, którą powiadomię o moim nowym opo. Jak jutro to zdam, to będzie istny cud. Uczyłam się już wcześniej ale wiesz jak to jest..., fajnie by było dostać piątkę :P
O matko! Brzmi naprawdę trudno, że tak to ujmę. Ale wierzę, ze dasz radę! A jak na niedzielę umiesz to pewnie na luzie pójdziesz, co nie? A tak w ogóle bardzo Ci dziękuję za życzenia odnośnie Walentynek. U mnie, niestety, Amorek nie zawitał, ale przecież w przyszłym roku też będzie Święto Zakochanych. A jak Ty je spędziłaś? Ściskam i powodzenia życzę! A widz, że cuda się zdarzają :).
UsuńTwoja R ;*.
Matko boska, ja to chyba nadal śpię, bo zamiast w szota, weszłam w Epizod V, scrollowałam... i patrzę – kursywa w tekście? Myślę "może pominęłam to?" (bo czytałam wczoraj, tylko mózg mi już nie pozwalał na skomentowanie xD), zaczynam tak czytać... "coś mi tu nie pasuje". Przewijam do góry i "Epizod V" :')
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do oceny szocika... R, jak Ty to robisz, że nigdy nie ma się do czego przyczepić?! Zawsze, gdy czytam takie, hm, poważne sceny (bo scena wpierdolu Rudemu była jak najbardziej poważna), strasznie się stresuję i wkurzam, a tutaj tak jakoś lekko mi szło. Cały czas mimo wszystko taką sielską atmosferę czuję.
A propos bójki... FIGHT, NATSU, FIGHT! Rudzielcowi się należało już w drugiej części xDDDD
"— Tknij ją, a urwę ci jaja i wsadzę je do gardła przez fiuta." – tekst-miazga. Po prostu miazga (Judzie by się na pewno spodobał taki zabieg).
Świetnie odzwierciedliłaś też zachowanie Makarova (zresztą nie tylko jego). Jest dokładnie taki jak w anime i mandze, co idzie na ogromny plus, gdyż momentami ciężko jest wgryźć się w fairytailowskie charaktery :)
Bardzo, bardzo mi się podobało i z niecierpliwością czekam na kolejny part.
Pozdrawiam i ściskam, kochana!
Hahaha! Kochana moja! Jest sobota! O tej porze miałaś jak najbardziej prawo jeszcze spać, dlatego nie przejmuj się, bo nie masz czym :). Ważne, że trafiłaś w odpowiednie miejsce, bo inaczej byłaby tragedia. Czy coś koło niej :). A wracając do Twojego komentarza, nie mam pojęcia. Naprawdę! W moim odczuciu można by przyczepić się do wielu, wielu rzeczy, ale skoro Ty nic takiego nie widzisz, to cśśś! Uznaję, że tak jest :D. Hahahaha! I zgadzam się z Tobą w tryliardzie procent! Rudy zasłużył na obicie pyska już za samo to, że w ogóle pojawił się w opowiadaniu i miał być mężem Lucynki. Oj, tego to nie umiem wybaczyć. Naprawdę! Chociaż w sumie to ja go stworzyłam i wcisnęłam do tej historii... No ale gdyby nie on, nie byłoby dramatu, Lucynka nie uciekłaby z domu, nie poznałaby Nastu, etc. etc. Czyli jednak jakiś tam wkład w stworzenie NaLu miał ten Kaprawy Rudy :D. „Ty jesteś rudy-y, na pewno rudy-y, szalony ruuuuudy, dobrze to wiem...”
UsuńHahaha! Powiem Ci, że tekst, który wyróżniłaś, mi też podobał się najbardziej z całego opowiadania. Chciałabym kiedyś coś takiego usłyszeć i zobaczyć w anime :D. Ale Mashima-sensei jest na to zbyt kulturalny. On nas tylko raczy częstokroć niepotrzebnym ecchi :D. Ale my, jego fajni, jakoś to przeżyjemy.
Naprawdę? Oj, to dobrze. Bardzo się cieszę, że Dziadunio był taki, jak w anime :D. Jupi! Udało mi się nie zmaścić tego :D. I bardzo mi miło, że notka Ci się podobała. Wiedz, że naprawdę się starałam, żeby całość miała ręce i nogi, dlatego spędziłam przed kompem jakieś osiem godzin, a pod koniec pisania to już ledwo kontaktowałam. Ale nic to! Dziękuję za pozdrowienia i uściski, które wędrują także w Twoją stronę!
Całuję :***!
Twoja R ♥.
Dobra zaczne tak chyba juz wszystko zostało na pisane wiec tylko na pisze źe przeczytałem i ślad zostawiam po sobie. Chyba jestem zlym mechanikiem albo nie bąde sie brała za naprawy tabletu bo naprawilem gniazdko ale reszte po psulem dotyk w tablecie ze tylko w polowie działa i nie tylko to bo kilka stron nie odpowuada na zedanie i co chywile sie zamykaja i nawet kometarza nie mozna napisac ale miesza o to jakos sie udalo pozdrawiam dobry duszek co pisze od zony
OdpowiedzUsuńWitaj, Dobry Duszku!
UsuńBardzo dziękuję, ze pomimo problemów z tabletem, napisałeś komentarz :D. Cieszę się niezmiernie, że przeczytałeś powyższą notkę, no i że, jak zawsze, zostawiłeś po sobie znak :). Dziękuję serdecznie! Mam nadzieję, że tablet zacznie niedługo działać i wsio będzie dobrze ;). Życzę Tobie i całej Twojej Rodzinie dobrej nocki i przyjemnego poniedziałku, chociaż mało kto lubi początek tygodnia...
Pozdrawiam cieplutko,
Twoja R ♥.
Witaj
OdpowiedzUsuńTym razem badzie krótko tylko tyle że mi się podobało .
Odp skady się te nutki ona są pisane z tablata co na gmielowej poczcie nie moge pisac w wiatomosciach nie których liter a tu moge chociasz i tak zjadem albo przestawiam a nutka wychodzi mi jak przyczymam dlużej kropke to się pojawia to nutka ito cala tajemnica juz się martwie ze jak wruce do klawiatury to nutki nie bedzie . pozdrawiam ♪♪♪♪♪♪♪♪♪
Dziękuję :*. Bardzo dziękuję!
UsuńA widzisz! Ja takich cudeniek nie mam, ale i tak wolę swojego laptopa :). Jestem bardzo do niego przyzwyczajona, a jak mam używać innego kompa, to szlag mnie trafia! Serio! A jak będę chciała użyć nutek, po prostu sobie je od Ciebie skopiuję ;). Chyba nie będziesz miała nic przeciwko?
Ściskam mocno,
Twoja R ♥.
Pewnie że możesz nawet nie musisz sie pytać o ♪. Uwiez ze wiem sama jestem zla ale musze jakoś to wytrzymać i kożystać z tego nie dobrzego tablata na szczeście nie pisze tak duze imeli wiec mam spokuj inie musze a najwazniesze osoby i tak wiedza jek sie zemne skontaktowac wiec jest dobrze znikam sprawdzić poczte i na razie zajne się ogrudkiem pozdrawiem duzo weny i czasu na wszystko i miłego wikedu ♪♪♪♪♪♪♪♪♪♪
OdpowiedzUsuńPs. Zanosi się ze bede miala duzo dyni wyszystkie nasionka wkielkowały i dzisiaj przesadzalam do wiekszech doniczek a nie dlugo na dzielke ide . chyba nie debe sie nudzila czakajac na kolejny rozdział jeszcze raz pozdrawiam i znikam nie zajnuje bloga juz czym innym ♪
A dziękuję Ci bardzo! I miłej pracy w ogrodzie, chociaż pora późna :D. Ja na maile dopiero dzisiaj będę odpisywać, dlatego spodziewaj się jednego ode mnie :). I dziękuję za wszystko, Kochana ;*! Wsio mi się przyda ;).
UsuńTwoja R ♥.
Ps. No to tylko się cieszyć, że tak ładnie kiełkują :). Ja właśnie zasiadłam do pisania i mam nadzieję, że poświęcę mu jakieś 4-6 godzin, o ile nikt mi nie przeszkodzi. Ściskam i pozdrawiam!
Roszpunciu!!!
OdpowiedzUsuńTen zajebisty tekst o jajach byl idealny! Trafiony w sytuacje! Nawet Haruka by sie nie powstydzila takiego komentarza w strone tych ktorzy chcieliby skrzywdzic jej kociatko!! Usmialam sie do lez! Az mi rzesy skleilas!!! Hihi ale spokojnie, A. wszystko ma pod kontrola!!!
I co?? Nie spodziewalas sie ze tu zajrze i skomentuje? Tak jak wtedy nie dowierzalas gdy pofatygowalam sie by znalezc Twoje imie!! Szalona!! Pozdrawiam!!
P.S. Lubie Lucy. Wydaje sie byc sympatyczna bohaterka.. Hihi :-) Twoja A.
A. Kociątko Ty moje!
UsuńNawet nie wiesz, jak mi miło, że przeczytałaś i skomentowałaś. Jeśli chodzi o wspomniany wcześniej fragment, haha, sama kocham go ponad wszystko :D. Tak jakoś przyszło mi do głowy, żeby Natsu pokazał swoją zaborczość i złość. Myślę, że wyszło całkiem spoko :D.
Hahaha! Biedne Twoje rzęsy! Broń Boże, nie planowałam tego! I wiem, że Harusia w tej sytuacji powiedziałaby coś podobnego, dlatego tak bardzo ją uwielbiam i tak cieszy mnie, że jestem przez Ciebie do niej porównywana :). I przyznaję szczerze, że jesteś szalona, a do tego pełna chęci, sił i pozytywnej energii :).
Co do Lusi, też ją lubię. Od początku przypadła mi gustu, jako jedyna rozsądna w drużynie Natsu :D. A dalsza część tego szocika jest pisana w tempie ślimaczym... Jednak kiedyś powstanie, to więcej niż pewne :D. No i wsio ode mnie.
Ściskam!
Twoja R ♥.
Slimacze, zolwie.. Przelkne i to!:-) szalona! A co Ty na Boga robilas o wpol do 1 nad ranem na blogu??? Spac kuźwa a nie!! Ja zanim zasne to oblece wieczorem wszystkie blogi i skomentuje jesli mnie nie bylo..XD Spoko, mam dlugie rzesy i nic im nie dolega! Tak, jestes normalnie jak Haruka.. Nawet gdy pisze do Ciebie komentarz to oczami wyobrazni widze Haruke. No nie wiem, tak juz sie przyjelo! Natsu tez jest ok.. Nie wiem dlaczego ale i tak przypomina mi Seiyie, Lucy Use.. Tyle tych postaci.. ;-) szalona szalona.. Kot zasnal mi na lozku :-) normalnie taki slodki.. Sam cukier!! ;-) pozdrawiam kochana, najdrozsza!!
OdpowiedzUsuńBuziaczki od A.
Co robiłam? No nie spałam ;D.
UsuńHahha! W takim razie zostaje mi tylko się cieszyć :D. Zresztą, ja lubię ćwiczyć cierpliwość Czytelników, stąd te opóźnienia. A tak w ogóle to jeszcze miałam poprzednio dodać – odnośnie tej zdrady – że jako singielka, gram na wielu frontach :D. Cała ja!
Hahaha! No serio! Aż nie wierzę, że jestem taka podobna do Haruki. Normalnie mile łechta to moje ego :D. Co do postaci, hmm, no w tym szociku mogę się zgodzić, że Natsu i Lucy są podobni do Seiyi i Usy, jednak ich prawdziwe charaktery mocno odbiegają od tych przedstawionych powyżej. Powiedziałabym, że Heartfilia to żeński Kou, a Dragneel - męska Tsukino :D. I oto cała tajemnica :D.
Ej, ej! Zrób zdjęcie kotu. Chętnie popatrzę na niego, żeby dostać próchnicy :D.
Ściskam!
Twoja R ♥.
Jutro moge Ci przeslac fotos :-) ale gdzie? Bo nie wiem czy sie tutaj da.. ;-) oj Roszpunciu by Haru mowie Ci.. Zdradzasz mnie i to w dodatku na tyle frontow.. Normalnie separejszyn bedzie!! :-D zajrzyj u mnie bo odpisalam na Twoj komentarz.. :-) hihi
OdpowiedzUsuńTwoja wiecznie zwariowana A.
P.S. Pozwol ze tak glupio zapytam.. - ile wiosen a raczej zim liczysz Haruka- chan?