Jako że na kolejny rozdział
przyjdzie czas za dwa tygodnie, chcę umilić Wam oczekiwanie, dlatego dodam
twór, który napisałam na konkurs. Było to dawno, dawno temu, ale mam nadzieję,
że się spodoba. W każdym razie dziękuję z tego miejsca Oli Ri, która go zorganizowała, dając
mi tym samym okazję do wykazania się i sprawdzenia swoich możliwości. Pewnie niektórzy
z Was mieli okazję czytać tą historię, ale na bank bez bonusa. Ola pisała mi,
że nie udało jej się dodać fragmentu, który znajduje się pod grafiką, ale sama
nie wiedziała co było powodem. No cóż, Blogger to wredota, która mi nie pozwala
dodać „Obserwatorów”, dlatego
doskonale ją rozumiem :). Miałam wrzucić wcześniej, ale cały weekend spędziłam w
biegu… No cóż, macie coś na początek długiego tygodnia :). A teraz, coby nie
przynudzać, zapraszam do czytania! A notkę dedykuję Lucy
Heartfilii :*.
Ps. Tekst poniższy wstawiam bez betowania,
Mam
talent à la Fairy
Tail
W królestwie Fiore mieści się wiele
gildii magicznych. Ta najbardziej znana, która zawdzięcza swą sławę wspaniałym,
silnym magom oraz zniszczeniom dokonywanym podczas wykonywania misji, znajduje
się w Magnolii. Zwą ją Fairy Tail. Nie mylić z „fairy tale” (dop. autorki). Chciałam
zaprosić Was w niezwykłą podróż do tego magicznego miejsca, gdyż postanowiłam
trochę namieszać w ich, i tak już zwariowanym, życiu. Dlatego mówię: kurtyna w
górę! Spektakl czas zacząć!
Piękna blondwłosa dziewczyna siedziała
przy jednym ze stołów, znajdujących się w środku olbrzymiej budowli, będącej
gildią magów magnolskich i zarazem ich domem. Ręce, zgięte w łokciach, położyła
płasko na blacie. Palce dłoni splotła i oparła na nich brodę. Wzdychnęła
ciężko.
— Lu–chan, co się dzieję? – Znad opasłego
tomiszcza, które czytała, spojrzała na nią uważnie niebieskowłosa Levy. Na
nosie miała, dla odmiany (☺), okulary.
— Ach, nudzę się!
— To może idź na misję –
zaproponował mól książkowy.
— Nie chce. Byłam niedawno.
— To może zrób domówkę i rozerwij
się – wyszła z kolejnym pomysłem McGarden.
— Żartujesz? – Lucy spiorunowała
ją wzrokiem, unosząc głowę. – Mowy nie ma! Ja chcę mieć, gdzie wrócić!
— Z tym muszę się zgodzić –
rzekła Levy, lekko się uśmiechając.
— Błagam! – prosiła blondynka,
unosząc twarz i spoglądając na sufit budynku. – Niech coś zacznie się dziać, bo
zwariuję! – Wyrzuciła ramiona w górę, jakby czekała na mannę z nieba.
Nagle drzwi gildii otworzyły się
z impetem, a w progu stanął ktoś, kogo magowie po raz pierwszy ujrzeli na oczy.
Wszyscy obecni zamilkli i oderwali się od swoich zajęć, przyglądając się
badawczo przybyszce. Słychać było przecinającą powietrze muchę.
— Cześć Fairy Tail! – odezwałam
się. – Jak się macie? – pytam i przyglądam im się z szerokim uśmiechem,
ukazując białe zęby. Magowie patrzą na mnie z konsternacją. – Co z wami? –
Zatrzymuję się w połowie drogi do baru, obok stołu, przy którym siedzą Lucy i
Levy. – U was taka cisza nie jest normalnym zjawiskiem. – Mówiąc to, uśmiecham
się jeszcze szerzej. Na nosie mam okulary w prostokątnych oprawkach o kolorze
ciemnoróżowy metalik. Ubrana jestem w czarną bluzkę z rękawami ¾ i
dekoltem w łódkę, ciemne, proste dżinsy oraz niebiesko–białe adidasy. Moje
włosy mają kolor czystego złota. Splecione są w dwa warkocze, sięgające biustu.
Mam asymetryczny przedziałek z prawej strony głowy. Pofalowaną grzywkę zaczesałam
na lewo, pozwalając jej zakryć oko. Moje gałki oczne mają szaro–niebieskie
tęczówki, a źrenice otaczają okręgi o kolorze złoto–zielonym. Oczy osadzone są
w kwadratowej twarzy o delikatnie zarysowanych kościach policzkowych. Nosek
jest mały i lekko zadarty, a pełne wargi mają łososiowy odcień. Mam 165 cm wzrostu, a rozmiar
stopy 39. Mam nadzieję, że bez trudu możecie sobie wyobrazić mą osobę.
— A ty, to kto? – pyta niebieski
kot, który podleciał do mnie i przysiadł na stole, przy którym się zatrzymałam.
— Ja? – Wskazuję na siebie palcem.
Zwierzątko kiwa twierdząco głową. – Jestem osobą, która zatrzęsie tą gildią w
posadach, a później to wszystko opiszę!
— Serio? Będę sławny? – pyta Dragneel,
który pojawił się nie wiadomo skąd.
— Natsu, ty i bez tego jesteś
znany. – Delikatny uśmiech pojawia się na moich ustach.
— Sława to mężczyzna! Opisz to
męsko! – Głos zabiera białowłosy osiłek.
— Oj, Elfman, a ty jedno i to
samo. – Uśmiecham się szerzej, ukazując dołeczki w policzkach.
— Bo jestem mężczyzną!
— I to stuprocentowym – przyznaję
mu rację.
— A jak!
— Przepraszam – słyszę za
plecami.
— Tak? – Spoglądam przez ramię.
Oczy rozszerzają mi się z entuzjastycznej radości. – O, Lucynka! Jak się masz?
— Eto… W porządku. Dziękuję. Ale
skąd mnie pani zna? – pyta z zaciekawieniem.
— Nie „paniujcie” mi tutaj, bo
nogi z czterech liter powyrywam! – Tak się zirytowałam, że moje policzki
przybrały kolor szkarłatu.
— To jak mamy się zwracać? – słyszę
pytanie z ust Levy.
— Hmmm… – Zastanawiam się. –
Wiem! – Unoszę palec wskazujący do góry, wpadając na pomysł pseudonimu. –
Filaretka! A co do twojego pytania, Lu – spoglądam na nią znad okularów – znam
was wszystkich i wiem o was totalnie wszystko! – Lucy wzdryga się, gdy widzi
złowieszczy błysk w moich oczach.
— A co konkretnie? – pyta.
— Hmmmm… Wszystko – odpowiadam z
szerokim uśmiechem.
— Aha. To się dowiedziałam… –
Wygląda na rozczarowaną.
— Fakt – stwierdzam, a kąciki
moich ust unoszą się wysoko. – A zmieniając temat, nudziłaś się.
— Skąd…? – Patrzy na mnie
zszokowana.
— To moje opowiadanie. – Mrugam porozumiewawczo do
niej. Z jej twarzy nie znika wyraz szoku. – Dobra! – Klaszczę w dłonie,
zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych w budynku. – Chcecie się
rozerwać? – pytam donośnym głosem.
— Tak! – krzyczą chórem.
— No i super! – Zacieram ręce z radości na czekające
nas wydarzenie. – No, to do roboty!
— Ale co mamy robić? – pyta Gray. Na jego ramieniu
uwieszona jest Juvia.
— Przesuńcie wszystkie stoły i ławki w stronę drzwi.
– Zaczynam dyrygować magami. Chłopcy sprężają się, żeby wykonać moje polecenie.
— A co tu się dzieje? – W pomieszczeniu pojawia się
gigant.
— Ohayo Trzeci! – krzyczę, by mnie usłyszał,
szczerze się i macham do niego z parteru.
— A ty, to kto? – pyta i w międzyczasie wraca do
swojej miniwersji.
— Filaretka – ściskam mocno jego malutką dłoń i
potrząsam nią tak energicznie, że dziadzio raz jest w powietrzu, a następnym –
zalicza podłoże. – Miło mi poznać.
— Mi…też – bełkoce, jak po kilku głębszych. – Miruś?
— Tak, Mistrzu? – pyta białowłosa dziewczyna słodkim
głosikiem.
— Zajmij się tą…Filajakąśtam.
— Hai! – Uśmiecha się do mnie. Odwdzięczam się tym
samym.
— Ohayo Mira! – Witam ją. – Będziesz w jury – mówię,
szczerząc się.
— A o co chodzi? – W jej oczach widzę niepohamowaną
ciekawość.
— Wytłumaczę ci za chwilę. Teraz część pierwsza:
przemeblowanie!
— Meblowanie, meblowanie! – powtarzają po mnie
dzieciaczki Bixa. Uśmiecham się do niego, na co on szczerzy się i wyrzuca na
wierzch język, jak to ma w zwyczaju.
Dwie godziny później wszystko wygląda tak, jak sobie
tego życzyłam. Scena jest przystrojona różnokolorowymi szarfami, które zwisają
ze sufitu. Przed nią ustawiony jest długi stół na wysokich nogach. Przy nim,
przodem do podwyższenia, stoją cztery krzesła barowe. Za nimi, w pięciu rzędach,
znajdują się ławki dla publiczności. Ogarniam wzrokiem nasze dzieło i odwracam
się do magów.
— Wspaniale! – Aż kipi ze mnie entuzjazm. – A teraz
najważniejsze. Etap drugi: wybór jury! Pozwólcie, że zajmę się tym osobiście.
Mistrzu, uczynisz mi ten zaszczyt i zajmiesz jedno z miejsc? – Zwracam się do
staruszka. Ten przymyka oczy i, z zamyślonym uśmiechem, kiwa twierdząco głową.
– Dziękuję! Miruś – zwracam się do starszej Strauss – zapraszam na miejsce obok
Mistrza.
— Bardzo chętnie! – W podskokach podchodzi do
krzesła i zajmuje je.
— Pierwsza! – Zwracam się w stronę schodów. – Wyłaź
zza tego filaru. Wiem, że tam jesteś! – Zapuszczam żurawia na piętro. Po chwili
moim oczom ukazuje się Mavis Vermilion. – Było się tak chować? – pytam i
uśmiecham się, widząc jej zarumienione policzki i delikatne kręcenie głową w
geście zaprzeczenia. Potulnie zajęła miejsce obok Miry. – No i super! A
ostatnim jurorem będę ja!
—
Jak to? – pyta Pierwsza.
—
Moje opowiadanie, moje grabki i moja piaskownica – odpowiadam wesoło. – To
teraz wybór uczestników. Proszę, dobierzcie się w pary. Mieszane. Potrzebujemy
ośmiu duetów.
—
A co będą musieli robić uczestnicy? – pyta Laki.
—
Zobaczycie – mówię z błyskiem w oku.
—
To ja rezygnuję – mówi, wyraźnie zestresowana moim spojrzeniem. – Wolę popatrzeć
na innych. – Odwraca się i kieruje w stronę ławek dla publiczności. Za jej
przykładem idą: Wendy, Bixlow z dzieciaczkami, Kinana, Max, Nab, Jet, Droy,
Cana, Gildarts, który wyjątkowo jest w gildii, Macao, Wakaba, Romeo, Reedus,
Vijeeter, Warren i cała reszta. Na placu boju zostają: Natsu, Lucy, Gray, Erza,
Juvia, Jellal (kie licho go sprowadziło, to pojęcia nie mam!), Alzak, Bisca, Happy,
Carla, Gajeel, Levy, Freed, Lisanna, Elfman i Evergreen. Laxus patrzy na to
wszystko sceptycznie z balkonu na piętrze. Wsparł łokieć na balustradzie, a
brodę – na wewnętrznej stronie dłoni. Na jego ustach gości kpiący uśmiech,
który nie robi na mnie wrażenia.
—
Dobra. To teraz powiem, o co chodzi. Będziemy się bawić w „Bitwę paringów”.
Teraz musicie…
Mój
wywód bezczelnie przerywa wielkie „BUM”! Coś mocno uderzyło o podłoże przed
wejściem do gildii. Oczy wszystkich obecnych w budynku zwróciły się w stronę
głównych drzwi. Czekamy chwilę w napięciu do czasu, aż wrota otwierają się z
hukiem i staje w nich niski, tłuściutki człowieczek z dużym nosem i burzą
rdzawych włosów. Jego biały garnitur jest cały brudny i w kilku miejscach
przedarty, ale błękitna róża, którą ma w butonierce, wygląda idealnie. Całą
jego postać otacza mnóstwo gwiazdek, a on sam robi za wielkiego narcyza, pomimo
przetrąconego nosa i krwawiącego czoła. Wymachuje zawzięcie rękoma, przy okazji
dziwnie gestykulując.
—
Przybyłem, men! Piękna perfuma, men! – Odzywa się głosem przerośniętego
mężczyzny. Wybaczcie, ale on sięga mi ledwo nad kolano, więc co mam napisać?
Gdybym go nie widziała, pomyślałabym, że jest całkiem przystojnym, wysokim
brunetem o ciemnych oczach i śniadej cerze. A tutaj, co bym otrzymała?
Kandydata do roli jednego z krasnoludków u Śnieżki. No błagam!
—
Ichiya, co ty tu robisz? – pytam niepomiernie zdziwiona.
—
No, jak to co, men? Skoro bitwa paringów, to ja i Erza, men! – Powtarza te
swoje dziwne, dzikie gesty. Jest jakiś nieokrzesany!
—
Żartujesz sobie ze mnie? – Wściekła, wymachuję nerwowo rękami. – Erza stworzy
parę z Jellalem!
—
Co?! – wykrzykuje pan „Men”, jak i sami zainteresowani, przez co dzwoni mi w
uszach. Potrzebuję chwili, by wrócić do siebie i móc kontynuować.
—
To, co słyszeliście! A teraz pozwólcie, że wrócę do przerwanej kwestii. Panie
„Men”, proszę zająć miejsce na widowni. – Ichiya chce zaprotestować, ale,
zmiażdżony moim stalowym spojrzeniem, kapituluje i, pociągając nosem, potulnie
siada na jednej z ławek, mamrocząc pod nosem coś o perfumach. – Dobra. Tak, jak
mówiłam, zabawa nazywa się „Bitwa paringów”.
—
Bitwa paringów? – Lucy spogląda na mnie zdziwiona. Słysząc wahanie w jej
głosie, postanawiam wytłumaczyć.
—
Temat wymyśliła OlaRi. Do niej proszę kierować pisemne zażalenia i skargi.
Przyjmuje w dni powszednie od 8 do 16. Prawda, Olu? – Biorę wdech i zaczynam
ponownie. – Tak jak mówiłam, zabawa to „Bitwa paringów”.
—
Ale przecież my… – zaczyna Heartfilia, przerywając mi bezczelnie.
—
Lucy! – Natsu przerzuca jej rękę przez ramiona i szczerzy się. – Jesteśmy
nakama, co nie? I nie ma takiej rzeczy, której razem nie damy rady zrobić!
—
Tak, ale… – zaczyna blondynka.
—
Żadnego „ale”! – wydzieram się. Uczestnicy stają na baczność. – Macie 10 sekund,
by dobrać się dwójkami. 1…2… – Zamykam oczy i rozpoczynam odliczanie. Po
minięciu wyznaczonego czasu, unoszę powieki i widzę idealnie podzielonych magów.
– A teraz marsz za kulisy! Ale to już!
—
Aye, Sir! – Wszyscy, łącznie z Erzą, są przerażeni i bez szemrania ruszają za
kurtynę. Uśmiecham się do siebie i zajmuję czwarte krzesło. Zacieram ręce z
radości i ekscytacji.
—
Imprezę czas zacząć! – wykrzykuję, wyrzucając w górę ramiona. Poprawiam się na
krześle i opieram brodę na splecionych palcach dłoni. Reszta jury spogląda na
mnie z uniesionymi brwiami. – Fakt, nie wiecie, czym się to je. Zacznijmy od
początku. Będę prosiła po kolei nasze pary na scenę i dawała im zadania do
wykonania. A jeśli nic dla nich nie wymyślę, sami muszą się wykazać. Czy to
jasne? – pytam. Reszta Wielkiej Czwórcy kiwa twierdząco. – Świetnie! Proszę
pierwszą parę, Erzę i Jellal’a.
—
Co? Ja…ja…ja… – Jąkając się na zmianę, pojawiają się na scenie, cali
zesztywniali. Stają dobre cztery metry
od siebie ze spuszczonymi głowami.
—
Dobra. Dla was akurat mam zadanie. Jellal. – Chłopak spogląda na mnie. – Wyznasz
miłość Erzie.
—
Co? – Aż się zapowietrzył.
—
Nie mówi się „co”, tylko „słucham”, albo „tak jest”. Proszę, zaczynaj. Masz 5
minut, a później grozi wam dyskwalifikacja.
—
Jellal – zwraca się do niego Erza. – Im prędzej powiesz, tym szybciej będzie
koniec.
—
Zrób to męsko! – Zza kurtyny dobiega głos Elfmana, a później coś, co przypomina
uderzenie muchy packą. Pewnie sprawa Ever i jej wachlarza.
—
Erzo – głos zabiera Jellal. Dłonie ma zaciśnięte w pięści, głowę opuszczoną.
—
Tak?
—
Bo ja…ja… – zaczyna i nie kończy. Z nosa ciurkiem płynie mu krew. Pada zemdlony
na podłogę sceny. Erza, westchnąwszy ciężko, bierze nieprzytomnego chłopaka na
plecy i, z wyrazem rezygnacji i rozczarowania na twarzy, schodzi z proscenium.
—
Yare, yare! A myślałam, że w końcu się przyzna – komentuje Mira.
—
Spokojnie, Miruś – mówię. – Będzie jeszcze okazja.
—
Gray–sama! Teraz my! – Nim zdążyłam zareagować, na scenę wtargnęła Juvia,
ciągnąc za sobą Graya. – Gray–sama! Juvia cię kocha! – Tuli się do jego
ramienia. Jej źrenice przybierają kształt serca i jego krwisty kolor.
—
Ta… Jasne – wychodzi z ust Maga Lodu. – Dość tych głupot. Nie lep się do mnie!
—
A Gray jak zawsze zimny i opanowany. – Załamuje ręce jurorka Strauss,
odprowadzając ich wzrokiem.
—
Te, mała! – Totalne wariactwo! Na scenie zjawia się, niezaproszony jeszcze
przeze mnie, Gajeel. Obok jego nogi stoi uroczy Lily, a zza kotary wychodzi
Levy.
—
Nie nazywaj mnie tak, Gajeel! – wrzeszczy McGarden i mierzy wściekłym wzrokiem
Redfoxa.
—
Dobra, mała. Gihi.
—
Gajeel! – Z nerwów zrobiła się purpurowa.
—
Nie piekl się tak, mała! Idziesz ze mną i moim kotem na misję? – Levy zapowietrzyła
się, jakby chciała mu znowu zwrócić uwagę, ale żadne słowa nie opuszczają jej ust.
– Czyżby pani mądralińskiej zabrakło języka w gębie? – Przerzuca sobie
zszokowaną Levy przez ramię i idzie w kierunku schodów, by opuścić scenę. McGarden
przytomnieje i uderza piąstkami w plecy Redfoxa, chcąc, by ją postawił na
podłodze. – Chodź, Lily. Gihi.
—
Po Gajeelu można było się tego spodziewać. – Dziadzio załamuje ręce, patrząc na
to, co wyrabia Żelazny Smoczy Zabójca.
—
Głowa do góry, Trzeci! A może Szósty? – Widać, humor dopisuje Mavis, gdyż z jej
ust nie schodzi uśmiech. Dodatkowo jej oczy zdobią połyskujące złociście
gwiazdki. Trzeci, albo i Szósty, nachmurzył się słysząc swój tytuł.
—
Sorry memory, ale taka prawda. – Rozkładam bezradnie dłonie. – Trzeci to ty już
dawno nie jesteś. – Mavis jest ucieszona i przybija ze mną piątkę. Ósmy, nie,
Szósty popada w depresję, z której stara się go wyprowadzić Mira. Efekt jest
mierny. Ale, ale, obserwujmy podwyższenie, bo może być ciekawie.
Na
scenie pojawiają się państwo Connell.
—
Alzack, pamiętasz jak ci się oświadczyłam? – Zaczyna Bisca, tuląc się do niego.
—
Mogłaś pominąć ten fakt. – Pan Connell spąsowiał po cebulki włosów.
—
Żartujesz? – zirytowała się dziewczyna. – Bez zaręczyn, nie ma ślubu!
—
Racja! To teraz pokażemy owoc naszej miłości! – Na scenę wchodzi Asuka.
—
Cześć dziadziusiu! – Wita się z Mistrzem. – I tobie babciu – zwraca się do
Mavis. Ta patrzy na dziewczynkę spode łba.
—
Hahahahaha! – Głośnym śmiechem wybucha Makarov. Depresja go opuściła i poszła
na drinka, bo Mistrz pogłębił jej własną depresyjność. Chwała Bogu!
—
I co się śmiejesz, Trzecio–Szósto–Ósmy? (Teraz to dała do pieca). – pyta go,
zła jak osa, Vermilion.
—
Pierwsza awansowała na babcię! Nie wytrzymam! – Jego zaciesz jest epicki, jeśli
wiecie, co mam na myśli. Ociera z kącików oczu łzy i uśmiecha się szeroko. Nie
zareagował na jej zaczepkę. I słusznie.
—
Yare, yare! – wzdycha Mira.
—
Jak się czujesz Mistrzyni z tytułem babci? – Zadaje pytanie Mavis, ale jej już
nie ma na stołku sędziowskim. Wzruszam ramionami i zwracam wzrok na scenę. –
Następna para, proszę.
—
Chodź, Freed! – słyszę młodszą Strauss.
—
Wybacz panienko, ale nie – odpowiada jej Justine.
—
Odmawiasz mojej siostrze? – Nawet nie wiem, kiedy Mira zmieniła się w Diablicę.
Prawą nogę ugięła w kolanie i oparła stopę o stół, przy którym siedzimy, a lewą
– o krzesło. Gdyby wzrok mógł zabić, podejrzewam, że Freed miałby zgon na
miejscu.
—
Ni…ie. Ja tylko…żartuje. Hihi. – Broni się chłopak.
—
To dobrze. – Starsza Strauss wróciła do normalnej postaci i zajęła swoje
miejsce.
—
Freed! Zademonstrujmy im naszą magię! – Proponuje Lisanna i używa Zwierzęcej Duszy Kota. Wygląda słodko.
Co jakiś czas wydaje z siebie odgłos „nya” i wymachuje dłońmi, jak kot
przednimi łapkami. Freed używa swojego Yami no Ecriture: Absolutny Cień i zmienia się w rycerza. Ach! Jak ja kocham
ten jego pióropusz i resztę zbroi!
— W każdym razie, Miruś – zabiera głos Lisanna –
występujemy, jako para przyjaciół.
— Wiem, siostrzyczko. – Starsza Strauss rozpływa
się w uśmiechach. – Chciałam tylko, żeby było zabawniej. – Freed jest w szoku
po jej słowach i głośno przełyka ślinę. Wraz z Lisanną kłania się i oboje
opuszczają scenę.
— Kto następny? – pytam, gdyż chcę, by magowie sami
wychodzili na podwyższenie.
— Carluś! – Naszym oczom ukazuje się niebieski kot.
– Mam rybkę dla ciebie!
— Oj, kocie. – Na scenie pojawia się biała kotka. –
Dałbyś już spokój. – Po tych słowach krzyżuje łapki na piersi.
— Filaretko. – Happy zwraca się do mnie. – Proszę
sprawić, by Carla mnie polubiła.
— Nie – odpowiadam z uśmiechem. Na jego twarzy
gości szok i niedowierzanie.
— Ale dlaczego? – pyta mnie ze łzami w ogromnych
oczach.
— Bo wystarczy twój urok osobisty.
— Naprawdę? – Patrzy na mnie z niedowierzaniem.
— Tak. Porwij ją gdzieś – proponuje, by nieco mu
pomóc i puszczam oczko.
— Aye, Sir! – wykrzykuje i bierze Carlę w łapki.
— Co ty, Happy? – mówi zdziwiona Exceedka. Kot
uaktywnia Aerę i tyle ich było widać.
— Dobra! Następna para, proszę! – Pojawiają się
Ever i Elfman. Mówią coś do siebie podniesionymi głosami i energicznie
wymachują górnymi kończynami. Nic nie rozumiem z potoku ich słów, ale wyglądają
słodko!
— Ach! To miłość! – Głos zabiera Mira. Dłonie
złożyła jak do modlitwy i przypatruje się państwu El & Ev maślanymi oczami.
W momencie kłótnia tej dwójki milknie.
— Wcale nie jesteśmy zakochani! – Krzyczą Osiłek i
Wróżka, jedno przed drugie.
— Ta, jasne! – Zabieram głos. – A ja jestem święta Ondzia,
albo inna Karmelitanka Bosa. – Po moich słowach, oblewają się pąsem i schodzą
cichutko ze sceny. – Ostatnia para, proszę. – Na scenę raźno wchodzi Natsu.
Kilka metrów za nim idzie Lucy. Ma spuszczoną głowę i wyraźnie jest skrępowana.
Jej policzki są zarumienione. Nie rozumiem tylko, czemu? Przecież znają się jak
łyse konie! – Lucy – zwracam się do dziewczyny. Spogląda na mnie. – Nie bądź
taka skromna. Wspólne spanie już niejednokrotnie zaliczyliście. – Uśmiecham się
chytrze, gdy zauważam, że poczerwieniała jeszcze bardziej. O ile to możliwe.
— CO?! – słyszę w swoim prawym uchu i przez chwilę
jestem pozbawiona zmysłu słuchu po mojej prawicy. Przecieram palcem kanał
słuchowy i rzucam głową na boki. Dobra, mój zmysł powrócił. Zwracam się w prawo
i widzę, jak reszta jury patrzy na mnie zdziwiona.
— Skąd wiesz? – Zadaje szeptem pytanie Mistrz.
— Mam swoje źródła – odpowiadam cicho, z
tajemniczym uśmiechem na twarzy i śmiejącymi się oczami.
— Ach! – Mira zabiera głos. – Ciekawe, jak będą
wyglądać wasze dzieci? – Wyobraźnia Miry: uaktywnienie. Strzeżcie się, biedne
duszyczki! (Na samym końcu są edytowane przeze mnie zdjęcia
dzieci Natsu i Lucy, wg wyobraźni jurorki Strauss. Zachęcam do oglądania :)
— Miruś, nawet ty przeciw mnie? – jęczy Lucy,
wyraźnie przygnębiona tym faktem.
— Trzeci, nie mówiłeś, że ponownie zostaniesz
pradziadkiem! – Stwierdza Mavis. (Oho! Nie
powiedziała Szósty, ani Ósmy. Jest dobrze!)
— Pierwsza, pojęcia nie miałem! – odpowiada
Makarov.
— Ja protestuje! – krzyczy Lucy.
— Oddalony! – odkrzykuję.
— Okrutna! – Lucy popada w czarną rozpacz.
— Luce, głowa do góry! – Pociesza ją Natsu. – W
końcu jesteśmy zespołem!
— Natsu, to konkurs par!
— No i? – Spogląda na nią ze zdziwieniem.
— O rany! – Lucy wznosi ręce do nieba. – Nic.
— Ty, płomyczku, na serio jesteś idiotą. – Oliwy do
ognia dolewa Gray.
— Chcesz się bić, gwiazdo porno?
— Coś powiedział?
— Nie dość, że gołodupiec, to jeszcze głuchy!
— Gray–sama! – krzyczy Juvia, gdy skaczą sobie do
gardeł. – Lucy–sama i Natsu–sama to ostatnia para. Zaraz ogłoszenie wyników!
— Wyniki są męskie! – wykrzykuje Osiłek.
— Elfman, głąbie, siedź cicho! – Ever zdziela go
wachlarzem po głowie.
— To wszystko? – pyta zdziwiona Mira. – Nie może
być!
— Miruś, gdybyś nie była w jury, to bym cię z kimś
połączyła.
— Co takiego? – Patrzy na mnie zdziwiona.
— No teraz ja się bawię w swatkę, jakbyś nie
zauważyła. – Uśmiecham się szeroko.
— Ale to moja rola! – odpowiada z uniesieniem w
głosie.
— Nie w tym opowiadaniu. A teraz werdykt! Musimy
się naradzić! – Jury wstaje z miejsc i znika za drzwiami gabinetu Makarova. Po
chwili wraca i zasiada za stołem w pełnym składzie. Dziadziuś jest poważny.
Babcie – Ej! – kontynuuje i nie zwracam na nią uwagi – opuściła czarna rozpacz,
ale patrzy na mnie morderczym wzrokiem. – Mavis, nie rób takiej miny. Tutaj
wszyscy cię widzą. Pamiętaj o tym. – Po moich słowach rozpływa się w
uśmiechach. Cwaniara. Miruś jak zawsze patrzy na wszystkich z delikatnym
uśmiechem na ustach. A ja? Mam radochę, że jestem z nimi i mam okazję do żartów
z mocarnych magów Fairy Tail! Wszyscy uczestnicy są już na scenie i oczekują na
to, co powiem.
— Autorko! – słyszę głos Natsu. Spoglądam w tamtą
stronę. Widzę, jak zwisa z dekoracji przytwierdzonej do sufitu z podpaloną
prawą pięścią. – Czytaj wyniki. Cały aż płonę!
— Natsu, spalisz mi włosy! – Heartfilia odsuwa się
nieco od chłopaka, gdyż jego „lina” znajduje się nad jej głową.
— Chodź, Luce! Walczmy! Napaliłem się! – Zeskakuje
na podłogę i zaczyna ją gonić.
— Aaaaaa! – krzyczy dziewczyna i ucieka przed nim.
Mam tego dość, dlatego opuszczam swój sędziowski stołek i podchodzę do,
płonącego jak pochodnia, Dragneela.
— Siad, Natsu! – Nokautuje go ciosem w brzuch. Ten
pada na podłoże z głuchym łoskotem.
— Natsu–san! – Wendy zrywa się w miejsca, by mu
pomóc. Chwytam za kołnierz jej ubrania i unoszę ją tak, że nóżkami przebiera w
powietrzu. Spogląda na mnie ponad ramieniem.
— Spokojnie, Wendy. On nie umrze od tego. Wróć,
proszę, na miejsce. – Dziewczynka posłusznie ruszyła w stronę ławki, gdy tylko
jej stopy dotknęły podłoża.
— Arigato! – słyszę z ust Lucy.
— Nie ma za co. – Uśmiecham się i puszczam do niej
oczko. Wracam na miejsce. Z satysfakcją patrzę, jak nad głową Natsu unosi się
duszek i okrąg z gwiazdek.
— Natsu? – Zagaduje go Lucy. – Wszystko dobrze? –
Brak odpowiedzi jest odpowiedzią.
— A teraz wyniki! – Na dźwięk moich słów, wszyscy
wstrzymują oddechy. Nawet Natsu opuścił na chwilę mistyczny świat zbłąkanych
dusz, oprzytomniał i czeka w napięciu. Milczę, by potrzymać ich w niepewności.
Odchrząknęłam. – No to tak. – Zaczynam. – Nie wybraliśmy najlepszego paringu – słyszę
jęki zawodu, ale, niezrażona, kontynuuje. – Zostawiliśmy to czytelnikom.
— Co? – słysze pytanie z ust Tytanii. Jej brwi są
zmarszczone.
— Erza, nie złość się, bo zmarszczki się robią –
mówię tonem znawcy.
— Co? – Teraz piszczy przeciągle i dotyka swojej
twarzy.
— A najlepsze na nie jest ciasto truskawkowe!
Chcesz? – pytam, znając odpowiedź.
— Tak!
— To spokój!
— To twoja wina! – Ever strofuje Elfmana.
— Zachowuj się męsko! – mówi Osiłek. – Jeśli jesteś
mężczyzną, poczekasz na werdykt czytelników! Auć! Za co? – pyta i spogląda na
Wróżkę.
— Ach, jakoś tak. Nadgarstek ćwiczę.
— Ever!
— Nie mów tak do mnie! – Elfman ponownie zaliczył
plaskacza wachlarzem Wróżki.
— I co, mała? – Redfox znowu zaczyna.
— Nie jestem mała, Gajeel! – Wścieka się McGarden.
— Ależ jesteś!
— Teraz już nie – wtrąca Lily, który zwiększył swój
rozmiar do tego z Edolas i wziął na ramiona Levy. Uśmiecham się patrząc na tą
scenkę. Brew Gajeela niebezpiecznie drga.
— Lily, czemu to zrobiłeś? Zostaw ją w tej chwili!
— Oj, oj, ktoś tutaj jest zazdrosny! – wtrącam
swoje trzy grosze.
— Że niby ja? – krzyczy w moim kierunku i patrzy
morderczym wzrokiem. Kiwam twierdząco głową. – Ja nie mam takich problemów.
Auć! – mówi, gdy zalicza glebę, przyciśnięty przez ogromny napis „Ir♥n”. – Za co? – pyta się sprawczyni.
— Żebyś się uspokoił.
— Aha. – Odrywa kawałek napisu, wkłada do ust i
przeżuwa. – Smaczne. Gihi.
— Cieszę się.
— Gray–sama! – Słyszę zawodzenie Juvii. – Zrób coś,
żeby nas wybrali!
— Nie lep się do mnie! – Fullbuster próbuje
odczepić ją od swojego ramienia.
— Juvia… – Lucy chce coś wtrącić.
— Moja rywalka w miłości! – Oczy Juvii ciskają
gromy, gdy patrzy w stronę blondynki. – Juvia zaraz dopadnie rywalkę!
— Tak, tak! – wtrąca Natsu. – Bijcie się!
— Juvia… – Teraz reaguje młodsza Strauss.
— Lisanna–sama też poluje na Gray–samę? Freed–sama,
proszę zająć się tą panią! Rywalką w miłości numer 2! Gray–sama jest tylko Juvii!
– Wodna Kobieta ponownie przytula się do Maga Lodu.
— Po co się kłócić, kiedy można się całować? –
Alzack i Bisca przystępują do dzieła.
— Całowanie się jest męskie! – To powiedziawszy, Osiłek
dobiera się do Wróżki.
— Co robisz, idioto? – Wyzywa go Ever.
— Wszystko po męsku! – wykrzykuje Elfman.
— Pozwól, że ci zademonstruje. – Ever chwyta przód
jego koszulki i przyciąga go do siebie.
— Co, mała? Teraz my? Gihi. – Redfox mierzy
spojrzeniem czerwonych oczu Levy.
— Chyba żartujesz, Gaje… – Nie dane jest jej
dokończenie zdania. Żelazny Smoczy Zabójca chwyta ją w ramiona i łączy ich usta
w pocałunku.
— Lady Lisanno. – Justine kłania się dziewczynie.
— Sir Freed. – Ona dyga przed nim z gracją. –
Wystarczy w policzek?
— Naturalnie, panno Strauss.
— Charluś! My też! My też! – krzyczy podekscytowany
Happy. Nawet nie wiem, kiedy pojawili się ponownie. Magia, ot co!!! To w końcu
Fairy Tail.
— Żartujesz? Ileż można! – Po jej słowach w gildii
zapada grobowa cisza. Wszystkich dosłownie zatkało. Każdy patrzy na dwójkę
Exceedów ze zdziwieniem i zbiera szczękę z podłogi. Nie wyłączając mnie. – Co
się gapicie? Wróciliśmy przecież z randki. Ale co tam. Chodź, kocurze.
— Aye, Sir! Już lecę, Charluś!
— Gray–sama! My też! My też! – Juvia biegnie za
Magiem Lodu.
— Zostaw mnie! – Fullbuster ucieka przed nią i
kryje się za plecami Lucy.
— Moja rywalka w miłości! – Syczy Lockser i patrzy
z nienawiścią na Heartfilię.
— Juvia, to nie tak! Nic z tych rzeczy! – Broni się
dziewczyna.
— Gołodupcu! Zostaw moją nakama! – drze się Natsu.
— A co mi zrobisz? – Gray przedrzeźnia go. – Chcesz
się bić, żygaczu płomieni?
— Jak zawsze, striptizerze!
— A Juvia chce się całować z Gray–samą! – Po tych
słowach dziewczyna zalewa się łzami i siada na środku sceny.
— Yare, yare! Spokojnie Juvia. Może Filaretka coś
wymyśli – mówi Mira.
— Moja rywalka w miłości! – W Lockser ponownie
wstępuje duch bojowy. W jej oczach tli się żądza mordu, skierowana przeciw
Lucy. Będą się pruć! Sasasasa!
— Lucy, uważaj! – krzyczy Erza, która w jednym z
kątów gildii całowała Jellala.
— Co? – Dziewczyna nie zdążyła zareagować i
zaliczyła twarde spotkanie z podłogą. Powoli uchyliła powieki. Spostrzegła szmaragdowe
oczy Natsu, który przygniótł ją swoim ciałem. Ich nosy praktycznie się stykają.
Lucy pąsowieje po cebulki włosów.
— No, płomyczku, pokaż, na co cię stać! – wykrzykuje
Gray, przygnieciony do ściany przez Juvię, która skorzystała z zamieszania i
dobrała się do niego.
— Zaraz ci udowodnię! – odkrzykuje Natsu, gotowy do
walki. Ma zamiar się podnieść, ale Lucy trzyma przód jego kamizelki. – Co ty,
Luce?
— Po prostu mnie pocałuj, a później leć – mówi,
uroczo zarumieniona dziewczyna.
— Całowanie się jest męskie! – krzyczy Elfman,
który ten proceder ma już za sobą.
— Natsu! Natsu! Natsu! – Wszyscy wstali z
miejsc i skandują jego imię. Naturalnie ja i reszta jury także!
— Dobra! – Salamander zwraca się do Lucy. – Nie
wygląda jakby bolało. Ale musimy wstać. Czuję się dziwnie, leżąc na tobie. – Po
tych słowach, spiekł raka. Gdy chce się podnieść, napotyka opór.
— Nie – szepcze dziewczyna. – Całuj. – Przyciąga go
do siebie delikatnie. Patrzą sobie głęboko w oczy. Ich usta łączą się w długim,
słodkim pocałunku. A…
— STOP!!!!!!!!!!!!!! – słyszę darcie Lucy i obraz
sprzed chwili ulatuje z mojej wyobraźni. – Nie słuchajcie jej! To jest jej
fatamorgana! – Heartfilia patrzy na mnie ze złością. Z jej uszu unosi się biały
dym, jak po udanym konklawe. Prawą dłoń ma zaciśniętą w pięść, a lewą
wyciągnęła w przód i wskazuje na mnie palcem, który temu zawdzięcza swą zacną
nazwę. Sylwetkę ma prostą, jak kij od szczotki. O dziwo, dała radę zrzucić z
siebie Natsu, który już bije się z Grayem, i wytknąć mi moją fantazję.
— No dobra, przyznaję się. Zostałam przyłapana. Tak
na serio, to Lucy broniła się nogami i rękami. Miałam wrażenie, że oglądam
zapasy sumo.
— Ej! – Znowu Lucy. – Nie mam predyspozycji do tego
miana!
— Jasne, a świstak siedzi i zawija je w te
sreberka. – Humor wyraźnie mi dopisuje.
— Okrutna! – Magini Gwiezdnej Energii jest wyraźnie
obombana.
— To moje drugie imię – odpowiadam z uśmiechem.
Lucy popada w czarną rozpacz. Ukazuje się jej podświadomość w postaci Aniołka i
Diabełka. Pan Aureolka, a raczej Pani, próbuje pocieszać swoją właścicielkę,
natomiast Pani Ogoniasta śmieje się w najlepsze i nazywa ją „cykorem”. Dziewczyna
wybucha płaczem, a jej „psiapsiółki” znikają, pozostawiając po sobie złocisto–czerwony
pył. Postanawiam wykorzystać tą sytuację i pstrykam palcami. Pojawia się
śliczny, malutki chłopczyk w białych majtasach i z blond loczkami. Ma wielkie,
okrągłe, niebieskie oczęta. Mam wrażenie, że widzę w nich morze. Na pleckach ma
kołczan wypełniony strzałami, a w malutkiej piąstce ściska łuk. Pod łopatkami
ma śliczne, złote skrzydełka, którymi zawzięcie macha, by utrzymać się w
powietrzu. Wszyscy zamierają. Nawet Natsu przestaje bić się z Grayem. Zgina się
wpół i śmieje do rozpuku.
— Hahahahaha!!! Nie mogę!!! Hahahaha!!! Facet w
pampersie!!! – Śmieje się w najlepsze. Niestety, tylko on. – Dzieciak!!!
— Zaraz ci udowodnię, że jestem prawdziwym
mężczyzną!!! – Amorek odzywa się cieniutkim głosikiem à la Alvin z Wiewiórek, na co
wszyscy, łącznie ze mną, wybuchają głośnym śmiechem. Pampers marszczy gniewnie
brwi, chwyta w wolną dłoń strzałę, naciąga cięciwę łuku i mierzy. Padło na
Lucynkę. Dziewczyna, widząc, co planuje Bezportas, poczyna uciekać.
— Nie ma mowy!!! – wykrzykuje, biegając dookoła
sceny z uniesionymi rękami. Wygląda jak uciekinierka szpitala psychiatrycznego.
Brakuje tylko kaftana bezpieczeństwa. – Idź sobie być Amorkiem gdzie indziej!!!
– Jury patrzy po sobie. Na ustach każdego jurora gości szczery uśmiech. Mój
jest, oczywiście, najszerszy.
— A mówią, że Natsu to napaleniec – rzecze z
zamyśleniem Mistrz, pocierając brodę.
— Nie ma co, dobrali się jak w korcu maku – stwierdza
Mavis i przywdziewa na usta jeszcze słodszy uśmiech.
— Ja z nikim się nie dobrałam!!! – Panna Heartfilia
krzyczy tak głośno, że chyba w samym Crocusie ją słychać. Amorek niestrudzenie
podąża za nią.
Natsu stoi na scenie, z rękami skrzyżowanymi na
piersiach i próbuje ogarnąć wzrokiem i umysłem (!) sytuację, marszcząc przy tym
zabawnie brwi.
— Lucy! Co jest? – pyta, wodząc za nią spojrzeniem.
– Przestań biegać!
— Nie mogę, bo mnie dopadnie! – krzyczy kandydatka
na „Wariatkę Roku”.
— Kto? – Salamander marszczy brwi i myśli (chyba
nie w tym wcieleniu :).
— Kupidyn!
— Dawać go! – Nasz Ognisty Chłopak podpala dłonie i
uśmiecha się szeroko, gotowy do batalii. – Skopie mu tyłek! Ale się napaliłem!
— Widzisz go? – Lucy nieopatrznie się zatrzymuje.
— Przecież wyśmiałem jego wdzianko. – Chłopak
rozpędza się i goni Amorka. Ten, uniósł się wyżej, przymknął prawe oko i
wypuścił strzałę w stronę Lucy. Cudem uskoczyła. Pocisk odbił się od podłoża,
trafił w ścianę, sufit, wytrącił Wakabie fajkę z ust i trafił Macao w serce.
— Ech! Na niego to nie zadziała. – Machnął dłonią Max.
Conbolt chwycił się za pierś, przymknął oczy i
odetchnął głęboko. Uniósł powieki, a jego tęczówki przybrały kształt
pulsujących, różowych serc. Spojrzał na prawo.
— Dobrze się czujesz? – spytał siedzący tam Wakaba.
Ponownie trzymał między wargami narzędzie swojego, zgubnego w skutkach, nałogu.
Macao, zamiast odpowiedzieć, rzucił się na niego i począł tulić się doń, jak
dziecko.
— Kocham cię! – krzyknął. Przerażony Mag Dymu,
wyrwał się z jego uścisku i począł biegać po całej gildii, biorąc przykład z
Lucy. Eros, nadąsany, że zamiast ładnej blondynki udało mu się trafić starego
pryka, zniknął, pozostawiając po sobie srebrno–złotą mgiełkę. Macao w tym
czasie w podskokach gonił „miłość swego życia”, jak sam nazwał Wakabę. Wszyscy
magowie śmiali się do rozpuku. No, może poza Romeo. Ten spiekł raka i opuścił
głowę, wpatrując się w swoje sznurówki. Natsu i Gray rozpoczęli kolejną bitwę,
bo było nudno. Ileż można patrzeć, jak dwaj starsi panowie gonią się, niczym
chorzy psychicznie ludzie? No właśnie. Mam podobne zdanie.
— Natsu! – Zawołany, spojrzał na mnie, przerywając
batalię. – Pokaż, że masz jaja! Bierz się za nią! – Wskazuję na ciężko dyszącą
Lucy. Ugięła nogi w kolanach, na nich oparła dłonie i opuściła głowę. Oddychała
głęboko. Słysząc moje słowa, uniosła wzrok i spojrzała na Dragneela.
— Cały aż płonę! – Chłopak pozostawił w spokoju
Maga Lodu, do którego od razu podbiegła Juvia, by następnie go napastować.
— Natsu! Bądź mężczyzną! – wydziera się Osiłek,
który oderwał się na chwilę od Wróżki. Ta na powrót usadziła go na miejscu i
złączyła ich wargi. Czuję się, jakby były Walentynki. Wy też?
— Luce! – wydziera się Natsu i pędzi w stronę
dziewczyny. Ta odwraca się przodem do niego i zalicza ponownie glebę,
przygnieciona jego umięśnionym ciałem (chciałabym być na jej miejscu, ech).
— Natsu, co ty? – Lucy próbuje się podnieść.
— Pamiętaj, że jesteś silniejszy od niej – mówię,
wstając z miejsca i klaszcząc zawzięcie w dłonie. Reszta jury i widzowie
dołączają do mnie. Pan „Men” rozpyla perfumę miłości, wprowadzając nas w
romantyczny nastrój.
— Święta racja. – Uśmiecha się krzywo, chwyta
nadgarstki Lucy i unieruchamia jej ręce nad głową. Powoli przybliża swoją twarz
do jej. Jego usta zdobi szeroki uśmiech, ukazujący białe kły.
— Natsu – słychać szept Lucy. Jej serce przyśpieszyło
wygrywanie swojej, zwyczajowo spokojnej, melodii.
— Ci… – szepcze uspokajająco Salamander i łączy ich
wargi. Dziewczyna poczęła się wyrywać, ale gdy Natsu pogłębił pocałunek,
przestała. Uwolnił jej nadgarstki, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Chłopak
objął ja w talii. Wywołali tym falę gwizdów i braw wśród członków gildii. Jak na
mój gust, mogliby już skończyć, ale chyba jest im zbyt przyjemnie. A co tam!
Niech się całują tak długo, jak mają chęć! W końcu to przeznaczenie! Spoglądam
na moje prawo. Widzę, że Mira i Mavis ocierają kąciki oczu z łez i patrzą ze
szczerym uwielbieniem na całujących się magów. Patrzę dalej. Makarov uśmiecha
się szeroko i szepcze: „Ach! Młodość, ot co!”. A ja? Szczerzę się jak głupia do
sera, gdyż zrobiłam to, co Mashima już dawno powinien. I na tym zakończę me
opowiadanie. A wybór najlepszego paringu zostawiam Wam, Moi Drodzy Czytelnicy,
mając nadzieję, że chociaż odrobinkę się podobało. Do następnego!
Wasza Filaretka
A tutaj obiecane zdjęcia:
I jak się podobają wytwory wyobraźni jurorki
Strauss???
— Na pewno się podobają, prawda? – Wspomniana Mira
pojawia się przed wejściem do gildii jako Demon i tworzy w dłoniach kulę
magiczną. Jak powiecie, że zdjęcia nie pasują, pozostanie ze mnie proch w sam
raz na Środę Popielcową!
— Miruś, to było pytanie retoryczne – staram się
ją nieco opanować. Kto wie, co jej do łba strzeli? Może całą gildię wysadzić,
jak dobrze wymierzy!
— Wiem, ale ja czekam na odpowiedź. – Demoniczna
persona uśmiecha się swoimi czerwonymi jak krew ustami i podrzuca otrzymaną
wcześniej kulę magii.
— Błagam! Zróbta coś, żeby się uspokoiła! Jak Boga
kocham, zginę!
Nagle zostałam otoczona wszystkimi konkursowymi
parami, co mnie mile zaskoczyło. Chyba chcą coś powiedzieć.
— Trzy, czte–ry! Dziękujemy za czytanie! Zapraszamy
na głosowanie!
Wszyscy się kłaniają i wracają do gildii, by opić
dzisiejsze wydarzenie. Ja zostałam zmuszona do powrotu przez resztę Wielkiej
Czwórcy i teraz siedzę przy jednym ze stolików, dzierżąc w dłoni szklaneczkę z
sokiem pomarańczowym i podziwiając to, co zwą normalnością w Fairy Tail. A co
się dzieję? Tego Wam nie zdradzę :).
To to było twoje? Ojacie! XD
OdpowiedzUsuńGebialnie kochana, genialnie.
Nie piszę więcej, bo właśnie jestem wyczerpana nauką. Tak, nauką (patrzy sugestywnie na zawalone mangą biurko) no nauka jak cholera.
No ale niiic~!
Genialnie jak by inaczej. Czekam na rozdziały twojego autorstwa xp
No tak, moje, moje :). Wiesz, skoro była okazja do pokazania się, kiedy jeszcze nie posiadałam bloga, to napisałam opko :). I to nie był jedyny konkurs, w którym brałam udział u Oli :D. Dziękuję Ci za to, że pomimo zmęczenia nauką, wyrwałaś tych kilka chwil i naskrobałaś komentarz. To wiele dla mnie znaczy :*. Kochana jesteś! A rozdział już całkiem niedługo, bo za półtorej tygodnia :). Przed chwilą betowałam go chyba po raz pięćdziesiąty i wciąż uważam, że coś jest nie tak... No nic, ocenicie sami :).
UsuńDuża buźka i mocny uścisk dla Ciebie,
A resztę zostawiam dla siebie!
R :*.
Karolciu, Słonko Ty moje! Zawsze mogę na Ciebie liczyć w kwestii komentarza i całej masy innych rzeczy. Bardzo Ci dziękuję za te miłe słowa! I z parringiem mamy to samo - NaLu wygrywa :D. Chociaż ja na równi z Natsu i Lucy wielbię Elfmana i Ever :D. Tacy kochani są! Zachowują się jak stare dobre małżeństwo :D. Widać, że się dobrali :). Dziękuję za wenę, bo jej nigdy za wiele, chociaż ostatnio dopisuje bardziej niż zwykle, ale czas nie współgra z nią i to jest istota problemu, a przez to stoję w miejscu i z rozdziałami, i z szotami... No ale nie żalę się, nie przynudzam itepe. Co do Twojej marzenia odnośnie miłości i namiętności, no cóż, nie zdradzę nic, ale myślę, że nieco poczekasz :D.
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno i całuję,
Twój komentarz komentuję :D.
R :*.
Jakim cudem filaretka nie wie skąd się wziął Jellal (czy jak to się pisze)Przecież to jej opowiadanie
OdpowiedzUsuńHahaha! No przecież szwendał się gdzieś, ukrywając się przed Rada Magiczną, a nagle bum! i jest ;D. Witam Cię serdecznie! Jak mi miło zobaczyć nową Czytelniczkę i do tego przeczytać komentarz :).
UsuńŚciskam mocno,
R ;).
Tak ja obiecalem wrucilem i przeczytalem i zostawiłem po sobie slad tyko zastanawiam sie z jekiej to ami sa bocharerowie bo chyba jeszcze jej nie widziałem d:-)
OdpowiedzUsuńCześć! Po pierwsze napiszę, że jestem mocno zaskoczona, bo wchodzę na bloga, a tutaj 10 nowych komentarzy. Dziękuję Ci bardzo! Jest mi naprawdę miło, że zawitałeś :D. Spodziewałam się Ciebie po południu, ale skoro już jesteś to wiedz, że naprawdę się cieszę :). Jeśli idzie o tematykę mojego bloga, jest to fanfick na podstawie mangi i anime „Fairy Tail”, a twórcą tego pierwszego jest Hiro Mashima ;). Naprawdę gorąco polecam, bo zarówno wersja zekranizowana, jak i ta rysowana, są świetne!
UsuńPozdrawiam,
R ♥.
Wijaj
OdpowiedzUsuńMiałam zabrać się za czytanie troche puzniej ale jakoś mi się nudzi i mam duzo do przemyslenia tak mi ktoś przemuwił do rozumu i sprubuje pujsć za jego rada i to zrobic . ale w tym opowiadaniu chyba wszystko zostalo juz opisana wiec napisze ze mi się spodobalo i naj bardziej ten obrazek fajna była by zniego tapeta na telefon to chyba wszystko znikam na pisać do mojego wiatra ze jest już dobrze mam nadzieje ze nigdzie nie napisalam głupich imeli koncze bo już za dużo odbiegam od tematu pozdrawiam ♪
Kochana Lucy!
UsuńNawet nie wiesz, jak się cieszę, że jednak czytasz i komentujesz! Dziękuję Ci bardzo :). A jak jeszcze notka Ci się podobała, to cieszę się podwójnie! Co do obrazka, sama przerabiałam w GIMPie. Jeśli chcesz, zapisz go sobie i ustaw na tapetę, pozwalam Ci :D. Ba! Ja będę zaszczycona! Ja także pozdrawiam!
Ściskam mocno!
Twoja R ♥.
No nie, jak mogłam z tym tak długo zwlekać?!
OdpowiedzUsuńPomimo tego, że nie betowałaś, wyszło wspaniale! Co rusz śmiałam się jak idiotka i szczerzyłam niczym Joker i Harley Quinn (Daria ma fazę na "Legion Samobójców"), a czasami nawet miałam wrażenie, że wyglądam, jakbym uciekła z psychiatryka 😂 😂 😂!
Co tu więcej dodać? Hmmm... Pomysł jest naprawdę świetny, a nawet przyznam, że nigdy bym na coś takiego nie wpadła!
Całusy!!! 💖
No nie gadaj, że tego nie czytałaś, kiedy Ola Ri ogłosiła konkurs? No kurde! Aż nie do wiary!
UsuńHahaha! Naprawdę Ci się podoba? W takim razie ogromnie się cieszę, bo ja sama jestem zachwycona tym, co napisałam (ach! Ta skromność!).
O kurde, nie znam tego, o czym piszesz. Nie oglądałam i nie wiem, czym się to je... Ale skoro rozbawiłam Cię chociaż trochę, moja radość nie ma końca :D. A na pomysł wpadłam od razu, kiedy Ola ogłosiła konkurs i spisałam początek, żeby powstał ciąg dalszy. No i oczywiście, musiałam być równie ważna, jak bohaterowie :D. I tak oto cała historia powstania tego opowiadania :D.
Ściskam mocno!
Twoja R ♥.
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo ☺️ Cieszę się, że Ci się podobało i dziękuję, że zostawiłaś po sobie ślad.
UsuńPozdrawiam cieplutko!
R 💙